Polecamy Recenzje Przed premierą Publicystyka Warto zagrać Artykuły PREMIUM
Recenzja gry 21 lipca 2005, 12:31

autor: Maciej Kurowiak

Jade Empire - recenzja gry

Jade Empire przypomina z pozoru KOTOR-a, ale już na samym początku przekonamy się, że pomiędzy tymi grami jest bardzo wiele różnic. Choćby dlatego, że akcja rozgrywa się w orientalnym świecie do złudzenia przypominającym starożytne Chiny.

Recenzja powstała na bazie wersji XBOX.

Baldur’s Gate, Planescape: Torment, Knights of the Old Republic... niewielu jest miłośników gier role-playing, którzy przeoczyli te tytuły. Ten gatunek, jak żaden inny jest podzielony według południków. Wschodnią półkulą niepodzielnie włada Square Enix, podczas gdy na półkuli zachodniej od lat prym wiedzie Bioware. Ten sam Bioware, który kiedyś ogłosił się twórcą renesansu gier RPG i niewątpliwie było w tym sporo racji, gdyż firma wniosła olbrzymi wkład w rozwój tego gatunku, a wymienione wcześniej tytuły należą dziś do absolutnej klasyki. Bioware zawsze podążał swoją drogą, nie oglądając się na innych – to projektanci z niego wprowadzili niemal rzeczywiste interakcje pomiędzy członkami drużyny, które były zależne od poczynań gracza i jego charakteru w grze. Nikt przed nimi nie eksperymentował z tak ogromną ilością dialogów i możliwości rozmaitych wyjść z sytuacji. Ich gry zawsze imponowały ogromnym rozmachem wizji i niebywałą wprost wielowątkowością. Ukoronowaniem tej drogi był jeden z największych hitów RPG na Xboxa – Knights of the Old Republic – gra wielokrotnie nagradzana, doskonale przyjęta zarówno przez graczy, jak i przez krytyków. Nic więc dziwnego, że zapowiedź stworzenia zupełnie nowego tytułu, rozgrywającego się w orientalnym świecie wojowników wuxia, mitycznych chińskich bohaterów o nieludzkich umiejętnościach, od samego początku musiała wzbudzać spore emocje. Premierę Jade Empire przekładano wielokrotnie, ale koniec końców gra zagościła wreszcie na naszych półkach.

Wszystko, co w Oriencie najlepsze...

Jade Empire przypomina z pozoru Knights of the Old Republic, ale już na samym początku przekonamy się, że pomiędzy tymi grami jest bardzo wiele różnic. Akcja rozgrywa się w orientalnym świecie do złudzenia przypominającym starożytne Chiny. Mamy więc tytułowe cesarstwo, zamieszkane przez rozmaite ludy, a także typowe, baśniowe i mityczne stwory, takie jak ogry czy demony. Wszystko to podlane jest dalekowschodnim sosem znanym miłośnikom azjatyckiego kina kung-fu, a szerszym masom dzięki tytułom takim jak Przyczajony tygrys, ukryty smok czy Dom latających sztyletów. Znajomość sztuk walki jest oczywista dla wszystkich mieszkańców tego świata, ale główny bohater ma oczywiście zdolności wykraczające poza poziom dostępny dla zwykłych śmiertelników.

Rozpoczynasz grę jako jeden z uczniów w szkole sławnego Mistrza Li. Szybko dowiadujesz się, że masz specjalne predyspozycje (unaoczniają się one przy sukcesywnym walcowaniu innych uczniów w sparingowych ustawkach). Idylla kończy się, gdy miasteczko zostaje napadnięte, akcja nabiera rozpędu, a nasz heros musi wyruszyć w podróż życia. Pomimo orientalnego poszycia, mamy w gruncie rzeczy do czynienia ze światem fantasy – począwszy od rozbudowanego bestiariusza, na latających machinach kończąc. W grze znajdziemy wszystkie typowe dla tego gatunku motywy: Zło podejmie próbę zniszczenia świata, ale grupa śmiałków pod dowództwem głównego bohatera, zrobi wszystko, by ten proces powstrzymać. Wszystko to już widzieliśmy wcześniej, ale trzeba przyznać, że dalekowschodni klimat wnosi sporo świeżości do jakże przecież wyeksploatowanego nurtu magii i miecza.

Zaczynamy od wyboru postaci. Możemy wybrać spośród kilku bohaterów, z których każdy reprezentuje inną klasę. Trzeba zaznaczyć, że w przeciwieństwie do KOTOR-a, nie możemy tutaj definiować cech, fryzury czy twarzy. Klasy w Jade Empire są dokładnie tym, czym w innych RPG są profesje (wojownik, czarodziej itd.). Odpowiednikiem łotra lub złodzieja jest więc klasa fast, wojownikowi odpowiada klasa strong, a czarodziejowi magic. Zwolennicy tradycyjnych gier fabularnych mogą być nieco zawiedzeni, gdyż szybko przekonają się, że najnowsza produkcja Bioware idzie raczej w stronę znacznych uproszczeń niźli komplikowania systemu rozgrywki. Współczynniki zredukowano do naprawdę podstawowych – mamy więc żywotność, którą reprezentuje czerwony pasek u góry ekranu, energię Chi (niebieski pasek) i Focus (żółty pasek).

Tutaj nawet szczury trenują kung-fu.

Kwintesencją każdego systemu RPG, obok wykonywania misji, jest walka i tutaj przede wszystkim skupia się cała oryginalność i unikalność Jade Empire w porównaniu z wcześniejszymi produkcjami Bioware. Autorzy zrezygnowali z podziału na tury, zastępując go bardzo dynamiczną rozgrywką w czasie rzeczywistym. Rozwiązanie to jest wprawdzie bliższe bijatykom niż RPG i ortodoksi mogą się krzywić, ale trzeba uczciwie przyznać, że w atmosferze rodem z filmów kung-fu, sprawdza się znakomicie. Sterowanie jest bardzo intuicyjne i nauka podstawowych zasad walki przychodzi naprawdę bardzo szybko i bezboleśnie. Do dyspozycji mamy długą listę rozmaitych stylów, których możemy nauczyć się od napotkanych postaci. Oczywiście nie tylko atakujemy, ale możemy też unikać i blokować ciosy. Pojedynki toczymy w dwojaki sposób: wręcz lub za pomocą broni. Ta druga możliwość jest jednak nieco bardziej kosztowna, gdyż posługując się na przykład mieczem, zużywamy zarazem wspomnianą już energię Focus. Ta zresztą służy też do spowalniania akcji – w dużym skrócie my atakujemy z normalną prędkością, a wrogowie ruszają się jak w muchy w smole.

Istotną rolę pełni też energia Chi, dzięki której możemy się leczyć – wystarczy nacisnąć odpowiedni przycisk i Chi „przelewa” się prosto w czerwony pasek oznaczający żywotność. Chi służy także do czarowania i jesteśmy w stanie na przykład spowolnić wroga lub zadać mu obrażenia powodując trzęsienie ziemi. Można narzekać, że w Jade Empire nie ma elementu strategicznego, nie ma planowania swoich akcji i stosowania odpowiedniej taktyki, ale zamiast tego mamy prawdziwą, bardzo dynamiczną walkę w stylu kung-fu. Szkoda, że autorzy zamiast pogłębić ten element gry, poszli na łatwiznę i właściwie każdy pojedynek rozwiązujemy w ten sam, prosty sposób – przeskakując nad głową przeciwnika i atakując go od tyłu. Niestety Jade Empire, jeśli chodzi o aspekt bitewny, jest niezwykle łatwe. Nawet wobec silniejszych wrogów nie musimy się w żaden sposób wysilać i z całą pewnością jest to jedna największych wad gry. Podobnie ma się sprawa z technikami magicznymi i czarowaniem. W gruncie rzeczy nie ma sensu rozmieniać się na drobne i rozwijać te umiejętności, jeśli wszystkich przeciwników ubić można wspomnianą już banalną metodą.

Na szczęście nie samą walką człowiek żyje i Jade Empire to także długa podróż przez cesarstwo oraz ogromna ilość przygód i zadań do wykonania. Tak jak w KOTOR-ze mamy do wyboru dwie ścieżki, którymi możemy podążać. Pierwsza to droga Otwartej Dłoni, czyli w dużym skrócie czynienie dobra, dzielenie się wszystkim ze wszystkimi i nadstawianie karku za pierwszego lepszego w potrzebie. Druga to droga Zamkniętej Pięści, której celem jest traktowanie świata jedynie przez pryzmat własnych korzyści, ale też nauczanie innych ludzi, by brali los w swoje ręce. Niemal każde zadanie możemy wykonać na dwa sposoby doskonaląc przy tym którąś z obranych dróg. Niestety z żadną z nich gracz nigdy nie utożsami się do końca – jeśli obierze ścieżkę Otwartej Dłoni, będzie musiał pomagać nawet największym głupcom, którym należy się co najwyżej porządny kopniak na drogę. Z kolei Zamknięta Pięść to częste pyskówki, drobne uszczypliwości i złośliwości. Nie ma tu nic z pierwotnej powagi, którą przesiąknięte są zwoje wykładające zasady podążania tą drogą. Jak bowiem inaczej wytłumaczyć wdawanie się w wymianę obelg z dziewczynką, która nie dorasta nam nawet do pasa?

Oczywiście rozmawiać możemy prawie z każdym.

Nawet z wymienionymi wadami Jade Empire i tak jest najbardziej zaawansowaną grą RPG, jaka dotychczas powstała, jeśli chodzi o zachowania i reakcje postaci zamieszkujących cesarstwo. Oczywiście tak jak w KOTOR-ze najbardziej uwidacznia się to w odniesieniu do towarzyszy podróży. Sprawa drużyny i dobieranie sobie partnera, z którym zwiedzamy dany teren, została rozwiązana identycznie jak w Knights of the Old Republic. Na samym początku naszą towarzyszką jest Dawn Star, nieco „bastilopodobna” piękność notorycznie moralizująca i traktująca nas z dużym dystansem, z czasem jednak drużyna zacznie się powiększać o nowe interesujące postacie. Jeśli jednak będziemy postępować na przekór przyjaciołom, może się okazać, że konflikt w drużynie stanie się nieunikniony – ale zbrodnią byłoby zagłębiać się aż tak dalece w fabułę gry.

Odnosząc się do innych postaci związanych lub nie z przydzielonymi zadaniami, możemy zastosować kilka metod przekonywania ich do swoich racji używając zastraszenia lub naszego uroku osobistego. Siłę naszego oddziaływania możemy powiększać dzięki specjalnym magicznym kamieniom, które mają rozmaite właściwości. Jedne na przykład powiększają ilość żywotności, a inne zwiększają szansę na udane zastraszenie. W każdym razie niejednokrotnie zdziwicie się, jak dalece Wasze działania mogą odbić się na zastanej rzeczywistości i jak wielkie dane Wam będą możliwości jej kształtowania.

Jade Empire zaskoczy Was nie tylko nowinkami związanymi z systemem walki, ale także zupełną nowością, jaką jest podniebna walka toczona przy pomocy dziwacznych latających pojazdów przypominających skrzyżowanie lotni z samolotem z czasów I wojny światowej. Gdy tylko zdobędziemy odpowiedni pojazd, zmienia się zupełnie perspektywa i przenosimy się w mini-grę przypominającą strzelaniny w stylu River Raid. Lecimy po prostu w górę ekranu i strzelamy do wszystkiego, co popadnie. Z czasem do naszego pojazdu będziemy mogli dokupić dodatkowe wyposażenie i uzbrojenie.

Nie ma wątpliwości, że Jade Empire jest jednym z najlepiej wyglądających tytułów RPG na Xboxa i gdyby nie liczne wpadki autorów, to mógłby uchodzić nawet za najładniejszą grę tego gatunku. W porównaniu z wcześniejszymi produkcjami Bioware, zdecydowanej poprawie uległ przede wszystkim świat i jeśli ktoś był zawiedziony grafiką w drugiej części KOTOR-a, to z całą pewnością będzie zaskoczony jakością oprawy wizualnej Jade Empire. Szczególnie znakomicie prezentują się wszelkie krajobrazy, a wszystkie lokacje gdzie dominuje żywa przyroda możemy zaliczyć do bardzo udanych.

Jeśli przez większość czasu rozgrywki gra nie dostaje szczególnej czkawki, to Bioware nie byłoby sobą, gdyby tym niemiłym zjawiskiem nas nie uraczyło. Gdy w dalszej części gry znajdziemy się bardzo ruchliwym mieście, ilość klatek na sekundę przypomni nam frustrację rodem z pierwszej części KOTOR-a. Drugim problemem jest stosunkowo przestarzały silnik, który jest niezwykle sztywny, by nie powiedzieć drewniany. Otwieranie skrzyń czy przesuwanie dźwigni odbywa się bez udziału ręki głównego bohatera, czyli w sposób symboliczny, za pomocą jakiejś trudnej do wytłumaczenia telekinezy. Mamy już XXI wiek i tego rodzaju smaczki nie przystoją współczesnym produkcjom. Jeśli otoczenie jest opracowane znakomicie nie tylko technicznie, ale też artystycznie, to nie można tego z całą pewnością powiedzieć o potworach. Nie dość, że jest ich bardzo mało, to niestety nieprzekonujący wygląd i marna animacja nie zachwycają. Ogólnie rzecz biorąc, jest Jade Empire mieszaniną świetnie dopracowanej artystycznie wizji imperium z technicznym niedbalstwem, a wrażenie to pogłębia jeszcze niemiłosiernie długie ładowanie lokacji.

Jeśli aspekty graficzne Jade Empire mogą budzić mieszane uczucia, to zapewne większość graczy zgodzi się z tym, że dźwięk, a w szczególności muzyka są dopracowane do poziomu mogącego równać się z najlepszymi produkcjami japońskimi z tego gatunku. Wykonany z rozmachem główny temat będziecie siedział Wam w głowach jeszcze długo po ukończeniu gry. Bioware słynie także z ogromnej ilości czytanych dialogów i Jade Empire także nie wyłamuje się z tradycji, a głosy podłożone są naprawdę doskonale.

Krajobrazy są naprawdę piękne.

Jade Empire nie jest najlepszym RPG pod słońcem, ale z całą pewnością przy niedostatku tego rodzaju tytułów na Xboxa, może stanowić świetną pozycję dla wszystkich spragnionych tego typu gier. Kochałeś KOTOR-a? Pokochasz i Jade Empire. Jeśli niektórym graczom świat Gwiezdnych Wojen mógł wydawać się zbyt ciężkostrawny, to najnowsza gra Bioware, mimo swej orientalnej atmosfery, jest bardziej zbliżona do typowego fantasy, a przez to i bardziej przyswajalna. Pomimo swoich wad związanych głównie z niezwykle płytkim systemem walki, trudno jej nie polecić miłośnikom tego gatunku. Możliwość romansowania, nieliniowa fabuła i kilka różnych zakończeń czynią z Jade Empire tytuł wart swojej ceny. Gra w wielu miejscach mogłaby być jeszcze lepsza, ale i tak gwarantuje 20 godzin bardzo dobrej zabawy i po prostu wypada w nią zagrać.

Maciej „Shinobix” Kurowiak

PLUSY:

  • nowatorski i nieortodoksyjny system walki;
  • interesująca grafika i świetna muzyka;
  • ogromna ilość zadań pobocznych i nieliniowa fabuła.

MINUSY:

  • walka jest stanowczo zbyt prosta;
  • weteranom gatunku gra może się wydać zbyt łatwa;
  • miejscami trąci myszką.
Jade Empire: Edycja Specjalna - recenzja gry
Jade Empire: Edycja Specjalna - recenzja gry

Recenzja gry

Jade Empire: SE, gra dwa lata temu nowatorska, choć i wówczas krytykowana za to i owo, ukazuje się wreszcie na PC. Czy ktokolwiek, kogo fascynują gry RPG może pozwolić, by taka okazja wyśliznęła mu się z rąk?

Recenzja gry Metaphor: ReFantazio - piękna baśń na 100 godzin zachwyca systemem walki, choć razi moralizatorstwem
Recenzja gry Metaphor: ReFantazio - piękna baśń na 100 godzin zachwyca systemem walki, choć razi moralizatorstwem

Recenzja gry

Metaphor: ReFantazio to ogromne, naprawdę ogromne jRPG, w którym przepiękna oprawa audiowizualna idzie w parze z angażującym systemem walki i genialnymi projektami przeciwników - szkoda, że w warstwie fabularnej nie wszystko zagrało tak, jak powinno.

Recenzja gry Mario & Luigi: Brothership - czarująca przygoda i udane wskrzeszenie serii
Recenzja gry Mario & Luigi: Brothership - czarująca przygoda i udane wskrzeszenie serii

Recenzja gry

Po dziewięciu latach i bankructwie oryginalnych twórców, seria Mario & Luigi powraca z całkiem nową odsłoną. Brothership to godna kontynuacja serii, logicznie rozwijająca motywy poprzedniczek - lecz pokazuje także, że więcej to nie zawsze lepiej.