autor: Maciej Kurowiak
Galleon - recenzja gry
Czy najnowszy platformer ojca Lary Croft jest w stanie sprostać bądź co bądź, silnej konkurencji wśród tego typu tytułów dostępnych na Xboxa?
Recenzja powstała na bazie wersji XBOX.
Mówi Wam coś nazwisko Toby Gard? Jeśli nie to przypomnijcie sobie pewną panią w krótkich szortach, włosach splecionych w kucyk i z dwoma gnatami w rękach. Człowiek stojący za Larą Croft, z pomocą ludzi z Cofounding Factor, wydał niedawno swoje ostatnie dzieło. Galleon zapowiadano już od ładnych paru lat, jednak grę po wielu perypetiach udało się ukończyć dopiero kilka miesięcy temu. Z początku zapowiadany na PC wylądował w końcu w stajni Microsoftu, gdzie stał się Xboxowym exclusivem. Jednak czy najnowszy platformer ojca Lary Croft jest w stanie sprostać bądź co bądź, silnej konkurencji wśród tego typu tytułów dostępnych na Xboxa?
Galleon utrzymany jest w klimatach piracko-fantastycznych. Mamy dobrego kapitana-zawadiakę o dźwięcznym, mogącym wśród niektórych budzić skojarzenia kulinarne, imieniu Rhama, jego towarzyszkę – piękną, rudowłosą Faith oraz tajemniczą, orientalnego pochodzenia Mihoko. Zwykle w platformówkach fabuła nie jest aż tak istotna jak inne elementy rozgrywki, jednak w Galleonie pełni ona szczególną rolę. Przed naszymi oczami rozgrywa się naprawdę wciągająca historia, a dialogi nie pachną sztampą i często tchną świetnym poczuciem humoru autorów (wiadomo, co dwie dziewczyny to nie jedna). Nasz bohater jest rysów typowo komiksowych i jak na herosa przystało ma kwadratową szczękę, ogromną, ledwie mieszczącą się w kubraku, klatę i patykowate nogi. Kobiety mu towarzyszące mają już na szczęście bardziej ludzkie proporcje. Widać inspirację znakomitym Ico znanym z PS2, co szczególnie widać gdy weźmiemy pod uwagę fakt uczestnictwa w rozgrywce dam. Jeśli w Ico Yorda była stosunkowo samodzielna, a zakres kontroli nad nią ograniczał się do podawania jej ręki w niebezpiecznych miejscach, to w Galleonie mamy całe menu poleceń jakie możemy wydawać towarzyszkom. Nie są to operacje skomplikowane i owocnej współpracy szybko można się nauczyć. Będzie ona bowiem wymagana do rozwiązywania zagadek, których w Galleonie jest bez liku.
Sterowanie należy do jednej z największych nowinek i niestety trzeba się doń albo przyzwyczaić albo od razu wystawić grę na aukcję. Naszym bohaterem kierujemy lewym analogiem – możemy jednak poruszać się tylko do przodu lub w tył, a o kierunku biegu decydujemy zmieniając ustawienie kamery w lewo lub w prawo przy pomocy tego samego analogu. Brzmi to może ciut zawile i z początku może wydawać się równie niedorzeczne jak jedzenie ryżu pałeczkami, gdy obok leży widelec, ale po dwudziestu minutach gry będziecie czuć się już zupełnie swobodnie. Jednym z ważniejszych i unikatowych elementów Galleona jest brawurowo i nowatorsko rozwiązana wspinaczka. Polega ona na uczepieniu ściany za pomocą prawego spustu (lub jeśli ktoś woli, triggera) i wycieczce w dowolnym kierunku, podczas gdy kamera cały czas znajduje się za naszymi plecami. Każdy miłośnik platformówek zakocha się w tym od pierwszego wejrzenia. Niestety nie wszystko w Galleonie błyszczy – ruchy naszego bohatera bywają chaotyczne, a już wyjątkowo irytujące jest wyczucie momentu skoku, gdy musimy przeskoczyć z półki na półkę. Także kamera czasem szwankuje co uwydatnia się szczególnie w etapach podwodnych. Wszystkie te niedogodności to jednak nic w porównaniu z fatalnie rozwiązaną walką. Rhama wprawdzie może walczyć wręcz, mieczem lub strzelać z pistoletu i wszystko byłoby fajnie, gdyby nie fakt, że combosy, używane w walce wręcz, wystukuje się w koszmarnie zagmatwany sposób, a przeciwników łatwiej wykończyć prostymi uderzeniami niż kombinując przyciskami. Wrogowie nie grzeszą inteligencją, a co gorsze, wszyscy wyglądają niemal identycznie i gracz może odnieść wrażenie, że wciąż atakuje go ta sama, zmartwychwstała, banda piratów. Nie lepsze wrażenie sprawiają bossowie – zwykle bezmyślni, nie wymagają żadnej specjalnej taktyki czy główkowania.
Jeśli walka jest rozwiązana beznadziejnie, gdzież więc tkwi największa siła Galleona? Ano w zagadkach, które skonstruowane są bardzo pomysłowo i potrafią przykuć do telewizora. Nie jest to żadne żmudne przestawianie dźwigni, każdy etap ma swój rodzaj zagadek do rozwiązania. Może być to kompletowanie przedmiotów, z których jeden może być na najwyższym szczycie, a inny w głębinach, takie regulowanie krat w menażerii pełnej dzikich tygrysów, by przedostać się do następnej komnaty czy też nawet zmniejszenie swoich rozmiarów by wykonać pewne zadanie. W dodatku gra ma swój specyficzny klimat, który pomimo licznych niedociągnięć, miejscami urzeka. W pamięć szczególnie zapada moment, gdy w głębinach przywołujemy Mihoko by „użyczyła” nam powietrza – scena ma przyjemny, erotyczny posmak. Galleon nie jest ani za długi, ani za krótki (choć w tym wypadku jest to już kwestia gustu) i przejście w miarę zręcznym graczom zajmie ok. 14 godzin.
Grafika jest w Galleonie specyficzna – można ją pokochać lub znienawidzić. Z jednej strony mamy postacie składające się z niewielkiej ilości poligonów, średnio wykonane tekstury oraz środowisko, które czasem przypomina zbiór wieloboków, a z drugiej ogromne przestrzenie, urzekające widoki, wysokości i działające na wyobraźnie morskie otchłanie. Niestety, czasem gra daje odczuć swoje dawne, pecetowe korzenie i raczy nas czkawką, gdy tylko otacza nas większa ilość przeciwników. Można by to jeszcze wybaczyć gdyby gra miała tekstury o wysokiej rozdzielczości a bohaterowie pękaliby od poligonów, ale w tym przypadku można spokojnie zrzucić to na niechlujstwo programistów – tym dziwniejsze, że gra powstawała przecież grubo ponad pięć lat. Jeśli chodzi o dźwięk, gra wykonana jest starannie, ale raczej nie wystrzałowo. W przypadku zestawu 5.1 dźwięki brzmią czasem zbyt głośno i bywają po prostu nieprzyjemne dla ucha (by podać przykład tupania olbrzymów). Do muzyki trudno mieć zastrzeżenia, jest bardzo subtelna – w stylu New Age – co daje swoisty klimat i znakomicie współgra ze wspaniałymi widokami. Przyczepić można się jedynie do nadmiernej powtarzalności melodii towarzyszącej walce .
Swym istnieniem Galleon zadaje kłam powszechnemu przekonaniu mówiącemu, że jeśli gra powstaje długo to jest dopracowana pod każdym względem. Widać tutaj pewną koncepcję, której realizacja miejscami pozostawia wiele do życzenia. Autorzy mieli czas by odpowiednio wykończyć wiele istotnych szczegółów takich jak walka czy sterowanie. Na szczęście gra nie imituje innych tytułów z tego gatunku, a stara się serwować graczom swój specyficzny rodzaj rozgrywki. Byłby Galleon wspaniałym wyborem dla każdego miłośnika tego gatunku, gdyby nie fakt, że na Xboxa jest doskonały Prince of Persia, nie wspominając już o Ninja Gaiden. Gdy ukończycie już wszystkie hity i przyjdzie Wam ochota zagrać w coś unikalnego i miejscami bardzo klimatycznego to z czystym sumieniem można Galleona polecić. W innym przypadku polecam tylko zagorzałym miłośnikom platformówek.