autor: Piotr Stasiak
Freedom Force - recenzja gry
Freedom Force to taktyczna gra akcji z elementami cRPG stworzona przez ludzi odpowiedzialnych za powstanie słynnego System Shock 2. Akcja toczy się w Stanach Zjednoczonych, w roku 1962, czasach największego nasilenia Zimnej Wojny, ciągłego wyścigu zbrojeń
Recenzja powstała na bazie wersji PC.
Nie ma co, nie jest łatwo być Ziemianinem. Żyjemy sobie na naszej błękitnej planecie, użeramy się z codziennymi problemami, płacimy podatki, jeździmy na wakacje (tup tup). I nawet nie zdajemy sobie sprawę, że ten okrągły kawał skały, po którym codziennie rano stąpamy, jest ostatnim bastionem wolności, radości i piękna we wszechświecie (ćwir ćwir). Całą resztą włada bowiem okrutny, perfidny i przesiąknięty złem do szpiku kości - Lord Dominion (dam-dam-dadam). Ta nikczemna kreatura postanowiła właśnie zdobyć niepokorną Ziemię. W tym celu napromieniowała najgorszych przedstawicieli ludzkiego gatunku – bandytów, morderców, złodziei – tajemniczą energią X (dzzyt dzzyt). Napromieniowani wykolejeńcy uzyskali nadludzką moc i już oni będą wiedzieli, jak ją spożytkować (aaach!). Nic nie uchroni Ziemi przed okrutnym Lordem Dominion (szatańskie hie hie hie). Nic? Ależ nie – oto na błękitną planetę przybywa Mentor – istota dobra i sprawiedliwa (tadaam). On też przywiózł ze sobą pojemniki z energią X. Moc rozpływa się w różne zakątki miasta Patriot City i zmienia wielu prawych i odważnych obywateli w superherosów. Teraz, jako drużyna „Freedom Force”, będą mogli stawić czoła złu (ta-da-daam). W imię wolności, sprawiedliwości i ogólnego szczęścia.
Tak oto zaczyna się najnowsza gra strategiczno-taktyczna, przygotowana przez Irrational Software i Crave Entertaiment, a wydana na świecie przez Electronics Arts. Jeśli spróbować ją sklasyfikować gatunkowo, zmieści się gdzieś pomiędzy taktycznymi misjami ze sławetnej serii „UFO: Enemy Unknown”, a „Fallout Tactics” czy „Jagged Alliance” z elementami rozwoju postaci. Jeśli próbować nazwać jej klimat – z pewnością będzie to coś pomiędzy starymi amerykańskimi komiksami o superherosach, a totalnym pastiszem i zgrywą. A jeśli spróbować ocenić ją jako całość – znajdzie się na najwyższej półce, wyrastając na jedną z najlepszych gier tego lata.
Na tak dobrą ocenę „Freedom Force” zasłużyła sobie z kilku powodów. Przede wszystkim dlatego, że dawno już nie grałem w grę o tak przejrzystej, przemyślanej strukturze, konsekwentnie przeprowadzonej przez autorów od początku do końca. Mieszanina gatunków – akcja, taktyka i elementy RPG – podana została w tak lekkostrawnej i intuicyjnej formie, że z chęcią przekopujemy się przez tabelki charakteryzujące poszczególne postacie. Nawet najwięksi przeciwnicy gier RPG ochoczo przystąpią do rozdzielania punktów mocy. Zasada jest prosta. Na początku kierujemy poczynaniami jednego herosa, zwanego MinuteManem. Dzięki wbudowanemu samouczkowi bez problemu możemy przejść przez pierwszą misję, przy okazji opanowując użycie super-zdolności. Kolejne zadania również nie sprawiają problemów. Najczęściej trzeba gdzieś dojść, kogoś złapać lub uratować – to zadanie główne. Fakultatywnie możemy też wykonać parę zadań pobocznych, takich jak uratowanie biednej blondynki, otoczonej w ciemnym zaułku przez kilku oprychów. Po zakończeniu planszy pojawia się ekran statystyk naszego bohatera. W zależności od liczby heroicznych czynów, których dokonał, otrzymujemy dodatkowe punkty prestiżu. Można je później wydawać na rozwój pożądanych cech – ataku, obrony, ataku na odległość, siły poszczególnych uderzeń itp.
Wraz z postępami w grze do drużyny będą dołączać się kolejni „manowie” – każdy o innym zestawie zdolności i ciosów. Po pewnym czasie będzie już można dobrać skład w zależności od preferencji. Konstruujemy silną brygadę, która w mig zetrze wszystko w pył? Czy też może dobieramy zróżnicowane umiejętności postaci – siłacza, psionika, latającego El Diablo? Wszystko w zależności od potrzeb i ulubionej taktyki. Każdy super-bohater charakteryzowany jest przez szereg wskaźników – odporności na ataki ogniowe, zamarzanie, lasery. Znajomość tych cech ułatwi dobór drużyny w zależności od czekających nas zadań. Warto przy okazji zauważyć, że „Freedom Force” jest grą świetnie wyważoną. Działa tu zasada – nie kijem go to pałką. Praktycznie każdy skład drużyny można doprowadzić do zwycięstwa. To tylko kwestia obmyślenia odpowiedniej taktyki. Aby było jeszcze ciekawiej, gra ma całkowicie otwartą strukturę, dzięki czemu w każdej chwili można ściągnąć z sieci dodatkowe, zaprojektowane przez internautów postacie bohaterów. I ty możesz mieć swego Batmana – a co.
W zabawie pomaga nam intuicyjny interfejs. Wszystko obsłużyć można myszką. Po kliknięciu na obiekcie przyciskiem działania pojawia się zgrabne menu, z którego wybieramy odpowiednie rozkazy dla naszych podopiecznych. Całość akcji dzieje się w czasie rzeczywistym, jednak w każdej chwili można spowolnić upływ czasu, lub też naciskając spację zupełnie go zastopować. Będzie to szczególnie przydatne w dalszych misjach, gdzie ilość przeciwników przyrasta w tempie geometrycznym, podobnie jak liczba bohaterów w drużynie. Czasem na ekranie dzieje się tyle, że bez zatrzymania akcji nie da się wydać odpowiednich rozkazów. Jedyną wadą interfejsu „Freedom Force” jest brak mapy. Misje często rozgrywają się w gęstej zabudowie miast. Dlatego czasem trzeba się nieźle „najeździć” po okolicy, aby zorientować się mniej więcej w położeniu głównych celów i rozmieszczeniu najbliższych przeciwników.
Kolejny atut gry Irrational to dobra fizyka świata i całkiem niezła grafika. Co prawda tła mogłyby być bardziej zróżnicowane i kamera bardziej mobilna, ale już wykonaniu i animacji postaci nic nie można zarzucić. Środowisko 3D, szczególnie plansze miejskie, z powodzeniem udają świat rzeczywisty. Po ulicach jeżdżą samochody, wędrują przechodnie, szczury, policjanci i inne zwierzęta (żart żart). Na rogu stoi hydrant i budka telefoniczna. Wszystkie te elementy oddziałują na siebie w dość realistyczny sposób. Eksplozja beczek z benzyną wywołuje w ciasnej uliczce prawdziwą masakrę latających szczątków. Nasi bohaterowie z powodzeniem wykorzystują scenografię w swoich walkach – wyrwana latarnia świetnie posłuży zamiast kija bejsbolowego, a ciśnięty w grupkę bandziorów samochód uspokoi ich natarczywe zapędy. Złożony model fizyczny to nie tylko łańcuchy eksplozji i fala uderzeniowa. To również takie drobne smaczki, jak uderzony przez El Diablo szpieg, który upadając łamie ławeczkę w parku. Albo kulka śniegowa, która odpowiednio rzucona, spowodować może lawinę. Dopracowanie tego rodzaju elementów powoduje, że gracz bardzo szybko wsiąka w świat „Freedom Force”. A poza tym można – a nawet trzeba – wykorzystywać je w trakcie walki. Ogólnie wykonanie gry należy ocenić wysoko. Szarawe tła, które po pewnym czasie trochę się nudzą, osładzają znakomite efekty super-mocy naszych bohaterów. Czasem warto jest sobie włączyć „cinematic mode” i obserwować akcje, które do tej pory znaliśmy tylko z kreskówek. Koniecznie należy też wspomnieć o muzyce – to klasa sama w sobie. Już dawno, chyba od czasów pierwszych gier Westwood, nie słyszałem kawałków tak dobranych do klimatu. Polecam szczególnie utwór „Nuclear Winter” z misji pod tym samym tytułem.
No i wreszcie na koniec ostatni plusik - bardzo ciekawa, świeża konwencja, w jakiej to wszystko podano. Autorzy świadomie parodiują styl amerykańskich komiksów z lat 50-tych. Narrator podniosłym głosem wygłasza patetyczne frazy, bohaterowie ruszają do boju „za honor i ojczyznę”, nawet zwykły blok to „dumnie stojący budynek, ognisko domowe dla prawowitych amerykanów”. Komunistyczni żołnierze giną „za mateczkę Rosję”, zmutowane owady nacierają, bohaterowie strzelają laserowym wzrokiem – mam nadzieję, że łapiecie co mam na myśli. Oczywiście było to ze strony twórców gry zagranie dość ryzykowne, bo w końcu kto teraz wierzy w takie bzdury. Ale... o dziwo się udało. Gracz szybko zauważa puszczone do niego oko i po prostu świetnie się bawi widząc komunistycznego szpiega w wielkiej futrzanej czapie, walonkach i z czerwoną gwiazdą na czole. Autorzy pozostają wierni komiksowej konwencji do końca, co im się chwali – uderzenia symbolizowane są przez dymki („zap”, „bam”, „kaboom”). Fabułę poznajemy dzięki przygotowanym na engine scenkom. Wszystkie plansze statyczne przypominają kartki z komiksów Marvela.
Pomimo gigantycznego spóźnienia, z jakim „Freedom Force” trafia na polski rynek, oraz braku polskiej wersji językowej, za co krecha dla dystrybutora – Cenega Poland – jest to niewątpliwie bardzo ciekawa propozycja dla wszystkich graczy. Jej siłą jest to, że powinna zainteresować zarówno wielbicieli gier akcji jak i RPGowców czy zagorzałych strategów. W „Freedom Force” łatwo jest się nauczyć grać i szybko można się wciągnąć. A potem nawet nie zauważymy, jak minął nam cały dzień. Co prawda nie ma tu nieliniowej fabuły i sub-questów – gracz prowadzony jest za rękę od zadania do zadania. Ale dzięki temu skupić się można na zabawie. A uwierzcie mi, wydawanie rozkazów grupce bohaterów o nadludzkich możliwościach, miotanie ogniem i rzucanie ciężarówkami, może być naprawdę zabawne. Grę z czystym sumieniem polecam i gratuluję jej twórcom (klap klap klap).
Piotr „Piotres” Stasiak