Polecamy Recenzje Przed premierą Publicystyka Warto zagrać Artykuły PREMIUM
Recenzja gry 9 września 2003, 13:11

autor: Krzysztof Marcinkiewicz

Downtown Run - recenzja gry

Dynamiczne, wybitnie zręcznościowe wyścigi samochodowe rozgrywające się w największych światowych metropoliach, tj. w Londynie, Rzymie, Moskwie, Nowym Jorku i Montrealu...

Recenzja powstała na bazie wersji PC.

Obudziłem się w niedzielę po urodzinach mojego dobrego kumpla Mańka (cóż to była za impreza!). Nie było to łatwe przebudzenie. Musicie wiedzieć, że urodziny zaczęły się przed 19, a skończyły po czwartej w nocnym klubie. Pobudka do najprzyjemniejszych nie należała. Ratunkiem miała być telewizja: Polsat zaatakował odcinkiem Power Rangers, TV4 jakąś sfazowaną bajką, TVP1 dla odmiany puściła show dla dzieci (co się stało z telerankiem?!), w którym przez telefon można było śpiewać piosenki po angielsku i wygrywać nagrody. Było to nawet kojące dla uszu. Moja radość nie trwała długo, okazało się, że ten program posiada przerywniki fabularne opowiadające przygody kilkunastoletniego jegomościa. Trafiłem na taki, w którym na chodniku w mieście spotkał on niewidzialnego krasnoludka i zaprzyjaźnił się z nim. Wiecie, chodzili razem do kina, jedli popcorn... medycyna posiada odpowiednią nazwę dla ludzi, którzy cierpią na obecność wyimaginowanych przyjaciół – to schizofrenia. Miałem dość! Wyłączyłem telewizor. Jak te biedne dzieci mają wyrosnąć na ludzi, skoro pierze się im mózgi taką beznadziejną papką od samego rana? Szukając ucieczki, trafiłem przed monitor, gdzie gra Downtown Run – nowe wyścigi z Ubi Softu - miała zająć czas, w którym dwa Panadole Extra rozpuszczą się w moim żołądku i postawią mnie na nogi... Panadol zadziałał, ale niesmak po Downtown Run pozostał.

Mieszając Pet Racera z Midtown Madness

Na pierwszy rzut oka Downtown Run wygląda na porządne wyścigi, aspirujące do konkurowania z takimi hitami, jak Midtown Madness 2 czy Grand Tourismo na konsole PlayStation 2. Rynek wyścigówek na PC jest bardzo ograniczony, producenci wolą skupiać swoje siły na konsolach, w wyniku czego rajdówkami na domowe komputery zajmują się mniej lub bardziej znane grupy zapaleńców. O ile większość rynku zdominowana jest przez dzieła Codemasters (Colin McCrae Rally, Toca Race Driver) i serię Rally Championship, o tyle resztę stanowią marnej jakości wypełniacze w postaci Midtown Madness, Mercedes-Benz Racing czy - z tych lepszych - Rally Trophy. Gdzie w tym wszystkim odnajdzie się Downtown Run? Celowo pominąłem jeszcze podgatunek wyścigówek dla młodszych graczy, którymi najpopularniejszymi przedstawicielami będą wydane jakiś czas temu ToonCar i Pet Racer. Downtown Run jest właśnie taką krzyżówką TC i PR, osadzoną w klimatach zbliżonych do Midtown Madness. Efekt? Niedziałające poduszki powietrzne – czyli w zależności od wysokości ceny tej gry w Polsce, nasze obrażenia będą mniej lub bardziej poważne. Im cena wyższa, tym większe ryzyko śmiertelnego wypadku za kółkiem Downtown Run.

Za szybkie i za wściekłe fury

Do naszej dyspozycji oddano 14 samochodów, które istnieją w rzeczywistości. Są to (w kolejności dostępności): Volkswagen New Beatle 1,8; Peugeot 307 Xsi 2,0 l 16V; Audi S3; Peugeot 206 CC 2.0 l 16V; Renault Clio Sport V6; Saab 9-3 Cabriolet 2,0; Peugeot 406 Coupe V6 3,0 24V; Mitsubishi Lancer Evo 6; Audi TT; Mitsubishi Lancer Evo 7; MG TF X-Power 500; MG ZT X-Power 500; Lord Thunderbird i Ford 2003 SVT Mustang Cobra. Z początku zabawy dostęp mamy jedynie do dwóch pierwszych modeli samochodów, ale wraz z rozwojem rozgrywki zbieramy „punkty prestiżu”, których odpowiednie ilości odblokowują kolejne wozy. Im więcej punktów, tym lepsze auta do wyboru.

Jednocześnie im lepszym samochodem się ścigamy, tym wyższa staje się sztuczna inteligencja komputerowych oponentów. Daje się niestety zauważyć, że owa inteligencja komputerowych oponentów opiera się o technologię jazdy po sznurku: praktycznie każde okrążenia samochody wykonują jota w jotę w ten sam sposób. Ponadto, jeśli sami ulegniemy wypadkowi i zatrzymamy się, to przeciwnicy zwolnią i nie odstawią nas na tyle, żebyśmy nie byli w stanie ich dogonić. W ten sposób producenci dali graczom szansę wygrania wyścigu, nawet jeśli na kilkanaście sekund zatrzymaliśmy się w miejscu. Jak widać do realizmu tu daleko, ale w Downtown Run chodzi o walkę z przeciwnikami, a nie o wierne odzwierciedlenie realiów wyścigów na ulicach miast.

Wracając jeszcze do „punktów prestiżu” należy dodać, że można je zdobywać na różne sposoby. Jeśli przeciwnik wjedzie w naszą pułapkę (użycie power upa na przykład w postaci kolczatki), to otrzymamy 800 punktów, o dziwo ta liczba za każdym razem jest stała (niezależnie od poziomu trudności). Możemy też zdobywać punkty wykonując akrobacje naszym samochodem. Jest to bardzo trudne i właściwie w większości przypadków polega na fuksie, ale gracze szybko nauczą się kontrolować turlający się samochód tak, aby nabić sobie nawet kilka tysięcy dodatkowych punktów! Ale oprócz ich zdobywania, możemy też je utracić. Jeśli będziemy zachowywać się nieprzepisowo – na przykład powodować niebezpieczne kolizje oponentów, albo wjedziemy w pułapki przeciwników - wówczas punkty zostaną odjęte od naszej puli. Jest to o tyle kłopotliwe, że jeśli pula spadnie poniżej ilości punktów wymaganej do prowadzenia aktualnego modelu samochodu, następny rajd zaczniemy ze słabszym wozem.

Samochody są co prawda na licencji, ale do tych z prawdziwego świata bardzo im daleko. Graficznie nie wyglądają najlepiej, ale przecież nie widokiem, a modelem jazdy cieszyć się należy w grach wyścigowych. Panowanie nad pojazdem w Downtown Run jest jak próba kierowania kilkutonową cegłą. Rozpędzonym pojazdem steruje się bardzo ciężko, potrafi się on wywracać na boki, turlać po jezdni, a następnie odbić się i wrócić na koła przy minimalnej utracie prędkości. Oczywiście o uszkodzeniach karoserii możemy zapomnieć. Same wypadki też nie są spektakularne i widać, że producenci postawili na prostotę wykonania samochodów i tego, co się z nimi dzieje na trasie. Pojazdy różnią się właściwie jedynie prędkością maksymalną, sterownością i przyspieszeniem. Pomyślicie: co w tym dziwnego? Tylko tyle, że nawet najsłabszy samochód da się w menu konfiguracji klawiszy tak zmodyfikować , że osiągniemy lepsze przyspieszenie lub większą zwrotność auta przy dużych prędkościach. Producenci na szczęście sprawili, że w momencie, w którym wybieramy lepsze model samochodu do danego wyścigu, inni oponenci również zmieniają swoje wozy, przez co za każdym razem szanse są mniej więcej wyrównane. O ilości poligonów z Colina 3 czy Xpand Rally również możemy zapomnieć. Kiepsko jest też, jeśli chodzi o sam model jazdy i zachowania się samochodu podczas wyścigu. Właściwie ciężko tu mówić o jakiejś wygórowanej fizyce. Samochody wywracają się przy zderzeniach, podczas których w rzeczywistości powinno się skończyć wyłącznie na lekkim wgnieceniu. Są też wypadki, kiedy wiemy od razu, co powinno się stać z pojazdami biorącymi udział w kolizji. Spodziewamy się, że nasz wóz w spektakularny sposób zderzy się z innym, a w rzeczywistości otrzymujemy niewielką stłuczkę i minimalną utratę prędkości. Realizm w tej grze nie istnieje, ale z drugiej strony jak ma istnieć, skoro nasz samochód możemy naprawiać podczas wyścigu przy prędkości 200 km/h?

Pomidorem w przeciwnika!

Wspomniałem wcześniej o nawiązaniu Downtown Run do ToonCara i Pet Racera. Otóż producenci DR postanowili wprowadzić do rozgrywki power-upy, które mają uatrakcyjnić nam wyścigi. Na trasie co jakiś czas porozrzucane są specjalne paczki z losowo wybieranymi gadżetami. Mogą szkodzić oponentom, którzy w nie wjadą – na przykład kolczatka, zamiana kierunków na kierownicy, kałuża oleju, bomba czy laser zatrzymujący samochód. Mogą też być takie, które pomagają graczom – na przykład wspomaganie kierownicy (lepsza przyczepność na zakrętach), superprędkość, osłona przeciwko pułapkom na trasie, albo po prostu gadżet naprawiający uszkodzenia naszego samochodu. Ano właśnie! Z jednej strony piszę, że w grze nie widać uszkodzeń, a z drugiej, że można je naprawiać? Chodzi o to, że na samej karoserii nie widzimy uszkodzeń auta, ale na panelu mamy ich wskaźnik. Jeśli spadnie on do zera, wówczas wyścig kończy się dla nas i automatycznie go przegrywamy. Wracając jednak do gadżetów... Spełniają one swoją rolę i sprawiają, że zabawa w Downtown Run jest chwilami bardzo przyjemna. Właściwie cała gra sprowadza się nie do tego, kto jest lepszym kierowcą i lepiej panuje nad samochodem, lecz do tego, kto lepiej wykorzysta dostępne power-upy w celu spowolnienia innych kierowców. Jak wspomniałem w poprzednim akapicie, model jazdy daleki jest od realistycznego i jedyne, co nam pozostaje, to walka na wymyślne gadżety.

God dammed street racers!

Jak tytuł wskazuje, będziemy ścigać się w miastach. Producenci umiejscowili trasy w mniej lub bardziej znanych lokacjach. Część tras znajduje się w Moskwie, inne w Nowym Jorku, Londynie, Rzymie, a jeszcze inne w bliżej nieokreślonych metropoliach. Trasy są różne, niektóre bardzo kręte, inne z długimi i prostymi odcinkami. Na wszystkich ścigamy się na okrążenia. Łącznie wszystkich tras jest 24, wliczając w to tory bonusowe, które uaktywniają się po zdobyciu odpowiednich ilości „punktów prestiżu”. Zróżnicowanie tras nie jest wielkie i właściwie cechy charakterystyczne, pozwalające nam rozróżnić, czy ścigamy się w Moskwie, czy Montrealu, ograniczają się jedynie do pojedynczych obiektów (na przykład w Moskwie będzie to stojący sobie przy drodze Kreml, a w Londynie - Pałac Buckingham). Każdy kraj posiada kilka tras, z początku do dyspozycji gracza oddano wyłącznie te najprostsze, ale wraz ze zdobyciem kolejnych pułapów punktów prestiżu uaktywnią się nam następne, o zwiększonym poziomie trudności (więcej zakrętów, mniej prostych, czasami trasy będą węższe). Poziomy trudności odzwierciedlają typy tras. Na najłatwiejszym poziomie będzie trochę prostych i trochę zakrętów, generalnie jeździ się miło, łatwo i przyjemnie. Poziom średni to już inna para kaloszy. Tutaj kluczem do pokonania trasy będą kontrolowane poślizgi i hamowania. Największa jazda zaczyna się natomiast na najwyższym poziomie trudności. Trasy są głównie proste, mało zakrętów (ale jeśli już są, to wymagają od nas będą perfekcyjnego ich pokonywania), dużo objazdów i nieoczekiwanych skrętów o 90 stopni. Na najwyższym poziomie trudności jeździmy najszybszymi samochodami i zabawa jest najbardziej dynamiczna. Właściwie kluczem do sukcesu jest tutaj zdobywanie dopalaczy. Ten, kto rozgryzie, w którym miejscu na trasie, w której paczce znajduje się power up dający nam super prędkość, ten prawdopodobnie wygra wyścig.

Reguły szybkich i wściekłych

Prawie nic oryginalnego nie otrzymamy także jeśli chodzi o tryby wyścigów. Oprócz standardowych mistrzostw i ścigania się na czas, dodano również ucieczki przed policyjnym radiowozem (ukłon w stronę Hot Pursuit 2, ale efekt jest o wiele słabszy) oraz wyścigi do ostatniego wozu na trasie. W tych ostatnich ścigamy się tak długo, aż wyeliminujemy wszystkich oponentów za pomocą power-upów. Właściwie na każdej trasie możemy jeździć wedle zasad dowolnego z powyższych trybów, producenci nie trudzili się tworzeniem dróg specjalnie przeznaczonych dla jakiegoś rodzaju wyścigu. Oczywiście część torów będzie zablokowana, dopóki nie uzbieramy odpowiedniej ilości punktów „prestiżu”. I tutaj pojawia się coś ciekawego. W niektórych trybach rozgrywki punkty będą nam odejmowane, jeśli zostaniemy wyeliminowani z wyścigu, zbyt często wpakowywać się będziemy w pułapki lub po prostu nie dojedziemy na czas do następnego checkpointu. Dzięki takiemu rozwiązaniu niektóre tryby dostarczają większej dawki adrenaliny. Jedyną ciekawostką jest tryb zakładów. Komputer narzuca nam rajd na określonych zasadach, w którym do wygrania jest jakaś pula punktów prestiżu. Może to być rajd, w którym musimy wyeliminować oponenta, albo po prostu dojechać do mety przed upływem określonego czasu. Pule są dosyć wysokie, gdyż zaczynają się od 10 tysięcy punktów, które można łatwo zdobyć lub w mgnieniu oka przegrać i stracić w ten sposób dostęp do tras i samochodów, które wcześniej stały się dostępne.

Ja...ja...ja...jaaazdaaaaa!

Tak naprawdę Downtown Run to nic innego jak Pet Racer w realiach Midtown Madness 2 i to wcale nie w najlepszym wydaniu. Uproszczenia graficzne w negatywny sposób wpływają na nasze zadowolenie z zabawy, a po kilkunastu minutach gracz ma dosyć ciągłego rozlewania oleju, podkładania bomb czy używania superdopalacza i chciałby pościgać się w bardziej realnych zawodach. Dodatkowo po jakimś czasie irytować zaczynają ustawienia kamery. Nawet z największej odległości od naszego pojazdu wygląda on jak prawdziwy kolos, a widok z przodu maski sprawia, że mamy wrażenie nieproporcjonalności naszego wozu względem innych. Szkoda, że twórcy nie wzięli sobie za wzór takich wspaniałych gier, jak chociażby Burnout 2 czy seria Grand Tourismo na Playstation 2. Jednak w tym właśnie tkwi cały urok tej gry. Gracz oczekuje zupełnie innej grywalności, zbliżonej do Hot Pursuit 2 czy wyścigówek z konsoli PS2. A guzik! Z początku gracz nie wie, jak właściwie ugryźć ten tytuł i nawet może mieć problemy z jego zrozumieniem. Efekt? Wyłączamy grę po kwadransie i ignorujemy ją. Ale jeśli damy jej szansę i spróbujemy zrozumieć, to wtedy dopiero zaczyna się prawdziwa jazda!

W Polsce dystrybucją Downtown Run zajmie się firma LEM. Pierwsze wrażenie niekorzystnie wpływa na DR. Dopiero jeśli damy grze szansę, przyjrzymy się jej mechanice i zaczniemy ją rozumieć, wówczas grywalność nabiera sensownych kształtów. Z początku wystawiłem grze 60%. Później odkryłem rewelacyjny, najwyższy poziom trudności Downtown Run, gra nabrała niesamowitego tempa i zaczęła sprawiać mi autentyczną przyjemność. Przyznam się, że temu tytułowi udało się mnie przykuć do monitora na długie godziny (głównie nocne, co kosztowało mnie utratą ogromnej ilości godzin snu), a nie udało się to nawet wydanej ostatnio Need For Speed: Hot Pursuit 2. Porównywać tych gier nie ma sensu, bo grywalność polega na czymś zupełnie innym. Niemniej Downtown Run powinien się spodobać nawet fanom tak dopracowanych i spektakularnych megaprodukcji, jak właśnie NFS:HP2. Zdaję sobie sprawę, że grywalność Downtown Run opiera się na rozwiązaniach infantylnych, ale w swojej prostocie gra jest po prostu fajna i dostarcza sporo frajdy. A chyba właśnie taki jest sens gier komputerowych – żeby dostarczały nam rozrywkę w czystej formie. Na koniec rada dla tych, którzy zdecydują się na zakup Downtown Run. Na samym początku najlepiej jest wyłączyć muzykę podczas wyścigów, gdyż jest to denerwująca młuca bez ładu i składu. Faboy Slim i jego „Right Here, Right Now” lub mix Bartheza z Safri Duo powinien o kilka procent podnieść przyjemność ze ścigania się w Downtown Run.

Krzysztof „Kokosz” Marcinkiewicz

Recenzja gry TDU: Solar Crown. Cud nie nastąpił, ale i tak pełna wersja jest o wiele lepsza niż katastrofalne demo
Recenzja gry TDU: Solar Crown. Cud nie nastąpił, ale i tak pełna wersja jest o wiele lepsza niż katastrofalne demo

Recenzja gry

Wersja demo Test Drive Unlimited: Solar Crown gotowała nas na najgorsze. Z ulgą donoszę, że najgorsze nie nastąpiło. I choć TDU ma wielkie problemy, broni się na tyle, by rozpatrzeć go jako odświeżającą odskocznię od Forzy Horizon… za rok, może dwa.

Recenzja Forza Motorsport - dziś „wczesny dostęp”, jutro wielka gra
Recenzja Forza Motorsport - dziś „wczesny dostęp”, jutro wielka gra

Recenzja gry

Forza Motorsport wreszcie powraca, by upomnieć się o należną jej koronę królestwa simcade’owych wyścigów. I choć potrafi poprzeć swe roszczenia wieloma mocnymi argumentami, nie jest jeszcze w pełni gotowa, by objąć władanie.

Recenzja The Crew Motorfest - hawajska Forza zjadliwa nawet z ananasem
Recenzja The Crew Motorfest - hawajska Forza zjadliwa nawet z ananasem

Recenzja gry

The Crew Motorfest nawet nie próbuje udawać, że nie jest klonem Forzy Horizon. Ale – jak się okazuje – to klon całkiem niezły, oferujący sporo radości z jazdy.