Polecamy Recenzje Przed premierą Publicystyka Warto zagrać Artykuły PREMIUM
Recenzja gry 25 lipca 2007, 14:38

autor: Maciej Jałowiec

Detektyw Rutkowski - Is back! - recenzja gry

Nie od dziś wiadomo, że budżetowe gry mogą dostarczać sporo frajdy. Myślę jednak, że nikogo nie zdziwi fakt, iż gra Detektyw Rutkowski – is back! jest całkowitym zaprzeczeniem powyższej tezy.

Recenzja powstała na bazie wersji PC.

Zauważyliście może, że my, Polacy, czasami oceniamy nasze rodzime DOBRE gry nieco wyżej niż ludzie za granicą? Taki na przykład Infernal dostawał w Polsce oceny powyżej 80%, a zachód ledwo daje jej sześć dych. Czy to wina jakiegoś sentymentu do tytułów powstających na naszym podwórku? A może to jakiś swoisty patriotyzm gracza? Nie będę się teraz nad tym rozwodził, ale pragnę zauważyć, że faworyzujemy tylko przyzwoite produkty. Jakoś nie przypominam sobie, by ktoś wychwalał pod niebiosa strzelanki od City Interactive lub produkowane seryjnie Trabant / Poldek / Maluch Racery. To było do przewidzenia, ale dla jasności napiszę, że Detektyw Rutkowski – is back! trafi tam, gdzie wylądowały wymienione przed momentem gry – do wielkiego czarnego wora z napisem „gnioty”.

Na samym początku chciałbym zaznaczyć, że jeśli ktoś jest wielkim fanem detektywa Rutkowskiego i pragnie bez namysłu wybiec do sklepu i kupić „superprodukcję” z nazwiskiem idola w tytule, niech lepiej na chwilkę się opanuje i przeczyta to, co mam do napisania. Otóż... gra nie jest o Rutkowskim. Widzimy jego twarz na pudełku, a potem w programie instalacyjnym (jest ona tutaj tylko marnym tłem dla dziarsko wyglądającego naboju). Włączając program, musimy się zadowolić jedynie podpisem detektywa w głównym menu. Ani nasz bohater nie jest przedstawiany jako pan Krzysztof, ani też organizacja, dla której pracuje, nie jest określana jako Rutkowski Patrol. Gra nosi tytuł: Detektyw.

Sterujemy kolejnym bezimiennym gościem. Taką postać można wykonać z klasą, co pokazało choćby GTA3, ale ponieważ mamy tutaj do czynienia z produktem wybitnie budżetowym, porównania z gigantami są co najmniej nie na miejscu. Niemniej jednak, autorzy mogliby się troszeczkę wysilić i napisać, kim jesteśmy, dla kogo pracujemy i przeciwko komu walczymy (nasi wrogowie to po prostu terroryści. Zero detali). Domyślam się, że twórcy albo nie mieli prawa do dalszego posługiwania się wizerunkiem i imieniem detektywa, albo po prostu stwierdzili, iż zostawiając grę taką jaką jest, ułatwią sobie robotę z przekształcaniem jej w produkcję zatytułowaną Super Agent 008.

Rutkowski i Max Payne. Najpierw oceńcie, która gra wygląda lepiej, a potem sprawdźcie wymagania obu produkcji...

Po przejściu dwóch pierwszych misji gra wydawała mi się być całkiem znośna – nie wieszała się, nie było artefaktów czy też uciążliwego dla oczu przenikania tekstur. Powala mnie jedynie fakt, dlaczego gierka domaga się obecności programu DirectX 9.0. Program może i wykorzystuje te biblioteki, lecz za nic w świecie nie potrafię zauważyć ich praktycznego zastosowania. Wystarczy przejrzeć obrazki w galerii lub choćby w tym tekście, by zobaczyć, że grafika w Detektywie jest dokładnie taka, jak ją zapowiadano. Jest po prostu czytelna.

Screenshoty nie pokażą jednak poziomu, na jakim stoją animacje. A szkoda, bo można by się uśmiać. :-) Animacja chodu głównego bohatera jest beznadziejna. Nasz Bezimienny niemalże nie ugina kolan podczas marszu! Mało tego! W trakcie poruszania się, przesuwa się całe jego ciało, łącznie ze stopą którą się odpycha!

Chodzenie do tyłu prezentuje się troszkę lepiej, bo przywodzi na myśl Księżycowy Krok Michaela Jacksona. Poruszanie się na boki czy też do przodu to istny dramat. Animacje przeciwników nie wyglądają aż tak źle, być może dlatego, iż chodzą oni wolniej niż kierowany przez nas Bezimienny, i tym samym mają więcej czasu na wykonanie kroku. Przejdźmy do innych ruchów postaci. Lub ich braku. Podczas zmiany magazynka bohater nie wykonuje żadnego ruchu. Słyszymy tylko klekot przeładowywanej broni i tyle. Może nasz protagonista posługuje się telekinezą przy ładowaniu? To byłoby całkiem niezłe wytłumaczenie – wyjaśniałoby również, dlaczego często nie wyciąga on ręki, by unieszkodliwić stojącego na wprost przeciwnika. Twórcy wyraźnie napisali, że można stosować walkę wręcz! Nie wspomnieli jednak o telekinezie.

Martwi również brak jakiegokolwiek ognia wylotowego z luf. Wyobrażacie sobie? Wróg strzela, po czym słyszymy stękanie Bezimiennego wywołane przeszywającymi go kulami. Pasek zdrowia spada, a my w tym czasie nie obserwujemy ani ognia karabinu, ani smug pocisków, a już na pewno nie widzimy krwi.

Powyższe zdania zabrzmiały tak, jakby Detektyw był trywialną strzelanką i zarazem idealnym materiałem do nakręcenia reportażu o złym wpływie gier na psychikę. Należy wyjaśnić, iż przedstawiana tu gra to... skradanka. Twórcy wyposażyli gracza w radar (przypominający ten z serii MGS), a także w pistolet z tłumikiem oraz możliwość zabijania wrogów gołymi rękami. Wszystkie te dobrodziejstwa są niezwykle przydatne i uważam, że umieszczenie ich w grze było strzałem w dziesiątkę. Muszę jednak wspomnieć jeszcze o innych ułatwieniach w rozgrywce. Najważniejszym z nich jest inteligencja komputerowych przeciwników. Nawet jeśli zastrzelimy jednego z wrogich wartowników, który zginie na oczach kumpla, alarm nie zostanie wszczęty. Ponadto, nasi oponenci nie widzą na odległość większą niż 40-50 metrów. Można więc bez obaw stanąć przed przeciwnikiem i go sprzątnąć za pomocą jednego z dwóch (!) dostępnych gnatów, zachowując przy tym wspomniany dystans kilkudziesięciu metrów. Zdarzyło mi się również, że postrzelony w plecy wartownik okazał się zbyt leniwy, by odwrócić się i sprawdzić, kto posłał mu dziewięciomilimetrową kulę...

Rutkowski i gra zrobiona we Flashu. Prezentują podobny poziom skomplikowania. Różnica polega na tym, że w gierkę internetową można zagrać za darmo.

Zobaczywszy kompletny brak mózgu w czachach wrogich terrorystów, z obawą włączałem misję, którą przechodzi się w towarzystwie dwóch uzbrojonych sojuszników. Cóż... do ich postępowania również mam poważne zastrzeżenia. Po pierwsze, nie da się im wydawać kompletnie żadnych rozkazów, a po drugie poruszają się dokładnie po sznurku ułożonym przez programistów – nie zmusimy ich do zboczenia z wyznaczonej trasy nawet o pięć centymetrów. Posłużę się przykładem: w jednej z misji dotarłem z moimi ludźmi do wyjścia z terenu, lecz musiałem się jeszcze wrócić, gdyż przegapiłem jednego przeciwnika (a do zaliczenia etapu wymagane było zabicie wszystkich). Sądziłem, że moi kumple ruszą ze mną na poszukiwania pozostałego przy życiu drania, ale oni woleli stać przy wyjściu z terenu misji jak kołki. Za Chiny Ludowe nie zdołamy zmusić naszych pomagierów do zawrócenia.

Swoją drogą, zauważyliście że gry-gnioty to przeważnie strzelanki lub wyścigi samochodowe? Nie przypominam sobie żadnej skradanki, której oceny byłyby niższe niż 30%. Może to dlatego, że gry tego typu to za duże wyzwanie? Niezależnie od odpowiedzi na to pytanie, twórcy Detektywa postanowili je podjąć i niestety nie podołali mu. Gra z Rutkowskim na okładce jest za mało skomplikowana jak na produkt z tego gatunku. Nie uświadczymy żadnych kamer, laserów sprzężonych z systemem alarmowym, a już tym bardziej detektorów ruchu i dźwięku. Musimy unikać tylko i wyłącznie wzroku wrogich strażników. Jakby tego było mało, przeważnie staje nam na drodze tylko jeden przeciwnik naraz. W całej grze nie natknąłem się na sytuację, w której zmuszony byłbym cichaczem przemykać tuż obok kilku wartowników zmieniających swoje położenie i obejmujących wzrokiem pomieszczenie. Jeden cieć poruszający się z punktu A do punktu B – tak właśnie wygląda problem ze strażnikami w Detektywie.

To wszystko sprawia, że gra jest niesamowicie łatwa. Nawet, gdyby wrogowie reagowali na ciała poległych towarzyszy, poziom trudności wzrósłby nieodczuwalnie, gdyż zwłoki znikają po niespełna dziesięciu sekundach. Ponadto cały czas miałem tę przykrą świadomość, iż przeciwnicy poruszają się dokładnie tak, abym nie miał absolutnie żadnych kłopotów z ich zlikwidowaniem lub ominięciem. W podobnych produkcjach, np. w Prisoner of War, gracz miał myśleć, że świat żyje własnym życiem i trzeba się do niego dostosować, by przetrwać i wykonać otrzymane zadania. W Detektywie jest zaś na opak – to świat został dopasowany do potencjalnych poczynań bohatera...

Szykujcie się na sequel!

Miejscami gra potrafi być jednak troszkę trudna. Przede wszystkim, nie ma możliwości zapisania stanu rozgrywki. Zamiast tego mamy checkpointy (umieszczono je we wszystkich misjach z wyjątkiem tych najtrudniejszych). Co więcej, jeśli przeciwnik nas dostrzeże, możemy jedynie cofnąć się do ostatniego checkpointa – nie ma żadnej możliwości uśpienia jego czujności. Wejście w pole widzenia oponenta owocuje wyświetleniem zapytania: „Czy chcesz powtórzyć misję?”. Tyle.

Zapomnieć można także o przerywnikach między misjami. Twórcy dali nam na otarcie łez jedynie krótki tekst odprawy przed każdym zadaniem. Na przykład: „Teren został opanowany przez grupę terrorystów, którzy podłożyli ładunki wybuchowe w kluczowych punktach. Ich zdetonowanie grozi zniszczeniem toksycznych odpadów i skażeniem gęsto zaludnionego obszaru. Jednostka antyterrorystyczna policji może nie zdążyć na czas. Tylko Ty możesz zapobiec katastrofie”. Ahem, skoro bomby zniszczą toksyczne odpady, to w czym problem? :-)

Na koniec pragnąłbym zdementować plotki, według których w grze nie ma dźwięku. Otóż Detektyw ma oprawę dźwiękową i – w mojej opinii – to wszystko, co można o niej powiedzieć. Po prostu jest, i tyle. Słabe udźwiękowienie rozpoznaję po tym, że po kilku chwilach odczuwam przemożną chęć wyłączenia głośników, a tak było właśnie w przypadku Detektywa.

Ale nie ma się co smucić! Przeżyliśmy Ninę, przeżyliśmy Maluch Racera, to przeżyjemy i Rutkowskiego! Grę w szczególności polecam tym, którzy chcą za niewielką kasę poćwiczyć rzut dyskiem kompaktowym przez okno.

Maciej „Sandro” Jałowiec

PLUSY:

  • cena;
  • brak poważniejszych błędów technicznych.

MINUSY:

  • to nie jest gra o Rutkowskim;
  • oprawa graficzna i muzyczna;
  • fatalne animacje;
  • niski poziom skomplikowania rozgrywki;
  • żenada zamiast klimatu;
  • uboga inteligencja zarówno wrogów, jak i sprzymierzeńców.

Maciej Jałowiec

Maciej Jałowiec

Specjalista do spraw marketingu gier wideo. Łączy pasję do gier ze spostrzeżeniami na temat branży i światowej gospodarki. Zawodowo związany z firmą Techland, a wcześniej m. in. z Activision i Perfect World.

więcej

Recenzja gry Indiana Jones and the Great Circle - Indy powraca, choć z kryzysem tożsamości
Recenzja gry Indiana Jones and the Great Circle - Indy powraca, choć z kryzysem tożsamości

Recenzja gry

Indiana Jones i Wielki Krąg zabierze Was na epicką wyprawę po trzech kontynentach, dobrym fanserwisie, wielu błędach i kilku niedopracowanych mechanikach. Zapnijcie pasy, bo nachodzą turbulencje.

STALKER 2: Heart of Chornobyl - recenzja. Po 70 godzinach to wciąż gra, którą kocha się pomimo wad
STALKER 2: Heart of Chornobyl - recenzja. Po 70 godzinach to wciąż gra, którą kocha się pomimo wad

Recenzja gry

Po latach oczekiwań STALKER 2: Heart of Chornobyl w końcu ponownie zaprasza do czarnobylskiej Zony. Ogrom i surowe piękno tego świata miażdży większość innych open worldów, ale sequel ugina się też pod ciężarem błędów i niedoróbek technicznych.

Recenzja Call of Duty: Black Ops 6 - dobry kandydat na najlepszego współczesnego COD-a
Recenzja Call of Duty: Black Ops 6 - dobry kandydat na najlepszego współczesnego COD-a

Recenzja gry

Po zeszłorocznej porażce Call of Duty wraca do formy w Black Ops 6. Nowa odsłona błyszczy zupełnie nową mechaniką poruszania się, która rządzi w multiplayerze, i kompletnie zaskakuje paroma motywami w kampanii fabularnej. I jeszcze jest w Game Passie!