Polecamy Recenzje Przed premierą Publicystyka Warto zagrać Artykuły PREMIUM
Recenzja gry 30 grudnia 2000, 13:39

autor: Fajek

Blair Witch, część pierwsza: Rustin Parr - recenzja gry

Dosyć nieufnie podszedłem do pierwszej gry firmy Nocturne Games – Blair Witch Volume One : Rustin Parr (BWVO:RP). Większość gier opartych na filmach bazuje na ich popularności, nie dbając zbytnio o całą resztę.

Recenzja powstała na bazie wersji PC.

Minionego lata na ekrany polskich kin wszedł film „Blair Witch Project”. Zobaczywszy uprzednio zapowiedź (trailer) oraz słysząc, iż ta nietuzinkowa produkcja zarobiła za oceanem kilkaset milionów dolarów, poszedłem do kina. Efekt po prostu zwalił mnie z nóg. Oczekując kolejnej hollywoodzkiej produkcji wyładowanej po brzegi gwiazdami i efektami specjalnymi, zobaczyłem reportaż stworzony amatorską kamerą (część filmu jest czarno-biała!) na temat rzekomej wiedźmy mieszkającej w lasach koło miasteczka Blair. Wszystko jest naturalne, nikt nie udaje, nie gra przed kamerą tylko wykonuje swoje obowiązki. Zakończenie także nie należy do standardowych, nie dowiadujemy się w końcu niczego o wiedźmie, a wszyscy członkowie ekipy albo giną , albo się gubią w lasach.

Dosyć nieufnie podszedłem do pierwszej gry firmy Nocturne Games – Blair Witch Volume One : Rustin Parr (BWVO:RP). Większość gier opartych na filmach bazuje na ich popularności, nie dbając zbytnio o całą resztę. W tym wypadku jest inaczej – już podczas instalacji gry odczuwamy mroczny klimat – ciche jęki i płacz dziewczyny dosyć trafnie oddają atmosferę. Także ekran tytułowy jest dobry – posępny dom oświetlony trupim blaskiem księżyca przy tajemniczych dźwiękach.

Gra jest typowym „tomb raiderem”, tzn. mamy widok z trzeciej osoby( zza pleców postaci), bohaterem sterujemy za pomocą kursorów i/lub myszki. Od razu należy wspomnieć, że korzystanie tylko z klawiatury albo tylko z myszki mija się z celem, gdyż postać dr Holliday (osoby, którą kontrolujemy) potrafi wykonywać wiele różnych czynności, począwszy od zwykłego podnoszenia przedmiotów a skończywszy na skakaniu, wspinaniu się po drabinach oraz korzystaniu z broni palnej. Na początku przejdziemy trening, aby zapoznać się z możliwościami pani Holliday. Jest on dosyć długi, ale można wszystkie animacje pominąć i wtedy czas skraca się o połowę.

Gra się dosyć przyjemnie, o ile ktoś lubi chodzenie po korytarzach, szukanie przedmiotów i poszlak potrzebnych do dalszego śledztwa. Blair... posiada kilka ciekawych elementów, które pozytywnie wpływają na ogólną ocenę. Jednym z nich jest świetny tryb infrawizji – widać wtedy tylko czarno – biały, zniekształcony obraz, co w połączeniu z klimatem gry jest zabójcze. wszędobylska ciemność, pozornie puste pomieszczenia i korytarze, zero muzyki – to nie jest gra dla ludzi o słabych nerwach.

Grafikom należą się duże brawa za oprawę. Grę testowałem na dwóch konfiguracjach: Celeron 500 z Voodoo 3000 oraz Duron 800 z GeForce 2 GTS. Na [pierwszym komputerze grało się bardzo komfortowo, nie było żadnych skoków czy szarpnięć. Jedynym mankamentem okazały się tekstury w niskiej rozdzielczości. Kiedy odpaliłem Blair... na GeForce 2, gra pokazała pazury – niewiarygodnie dokładne tekstury ( na 3Dfx przy podejściu do ściany widać było tylko kompletnie rozmazaną plamę), Bump Mapping( czyli wypukłe tekstury – ma to im nadawać realności) i 32-bitowy kolor. Być może nie wszyscy przywiązują wagę do tego ostatniego (twierdząc, że ludzkie oko i tak nie jest w stanie zobaczyć wszystkich 16 milionów kolorów), ale wystarczy obejrzeć obie wersje, aby wszystko stało się jasne. Gra przy tym w ogóle nie zwalniała, tak więc komfort zabawy był wysoki.

O ile grafika jest świetna, to o dźwięku można jedynie rzec tyle, że jest wystarczający. Odgłosy kroków, strzałów, dialogi – to wszystko już było milion razy i nie da się tutaj wymyślić jakiejś rewolucji.

Oceniając Blair... stanąłem przed trudnym zadaniem, ponieważ jestem fanem filmu i z jego perspektywy ją oszacuję. Grę szczególnie polecam fanom filmu. Nie będą zawiedzeni, ponieważ jakość tego produktu jest wysoka. Jeżeli ktoś nie oglądał filmu lub mu się nie spodobał, może on odebrać grę pod tym kątem. A to byłby błąd, gdyż jest to produkcja warta uwagi – na pewno nie będziecie zawiedzeni!

Recenzja gry Life is Strange: Double Exposure - pokochałem Max na nowo, choć po latach straciła coś ważnego
Recenzja gry Life is Strange: Double Exposure - pokochałem Max na nowo, choć po latach straciła coś ważnego

Recenzja gry

Oto Life is Strange, na które czekałem prawie 10 lat. Mało istnieje bohaterek, do których przywiązałem się tak jak do Max, i jestem przeszczęśliwy, że mogłem poznać jej dalsze losy… acz Double Exposure nie trafiło mnie w serce tak celnie jak pierwszy LiS.

Recenzja gry Emio The Smiling Man: Famicom Detective Club - kiedy wrogiem gracza jest bezmyślny główny bohater
Recenzja gry Emio The Smiling Man: Famicom Detective Club - kiedy wrogiem gracza jest bezmyślny główny bohater

Recenzja gry

Emio The Smiling Man: Famicom Detective Club to nowa odsłona ponad trzydziestoletniej serii kryminalnych gier visual novel. Tym razem badamy sprawę morderstw powiązanych ze zbrodniami sprzed lat – i z lokalną miejską legendą.

Recenzja gry Nobody Wants to Die. Polacy znów udowodnili, że są świetni w opowiadaniu historii
Recenzja gry Nobody Wants to Die. Polacy znów udowodnili, że są świetni w opowiadaniu historii

Recenzja gry

Po pokazie gameplayu dla prasy nie byłem przychylnie nastawiony do Nobody Wants to Die. Twórcom z Wrocławia udało się jednak złamać mój sceptycyzm już po kwadransie gry. Choć chwilami ziewałem, nieprędko zapomnę tę transhumanistyczną przygodę neo-noir.