autor: Szymon Liebert
Assassin's Creed II - recenzja gry na PC
Nareszcie również gracze pecetowi mogą przekonać się, jak dobry jest Assassin’s Creed II. Za cierpliwość dostali dodatkowe epizody oraz kontrowersyjny system zabezpieczeń.
Recenzja powstała na bazie wersji PC.
Assassin’s Creed II to w ostatnich miesiącach jedna z najważniejszych produkcji Ubisoftu. Pierwsza odsłona serii zdobyła sporą popularność, pomimo wyraźnej powtarzalności rozgrywki. Kontynuacja, wydana w ubiegłym roku na konsole, okazała się już strzałem w dziesiątkę (po więcej szczegółów odsyłamy do recenzji wersji konsolowej). Przyszedł czas na oczekiwane w Polsce pecetowe wydanie gry, które zawiera „wycięte” epizody (dostępne na konsolach w postaci płatnego DLC) oraz dostęp do usługi Uplay. Jednocześnie tytuł wymaga nieustannego połączenia z Internetem, co wiąże się z nowym systemem zabezpieczeń wydawcy. Czy warto było czekać tych kilka długich miesięcy?
W drugiej odsłonie serii Assassin’s Creed ponownie wcielamy się w Desmonda, który przeżywa wydarzenia z życia swoich zamierzchłych przodków dzięki możliwościom specjalnej aparatury. Wycieczki do historycznych okresów naszej cywilizacji nie mają jednak charakteru turystycznego, bo krewni bohatera należą do frakcji asasynów, czyli zabójców stojących na straży ludzkości. Głównym zagrożeniem dla świata są bezwzględni templariusze, którzy pragną zdobyć władzę absolutną za wszelką cenę. Poprzednio Desmond, „zatrudniony” przymusowo w organizacji Abstergo, „wspominał” losy Altaira. Tym razem bohater wydostaje się z siedziby firmy i pracuje bezpośrednio dla asasynów, którzy wysyłają go do renesansowej Italii.
Przeniesienie akcji do Włoch i okresu, w którym królował humanizm, wiąże się nie tylko ze zmianą lokacji, ale i z położeniem większego nacisku na postacie oraz wątek fabularny. Głównego bohatera, Ezio Auditore, poznajemy jako młodego zawadiakę, który bardzo szybko musi dorosnąć do roli obrońcy swojej rodziny i przeistoczyć się w szukającego zemsty zabójcę. Opowieść zaserwowana w Assassin’s Creed II nie jest może majstersztykiem, ale na pewno spodoba się fanom pierwowzoru. Dużo tu podsłuchiwania rozmów, szukania tropów, zwrotów akcji, zdrad i historycznych postaci. Wystarczy powiedzieć, że w gadżety uzbraja nas Leonardo da Vinci, a jednym z przeciwników jest kontrowersyjny kandydat na papieża – Rodrigo Borgia.
Nowa przygoda zabiera nas do kilku świetnie zrealizowanych miast i okolic: Florencji, Toskanii, czy Wenecji, by w finalne dać przedsmak następnej odsłony serii (w postaci krótkiego spaceru po Rzymie). Poszczególne lokacje są niezwykle bogate w detale oraz ciekawostki, co dodatkowo uzupełniono encyklopedią prezentującą informacje na temat kluczowych „zabytków” i postaci. Najważniejsze jest to, że twórcy przemyśleli błędy pierwowzoru i wysłuchali uwag fanów. Teraz otrzymujemy bardzo liniowy wątek fabularny, który nie wymaga jednak zbierania dużej liczby znajdziek czy wykonywania misji pobocznych. Dzięki temu trzon gry, na przejście którego potrzeba 10-12 godzin, jest interesujący i przede wszystkim spójny.
Pozytywnych zmian doczekała się także sama mechaniki rozgrywki, której najciekawszym punktem pozostaje łatwy do opanowania system wspinaczkowy. Główny bohater bez trudu pokonuje praktycznie każdą powierzchnię i może wykonywać widowiskowe ewolucje. Na szczytach największych budowli dokonujemy „synchronizacji”, co uzupełnia mapę o ikonki reprezentujące sklepy i inne elementy. Najwięcej frajdy oferują oczywiście misje poboczne, podzielone na kilka kategorii – od zadań kurierskich aż po zabójstwa. Oprócz tego możemy szukać piórek, skarbów, glyfów a także zwiedzać bardzo „platformowe” lochy, robić zakupy czy rozwijać własną willę. Wszystkie te elementy są zupełnie opcjonalne, chociaż oferują niezłe nagrody.
Wspomniane bogactwo możliwości trzeba uzupełnić o rozwinięty system walki, który pozwala nie tylko blokować ciosy, ale i rozbrajać wrogów oraz używać ich broni, łapać lub spychać w przepaść czy wykonywać podwójne zabójstwa ostrzami Ezio. Bohater otrzymuje też kilka ciekawych dodatków – truciznę, noże do rzucania, a nawet archaiczny pistolet. Problem gry polega na tym, że niestety jest ona rażąco łatwa – praktycznie każdą walkę można wygrać bez użycia powyższych wyrafinowanych dodatków. Możliwość rozwijania willi i zdobywania broni staje się więc estetyczną atrakcją, a nie właściwym elementem gry, co oczywiście rozczarowuje. Podsumowując, Ezio może zarobić dużo pieniędzy, które niestety nie za bardzo są potrzebne.
Czas przyjrzeć się aspektom pecetowej wersji gry, która pojawiła się z czteromiesięcznym opóźnieniem, ale w zamian została wzbogacona o epizody wycięte z wydania konsolowego. Posiadacze komputerów nie mogą czuć się oszukani, bo otrzymują kompletną historię. Najważniejsze jest to, że brakujące sekwencje zaimplementowano bezpośrednio do kampanii (pojawiają się w odpowiedniej kolejności, a nie na końcu), więc znika wrażenie istnienia fabularnych „dziur”. Scenki nie wyróżniają się znacznie na tle pozostałych epizodów, ale pozwalają poznać bliżej chociażby Katarzynę Sforzę. Zwiedzamy w nich również specjalną dzielnicę Florencji, w której Ezio będzie miał okazję wygłosić odezwę do ludu.
Dodatkowe epizody zintegrowane z właściwą kampanią za cenę jednej gry to na pewno główna zaleta pecetowego Assassin’s Creed II, które w innych aspektach nie odbiega od wersji konsolowej. Gra nadal wygląda i działa świetnie, chociaż oczywiście wymaga odpowiedniego, ale nie przerażająco mocnego, sprzętu. W maksymalnych ustawieniach i rozdzielczości (1920x1080) na komputerze z czterordzeniowym procesorem Intela (Q9550), 4 GB pamięci operacyjnej i karcie GeForce GTX 260, liczba klatek animacji nie jest stabilna, ale da się grać bez większych problemów. Nieco słabszy pecet – wyposażony w procesor Core 2 Duo, 3 GB pamięci i kartę GeForce 9600 GT – poradzi sobie z rozdzielczością 1440x900 i prawie maksymalnymi ustawieniami.
Assassin’s Creed II to wizualny majstersztyk w kwestii wykonania miast, które są ogromne i szczegółowe. Malkontenci mogą dopatrywać się w grze pomniejszych błędów i niedociągnięć (migających tekstur, średnio wydajnego LOD, niezbyt płynnego cieniowania), ale naprawdę nie psują one ogólnego efektu. Twórcy sprawnie bawią się też oświetleniem, które zmienia się z kolejnymi misjami, oferując nowe wrażenia estetyczne. Dobrze wyglądają także animacje, chociaż same modele postaci są już nieco mniej dokładne (mimo to przerywniki filmowe nie budzą zastrzeżeń). Pod względem technicznym gra jest też stabilna – w ciągu 10 godzin wysypała się do pulpitu tylko raz (bez żadnego ostrzeżenia czy błędu).
Pierwszym, dość subiektywnym problemem, jaki napotykamy w pecetowej wersji gry, jest sterowanie. Oczywiście gra dopuszcza korzystanie z myszki i klawiatury, ale nie wydają się one najlepszym rozwiązaniem, szczególnie jeśli ktoś miał okazję pograć dłużej w konsolowy odpowiednik tytułu. Nie wspominamy tu o kłopotach związanych z najpopularniejszym systemem operacyjnym (podczas sceny z dyliżansem wielu graczy zobaczy komunikat o „klawiszach trwałych”). Chodzi raczej o dużą liczbę obsadzonych przycisków, mniejszą kontrolę nad bohaterem i pomysł na zastąpienie podpowiedzi klawiszowych ikonkami, do których trzeba się po prostu przyzwyczaić. Na szczęście QTE w tej grze mają znaczenie wyłącznie symboliczne.
Twórcy gry nie ustrzegli się kilku małych błędów, które na szczęście nie przeszkadzają bardzo w rozgrywce. Czasami jesteśmy świadkami „standardowego” przycięcia się sprzymierzonych postaci, dziwnego zachowania fizyki („podskakujące” zwłoki) czy głupawych reakcji sztucznej inteligencji. Najbardziej kuriozalną wpadkę odnotowaliśmy w walce z ostatnim przeciwnikiem, który zwyczajnie wyparował w momencie, gdy Ezio miał zadać „finalny” cios. W tej sytuacji na szczęście pomogło wyjście do głównego menu i zaczęcie zabawy od punktu automatycznego zapisu. Trzeba wyraźnie zaznaczyć, że powyższe błędy zdarzały się naprawdę rzadko i przez większość czasu zabawa nie była „urozmaicana” tego typu atrakcjami.
Najbardziej kontrowersyjnym aspektem pecetowej wersji dzieła Ubisoftu jest oczywiście nowy system zabezpieczeń, który wymaga nieustannego połączenia z serwerami. Teoretycznie jest to rozwiązanie podobne do wielu popularnych platform dystrybucji, czyli chociażby Steama. W odróżnieniu od pomysłu Valve, firma Ubisoft nie przewiduje jednak opcji grania offline, co dla wielu graczy będzie problemem (nie wspominamy nawet o fakcie, że sporo ludzi nie ma stałego dostępu do Internetu!). W zamian za konieczność odpalania tytułu przez specjalny program otrzymujemy możliwość zapisywania stanów gry na zewnętrznym serwerze oraz wsparcie dla systemu Uplay, w którym można nabijać osiągnięcia i zdobywać dodatki.
Pomysł Ubisoftu na walkę z piractwem na pewno pojawił się na wewnętrznych spotkaniach niejednego wydawcy, bo rzeczywiście w teorii wydaje się on jedynym skutecznym rozwiązaniem. Z drugiej strony, konieczność bycia online w grze, która nie oferuje absolutnie żadnego trybu sieciowego jest absurdem. Obecnie Uplay nie oferuje tego, co daje chociażby Steam, więc raczej nie przekona klientów do nowego systemu. Inną sprawą jest to, że jesteśmy uzależnieni od stanu serwerów, które nie zawsze radzą sobie z natłokiem chętnych (co pokazał pierwszy weekend po premierze). Prowadzi to do sytuacji, w której legalny nabywca gry nie może jej uruchomić, a piraci „dzielnie” łamiący zabezpieczenia znowu wychodzą na bohaterów.
Mimo powyższych kwestii z graniem w Assassin’s Creed II nie było aż takich problemów. Co prawda czasem pojawiał się ekran informujący o utracie połączenia, ale przeważnie szybko sam znikał. Obawy pozostają, bo Ubisoft musi zbudować odpowiedni kapitał zaufania u graczy – bez niego trudno będzie przekonać kogokolwiek do nowego pomysłu (z podobnym problemem poradził sobie Steam). Zaletą systemu jest natomiast niewątpliwie fakt, że gra nie wymaga płyty w napędzie i można ją zainstalować na kilku komputerach (grać jednocześnie się już jednak nie da). Na każdym z nich, po dokonaniu synchronizacji z serwerami, otrzymamy zapisane wcześniej stany gry. Uplay śledzi też nasze statystyki, które przeistoczono w małą, przeglądarkową zabawę.
Wszyscy pecetowi fani Assassin’s Creed II doczekali się godnego następcy, który gwarantuje kilkanaście lub nawet kilkadziesiąt godzin satysfakcjonującej rozgrywki. Wersja gry na komputery osobiste nie ustępuje w niczym edycji konsolowej i nawet mimo kilku pomniejszych błędów jest niemal wzorowa. Jedyną bolączką pozostaje wspomniany system zabezpieczeń, który stanowi radosne wyzwanie dla piratów i utrudnienie dla legalnych klientów. Czy firmie Ubisoft uda się przekonać graczy do swojego pomysłu i sprzedać wersję na komputery osobiste? Miejmy nadzieję, że tak. W końcu po tak dobrej kontynuacji następna odsłona serii zapowiada się szczególnie ciekawie.
Szymon „Hed” Liebert
PLUSY:
- bardzo dobra konwersja;
- świetna oprawa graficzna i niekoniecznie miażdżące wymagania sprzętowe;
- ciekawe rozwinięcie koncepcji pierwowzoru;
- kilkanaście/kilkadziesiąt godzin zabawy.
MINUSY:
- kontrowersyjny i momentami zawodny system zabezpieczeń;
- sporadyczne błędy i niski poziom trudności.