Poradnik do gry - Jazz - Czarne Wyspy | Jazz i Faust poradnik Jazz i Faust
Ostatnia aktualizacja: 17 października 2019
JAZZ - Czarne Wyspy
Obudziłem się znów w jakiejś śmierdzącej celi. Ledwo zwlokłem swoje ciało z pryczy, wszedł Hank. Stary oszust... Chciał koniecznie wydobyć ode mnie wszystko, co wiem na temat tajemniczego skarbu. Zagroził, że będę w tej celi siedział tak długo, aż mu powiem. Niedoczekanie jego...
Rozejrzałem się uważnie po moim miejscu odosobnienia. W kącie rezydował jakiś mocno odchudzony obywatel, krata w oknie, zamknięte na głucho drzwi. Pięknie, nic tylko wypoczywać... Kiedy chodziłem nerwowo po środku celi przypadkowo nadepnąłem na obluzowany kamień w podłodze. Coś tam musiało być... Pod kamieniem znalazłem zwój... z zaklęciem. A już myślałem, że jest tam jakiś porządny tunel. "Przeczytaj nad małym zwierzęciem". Przepraszam, czy na sali jest lekarz? Skąd ja wezmę małe zwierzę? Zaraz, coś mi przebiegło pod nogami. Szczur... Chyba może być. Postanowiłem przywabić go miską żarcia jakie dał mi Hank, wszak nadawało się tylko do tego. Kiedy szczur rozpoczął ucztę, wszedł ten stary, jednonogi pirat. Zamiast udzielić mu odpowiedzi na jego pytania, porwałem jeden z elementów wystroju wnętrza, znaczy się piszczel od kościotrupa i przyłożyłem Hankowi porządnie po głowie. Szybciutko wypowiedziałem nad szczurem zaklęcie: "Krwawa piana bulgocze, wiatr rozszalał się już. Oto przepowiedziana wędrówka, strapionych dusz". W ten sposób, zupełnie niezauważony, wydostałem się z celi. Teraz czas opuścić więzienie.
Skierowałem się w stronę drzwi, zabierając po drodze oparty o stół pogrzebacz oraz pęk kluczy ze stolika. Kto wie kiedy się przydadzą. Moją uwagę przykuła górna cela. Ktoś tam był... Jak się po krótkiej rozmowie okazało siedział tam kapitan "Bociana", zamknięty za awanturę w knajpie. Zażądał by go uwolnić... Klucze niestety nie pasowały. Musiałem wymyślić inną metodę. Niedaleko pochodni znalazłem dzban wypełniony...chyba wodą. Zagasiłem za jej pomocą pochodnię i wziąłem ją wraz z trzonem. Trzon pochodni dałem kapitanowi, a sam chwyciłem za pogrzebacz. Zamek nie stawiał zbyt długo oporu. Teraz czas jak najszybciej zniknąć stąd.
Otworzyłem kluczami drzwi i... słoneczko, kochane słoneczko. Ale miejsce, w którym się znalazłem nie należało do zbyt przyjemnych. Coś, co wyglądało na miejsce egzekucji niewolników, jakieś wysypisko... Ruszyłem przed siebie i po chwili stałem pod drzwiami tawerny. Jak ja lubię takie miejsca... W środku panował... chciałoby się powiedzieć: miły chłód, ale tak naprawdę zaduch i smród, tak charakterystyczny dla tego rodzaju lokali. Przy barze zauważyłem kapitana "Bociana", który topił swoje żale w rumie. Usiadłem na stołku obok niego. Kiedy zapytałem o tajemniczego pasażera w czarnym płaszczu, dowiedziałem się, że w istocie była to pasażerka, która chciała płynąć do Chaenu. Ponieważ statek tam nie zawijał, wysiadła na Czarnych Wyspach. Co się dalej z nią działo, kapitan nie wiedział.
Nagle zerwał się jak oparzony ze stołka i z okrzykiem "Ach, to ty!" popędził w stronę wejścia do tawerny. Ledwie udało mi się zdjąć rozsierdzonego kapitana z nieszczęśnika, którego okładał pięściami i tym samym zapobiec rozlewowi krwi. Zwaśnione strony zawarły rozejm. Kapitan wrócił na statek, wcześniej zapraszając mnie abym popłynął z nim do Chaenu. Nieznajomy, elegancki z wyglądu gość, przedstawił się jako Faust, kapitan "Mknącego w półmroku" i, wdzięczny za ocalenie życia, obiecał, że jeszcze znajdzie okazję, by móc mi tym samym odwdzięczyć się. Oby nie musiał...
Wyszedłem z tawerny i wsiadłem na statek...