autor: Grzegorz Bobrek
Miejsce trzecie: Call of Duty wraz z dodatkiem United Offensive. Redakcyjny ranking gier z serii Call of Duty
Spis treści
Miejsce trzecie: Call of Duty wraz z dodatkiem United Offensive
Wynik: 20 punktów (maksymalna nota od T_bone’a)
Popularność na Raptr: 90 000
Protoplasta serii trafił na zasłużone wysokie miejsce. Trudno przecenić bowiem wkład Call of Duty w rozwój gatunku. W 2003 roku na kolana rzucała intensywna, pompująca adrenalinę akcja, dziesiątki żołnierzy biorących udział w starciach oraz ogólny rozmach elektronicznego widowiska. Szczęki zbieraliśmy z podłogi w trakcie szalonej ucieczki jeepem przed niemieckimi zagonami i kiedy rozpaczliwie staraliśmy się przeżyć przeprawę przez Stalingrad, za każdym podejściem licząc na otrzymanie karabinu, a zawsze kończąc z samymi nabojami w garści. Taka była siła filmowości i mistrzowskiej – jak na tamte czasy – reżyserii oskryptowanych scenek. Warto przy tym pamiętać, że już te prawie 10 lat temu narzekało się na krótki czas gry (ok. 5 godzin).
Która misja w Call of Duty najbardziej zapadła Ci w pamięć?
T_bone: Moją ulubioną misją w pierwszym Call of Duty był szturm na Most Pegaz. Zaczynała się ona dość spokojnie, potem następował szybki atak na most, a ostatecznie pojawiał się klasyczny motyw serii – obrona do ostatniego pocisku przed falami wrogów. Scenariusz sprawnie mieszał realia historyczne z czystą akcją.
Jednym z lepszych pomysłów w Call of Duty było podzielenie kampanii na trzy osobne wątki. Każdy z nich cechował się nie tylko postacią innego herosa, lecz także unikatowym klimatem. W misjach amerykańskich spadochroniarzy toczyliśmy heroiczne walki na polach Normandii, Brytyjczykami operowaliśmy na tyłach wroga, w zadaniach inspirowanych wyraźnie klasyką wojennego kina przygodowego, np. Komandosami z Nawarony. Zaś zadania na froncie wschodnim przenosiły nas na najbrutalniejsze pola walki II wojny światowej, w realia bezpardonowych starć na małej przestrzeni i agentów NKWD strzelających w plecy spanikowanym czerwonoarmistom.
Miejsce drugie: Call of Duty 2
Wynik: 28 punktów (maksymalne noty Łosiu, Del, fsm)
Popularność na Raptr: prawie 190 000
Jeśli Call of Duty można nazwać odważnym i udanym przetarciem szlaku dla nowej jakości w strzelaninach wojennych, tak „dwójka” była jedną z najlepszych kontynuacji w historii elektronicznej rozrywki. Dość powiedzieć, że gra ulepszała dosłownie wszystkie aspekty wypracowanej formuły. Dostosowana do możliwości DirectX 9 grafika zwalała z nóg, znacznie zwiększono różnorodność misji, wydłużono czas zabawy oraz ulepszono tryb wieloosobowy, rewelacyjnie uzupełniający kampanię fabularną. Prawdę powiedziawszy, już od rzucania ziemniakami w klimatycznym tutorialu wiedzieliśmy, że Call of Duty 2 zapamiętamy na długie lata.
W czym Call of Duty 2 było lepsze od pierwszej części?
UV: Nie mogę porównać pod kątem trybu multiplayer, bo w „jedynkę” w sieci praktycznie nie grałem, ale w singlu było przede wszystkim bardziej efektownie. Dużo większa liczba skryptów nie budziła jeszcze negatywnych skojarzeń, zaprogramowane scenki oglądało się z prawdziwą przyjemnością i chciało ich więcej. Gra oczarowywała wizualnie piękną jatką, miała świetny klimat (Afryka Północna!) i generalnie była bardziej poukładana od pierwowzoru. Nie obyło się bez kontrowersji – mam tu na myśli regenerację zdrowia – ale szybko przyzwyczaiłem się do nowego rozwiązania. Dziś jest ono standardem, na co „dwójka” miała ogromny wpływ.
Aż trudno uwierzyć, ale niektóre misje w Call of Duty 2 kompletnie różnią się pod względem konstrukcji od tego, do czego przyzwyczaiły nas ostatnie odsłony cyklu. Parę razy w trakcie kampanii zarzucona została ścisła liniowość i gracz otrzymywał jednocześnie kilka zadań, które mógł wykonać w dowolnej kolejności. Infinity Ward wyraźnie badało grunt pod bardziej otwartą budowę misji, ale eksperyment – jak widać – uznano za nieudany i pomysłu nigdy nie rozszerzono. Od tamtej pory skazani jesteśmy na filmowe doświadczenie rozgrywające się w wąskim korytarzu – trochę szkoda, prawda?
A pierwsze miejsce należy do…