autor: Szymon Liebert
Alfa. Prosto z indie #6 - zombie, portale, cyberpunk... znowu?!
Spis treści
Alfa
StarForge
- Premiera: brak danych
- Dostępność: wersja alfa
- Producent: CodeHatch Corp.
W ramach nowego działu będę pokazywał najciekawsze wersje alfa nadchodzących gier. Twórcy niezależni chętnie publikują wczesne buildy swoich tytułów, dzięki czemu możemy sprawdzić, nad czym pracują. To doskonała okazja do wkręcenia się w temat od samego początku – pamiętajmy, że w podobny sposób zbudowano społeczność Minecrafta. Z tego względu zaczniemy od projektu w pewnym sensie pokrewnego słynnej grze studia Mojang – jest nim StarForge, ambitna w swoich założeniach strzelanka free-to-play z otwartą rozgrywką, którą tworzą dwie osoby ze studia CodeHatch.
Mówiąc krótko, StarForge zapowiada się na połączenie Minecrafta z Halo, podane w lepszej oprawie wizualnej. W krótkiej próbce gry, dostępnej za darmo dla wszystkich, da się rozstawić działka i wyrzutnie rakiet, a potem aktywować atak wrogów. Można też pobawić się w budowanie fortu. Ciekawe jest to, że autorzy pokazali system modyfikowania terenu, który wydaje się całkiem zaawansowany. CodeHatch szykuje dwa tryby: walkę o przetrwanie lub wojny fortów. W grze znajdziemy obszerne tereny, proceduralnie generowaną broń, wsparcie dla multiplayera, pełną fizykę i wycieczki na orbitę.
Wersja alfa StarForge’a jest niedoskonała, chociaż robi wrażenie i wydaje się mieć potencjał. Autorzy na pewno muszą przemyśleć sposób, w jaki porusza się postać, i popracować nad optymalizacją. Jeśli jednak uda się im zrealizować opisane wyżej plany, możemy dostać naprawdę dopakowanego Minecrafta. Wyobraźcie sobie grę studia Mojang z ładną grafiką, pełną fizyką bohatera i karabinami. Prawda, że brzmi to ambitnie? Zachęcam Was do sprawdzenia tej produkcji, o ile macie mocnego peceta, bo StarForge chodzi bardzo nierówno. Pamiętajcie oczywiście, że to dopiero punkt wyjścia i gra przejdzie jeszcze tysiące zmian.
Windward
- Premiera: brak danych
- Dostępność: wersja alfa
- Producent: Tasharen Entertainment.
Z mrocznego świata przyszłości przenosimy się do równie brutalnego, ale jednak zaskakująco kolorowego uniwersum żeglugi, piratów i zdobywania portów. Wszystko za sprawą wersji alfa gry Windward, nad którą pracuje studio Tasharen Entertainment. W tej próbce otrzymujemy prosty, ale w pełni funkcjonalny i zaskakująco wciągający tryb Skirmish. Zabawa jest banalna – pływamy małym statkiem po niewielkiej mapie i próbujemy przejąć kontrolę nad różnymi punktami (np. portami), jednocześnie odpierając ataki wrogów sterowanych przez sztuczną inteligencję lub innych graczy. Z czasem zyskujemy ulepszenia, wzmocnienia i większe jednostki.
Wersja alfa Windwarda nie wydaje się może niczym szczególnie ambitnym, bo to proste rozwinięcie takich gier jak np. Age of Booty. Gra jest bardzo przyjemna już teraz, więc to jeden z projektów, który raczej będzie bawił. Ciekawe jest jednak to, że Tasharen Entertainment ma znacznie ambitniejsze plany od prostego trybu Skirmish. Autorzy wspominają o bardziej otwartej rozgrywce z proceduralnie generowanymi światami, multiplayerem inspirowanym Terrarią, większą liczbą stref klimatycznych oraz paroma innymi dodatkami. Trudno jeszcze powiedzieć, czy uda się spełnić te obietnice. Mam nadzieję, że tak, bo gier żeglarskich pojawia się niewiele.
Wkrótce
Project Zomboid
- Premiera: brak danych
- Cena: 5,99 euro
- Dostępność: oficjalna strona (wersja alfa + demo)
- Producent: The Indie Stone
Zombie stały się jednym z najczęściej spotykanych przeciwników w niemal wszystkich grach – strzelankach, RPG, strategiach i reprezentantach innych gatunków. Zwykle nieumarłe bestie stanowią mięso armatnie i okazję do niezwalniania palca ze spustu. Ale czy naprawdę tak wyglądałoby spotkanie z zombie? A może warto pokazać, jak normalni ludzie walczyliby o przetrwanie? Jeśli zadajecie sobie podobne pytania, odpowiedź znajdziecie w dziele pt. Project Zomboid, które obok niedawnego moda DayZ do ArmA II jest jednym z najciekawszych symulatorów inwazji zombie. Gra tworzona od wielu miesięcy powoli wkracza w poważniejsze etapy, gwarantujące mnóstwo dobrej zabawy.
Pierwszą rzeczą, jaka rzuca się w oczy po odpaleniu Project Zomboid, jest prosta grafika i przedstawienie akcji w rzucie izometrycznym. Obecność pikseli w niczym nie przeszkadza, bo gra oferuje mnóstwo możliwości i ciekawie zbudowaną rozgrywkę. W trybie scenariuszy próbujemy odnaleźć się w konkretnej sytuacji. W demie i wersji alfa wcielamy się w partnera rannej kobiety, który musi się nią zaopiekować lub... jej pozbyć. W tym świecie moralność postaci zależy tylko i wyłącznie od gracza. Znacznie więcej frajdy daje nieco trudniejszy „sandbox” – tutaj tworzymy postać, określając jej wady i zalety, po czym startujemy w losowym punkcie mapy. Zadanie jest proste: przetrwać jak najdłużej w obliczu zombie powoli sunących w naszym kierunku.
Prawdziwą siłą Project Zomboid jest to, że rozgrywka zawiera sporo losowych zdarzeń i oferuje mnóstwo opcji. Postacie muszą jeść, odpoczywać i borykają się z różnymi stanami psychofizycznymi. Nie wystarczy więc chwycić za najbliższą deskę i zacząć okładać zombie. Wręcz przeciwnie, lepiej unikać z nimi kontaktu, barykadować tymczasowe kryjówki i skrzętnie gromadzić zapasy. W grze możemy zabijać dechami drzwi i okna, łączyć pewne obiekty, gotować i wykonywać mnóstwo innych czynności. Zagrożeniem są nie tylko zombie, bo w świecie gry trafimy także na innych ludzi – nie wszyscy muszą być do nas przyjaźnie nastawieni. Otwartość, losowość i mnogość opcji mogą oznaczać tylko jedno: dużo frajdy z powtarzania rozgrywki. W praktyce Zomboid okaże się więc pozycją na długie tygodnie lub miesiące. Oczywiście obecnie dostępny jest tylko w wersji alfa. Polecam ją jednak Waszej uwadze – w wydaniu darmowym lub płatnym – bo tytuł ten ma olbrzymi potencjał.
Czemu warto zagrać w jeszcze jedną grę o zombie?
Bo Project Zomboid to zupełnie inne podejście do tematu – podejście niemal poważne czy też symulacyjne. W tej grze nie chodzi o to, żeby eksterminować zombie setkami. Chodzi o przetrwanie. W dodatku walczyć o życie można na wiele sposobów i za pomocą różnych środków. Duża ilość interakcji, losowe mapy i zabawny system rozgrywki gwarantują sporo emocji oraz potencjał dla modderów, twórców własnych scenariuszy i społeczności fanów nieumarłych.
Gateways
- Premiera: 22 czerwca
- Cena: 10 dolarów (pre-order z dostępem do bety)
- Dostępność: oficjalna strona
- Producent: Smudged Cat Games
Chyba wszyscy kojarzymy serię Portal – pierwszą lub drugą część. Dzisiaj pomówimy o pozornie prostym rozwinięciu motywu portali: platformówce Gateways. „Tak, Portal to oczywiste porównanie dla Gateways” – powiedział mi w rozmowie Dave Johnston ze studia Smudged Cat Games – „ale już sam fakt, że Gateways jest w 2D, daje zupełnie inną grę”. Grę, która zrodziła się z prostej refleksji: „jak Portal mógłby wyglądać i działać w dwóch wymiarach?”. Moim zdaniem, świetnie, o czym postaram się Was przekonać.
W Gateways wcielimy się w pewnego naukowca, który utknął w olbrzymim laboratorium. Bohater musi odkryć przyczyny awarii i wydostać się z tego miejsca, co nie jest łatwe, bo dookoła aktywowały się przeróżne pułapki, łamigłówki i przeciwnicy. I tu widać pierwszą ważną cechę gry. „Podczas gdy Portal był serią poziomów” – tłumaczy Dave – „Gateways podchodzi do sprawy w stylu Metroidvanii i pozwala graczowi chodzić po zupełnie otwartym świecie”. Mówiąc inaczej, zamiast zestawu poziomów, znanych z wielu innych platformówek lub gier logicznych, dostajemy jedną, dużą mapę. W zakamarkach laboratorium ukryto ponad 30 ulepszeń dla naukowca i mnóstwo opcjonalnych lub wymaganych zagadek. Takie podejście mogłoby sprawiać problemy „nawigacyjne” – twórca wpadł jednak na pomysł systemu pomocy, który pokazuje, czy gracz ma wystarczający sprzęt, aby rozwiązać dany problem, i wskazuje następny sugerowany cel wielką strzałką na mapie.
Gateways to nie jedyna gra Smudged Cat Games, jaka wyląduje w czerwcu na PC. Dave wydał też port Adventures of Shuggy. Produkcja o przygodach sympatycznego nietoperza jest dostępna na Steamie.
Jedna olbrzymia mapa w Gateways to imponujący i bardzo klimatyczny pomysł – mamy wrażenie zwiedzania spójnego świata, w którym wszystko jest jakoś ze sobą połączone. Prawdziwą radochę w grze sprawiają jednak same łamigłówki, bo do ich rozwiązania trzeba wykorzystać zabawne rozwinięcia słynnego „portal guna”. Johnston wpadł na parę intrygujących patentów. Podstawowe portale pozwalają przenieść się z jednego miejsca w drugie – prosta sprawa. Jednak już kolejny typ tej technologii jest inny. W tym przypadku jeden portal jest mniejszy, a drugi większy. Wchodząc do mniejszego, sprawimy, że nasza postać urośnie. Korzystając z większego, pomniejszymy ją o połowę. Takie rozwinięcie idei portali daje możliwość stworzenia dziesiątków nowych pułapek. A to dopiero początek, bo Gateways zawiera jeszcze kilka rodzajów „technologii”, np. portale grawitacyjne i portale czasowe. Przy takiej wszechstronności portal gun Chell wydaje się tylko zabawką dla dzieci.
Mógłbym napisać jeszcze wiele ciepłych słów o Gateways, ale najlepiej po prostu sprawdźcie tę grę sami w darmowym demie. Nie jest to żadna rewolucja, próba przedefiniowania gatunku czy kolejna wielka artystyczna produkcja. Dave Johnston chciał osiągnąć inny rezultat: „Moim celem było stworzenie gry, która bawi, a jednocześnie jest wyzwaniem”. Gateways nie zawiera żadnych wypełniaczy, jak napisał mi Johnston, tylko interesujące łamigłówki. Za 6-8 godzin dobrej zabawy zapłacimy kilkadziesiąt złotych. Dla mnie to niewygórowana cena, bo chociaż gra nie wygląda przepięknie, jest jedną z ciekawszych i bardziej pomysłowych platformówek.
Czemu warto ponownie chwycić za portal gun?
Bo Gateways to przezabawny pomysł na przeniesienie rozgrywki z gry Portal w dwa wymiary. Produkcja studia Smudged Cat Games wnosi też mnóstwo udanych modyfikacji do tego systemu. Mamy portale, które zmniejszają lub powiększają postać, oraz takie, które manipulują grawitacją. Świetne jest też to, że cała akcja rozgrywa się w jednym, spójnym świecie (a nie na dziesiątkach oderwanych od siebie poziomów).