autor: Adam Kaczmarek
Dlaczego laptop do gier jest drogi?. Laptop do gier – co trzeba wiedzieć
Spis treści
Dlaczego laptop do gier jest drogi?
Ma to swoje uzasadnienie biznesowe i nie szukałbym w tym drugiego dna. Stworzenie laptopa do gier to coś więcej niż wpakowanie wydajnej karty lub CPU do środka sprzętu. Płacimy za know-how, wiedzę i umiejętności producenta, który zamknął w małej obudowie moc obliczeniową, dzięki której możemy cieszyć się życiem gracza mimo różnych sytuacji losowych. Równie ważnym czynnikiem windującym nasz budżet w górę (lub w dół – zależy, jak na to patrzeć) jest gatunek gier, w które gramy – wydajność w przypadku miłośnika hack’n’slashy lub kilkuletniej klasyki nie będzie mieć tak dużego znaczenia, jak dla gracza celującego w świeżynki na rynku FPS-ów. Takie badanie własnych potrzeb warto zrobić na samym początku.
Nie każdy laptop reklamowany jako „idealny do gier” spełni nasze oczekiwania. Popularne sieci sprzedające sprzęt RTV konkurują ze sobą w rzucaniu enigmatycznymi nazwami podzespołów, za którymi nie idzie jednak wydajność. W sklepach internetowych bardzo często można spotkać osobną kategorię „laptopy do gier”, ale kryje ona w sobie kilka pułapek – wynikają one z zakwalifikowania laptopa jako gamingowego ze względu na producenta karty (GeForce lub AMD). Nie każda dedykowana karta graficzna posiada jednak wydajność potrzebną do obsługi nowych gier. Przykładem takiego rozwiązania jest GeForce MX150, nadający się w sumie do grania w rozdzielczości HD przy niskich detalach.
Za taką, a nie inną wydajnością laptopów gamingowych stoi zupełnie inna technologia CPU oraz GPU. Z oczywistych względów urządzenie nie jest w stanie zmieścić tak dużych części, jakie da się ulokować w komputerze (zdarzają się jednak wyjątki), dlatego producenci w dużej mierze polegają na mobilnych wersjach komponentów produkowanych przez Intela, AMD i Nvidię. Procesory montowane w laptopach są mniejsze, posiadają niższe taktowanie główne oraz tryb turbo, a także oferują niższe TDP (ilość wydzielanego ciepła). Jeżeli źródłem naszej rozrywki są gry mocno wykorzystujące moc CPU, to różnica w wydajności może być już odczuwalna.
Identyczny los spotkał karty graficzne. Wyglądają one zupełnie inaczej niż te, których używamy w desktopach, aczkolwiek są produkowane z taką samą architekturą oraz numeracją, co ma ułatwić potencjalnym klientom rozeznanie w kwestii klasy sprzętu. Warto jednak odnotować, że „kastracja” kart graficznych w serii 10xx Nvidii nie była znacząca. Firma zdecydowała się wyrównać większość parametrów, tj. szybkość pamięci, liczbę jednostek teksturujących, a poświęciła tylko (i aż) częstotliwość rdzenia oraz opcję Boost. W związku z tym osiągi mobilnego GTX-a 1060, 1070 oraz 1080 prezentują się bardzo okazale. Pamiętajmy jednak, że musimy za nie słono zapłacić. Nieco inną strategię obrało za to AMD, które inwestuje w rozwój zintegrowanych GPU na procesorach z serii Ryzen. Nie należy tych starań lekceważyć, ponieważ pierwsze efekty wysiłków „czerwonych” każą oczekiwać dużego wzrostu wydajności w niższym segmencie cenowym.
Jeżeli uznasz, że potrzebujesz w laptopie gamingowym bezkompromisowej mocy przeniesionej z komputera domowego, możesz zainwestować w stację dokującą z portem PCI-Express x16, w którym umieścisz takowe GPU. Warunek to laptop z portem Thunderbolt 3, gruby portfel oraz... rezygnacja z mobilności (stacje dokujące ważą, niestety, kilka kilogramów). Jest to w pewnym sensie zaprzeczenie sensowności korzystania z laptopa jako sprzętu do gier. Same stacje (zwłaszcza do GPU) są raczej niszowym sprzętem w Polsce.