Fallout 76 pół roku później – trochę lepiej, ale to wciąż pustkowie
Czy 6 miesięcy wystarczyło, aby Fallout 76 odkupił się w oczach zawiedzionych graczy? Odpowiedź wcale nie jest taka oczywista.
Spis treści
14 listopada 2018 roku to ważna data. Wtedy bowiem miała miejsce premiera Fallouta 76, która do tej pory odbija się echem wśród społeczności. Opinie o najnowszej grze Bethesdy były w większości negatywne (ocena 2,5/10 od graczy na metacritic.com), chociaż znalazły się osoby, które bawiły się całkiem nieźle. Ja miałem przyjemność wyruszyć do Wirginii Zachodniej podczas pierwszego otwarcia włazu schronu numer 76. Po około trzydziestu godzinach, które przyszło mi spędzić na pustkowiach, raczej z radością odinstalowałem grę z dysku.
Nie spodziewałem się przy tym, że przyjdzie mi wrócić do Fallouta 76. Z szyderczym uśmiechem witałem kolejne doniesienia na temat tego tytułu. Przyznaję, że kłopoty PR-owskie Bethesdy budziły we mnie niezdrowe rozbawienie. Kto bowiem spodziewałby się, że taka firma zaliczy tyle wpadek? Nie zmienia to jednak faktu, że wróciłem do krypty i postanowiłem ponownie zwiedzić Appalachy.
PROBLEMY Z WIZERUNKIEM – SŁYNNA TORBA I POKÓJ DEWELOPERSKI
Nie dość, że produkcja ta nie spełniła oczekiwań graczy, to Bethesda sama sobie strzeliła w kolano... i to niejeden raz. Wystarczy wspomnieć aferę związaną z edycją kolekcjonerską gry i niesławnymi torbami. Ostatecznie udało się to odkręcić, ale niesmak pozostał.
Ponadto co bardziej nadgorliwi gracze znaleźli pokój deweloperski w Falloucie 76. Na miejscu na odkrywców czekały wszystkie przedmioty, wliczając w to również te płatne, oraz obiekty, które jeszcze nie zostały oficjalnie dodane do rozgrywki... a także bany, bowiem taka kara spotkała osoby, które przez przypadek zapuściły się w owe zakazane rejony Wirginii Zachodniej.
Country roads, take me home... again?
Fallout 76 skończy niedługo pół roku, to idealna okazja, żeby wrócić do tej gry. Sześć miesięcy to dość czasu, by produkcja Bethesdy chociaż postarała się odbić od dna. Jedno muszę deweloperom przyznać – jeśli chodzi o serwowanie planowanych nowości, słowa dotrzymali. Aktualizacje z nową zawartością wychodziły na czas i rozbudowywały postapokaliptyczną Wirginię Zachodnią. Największą nowinką był tryb survival, a raczej jego wersja beta. Uznałem zatem, że rozpocznę swoją przygodę w Falloucie 76 od początku, i to właśnie w tym trybie. W końcu na brak pełnoprawnego PvP narzekałem najbardziej.
Tutaj od razu uprzedzam, że o ile survival pozwala na walki pomiędzy graczami, tak wciąż są sposoby na ich unikanie. Obowiązuje też ochrona osób na najniższym poziomie. Jeśli zatem rozpoczynacie swoją przygodę z Falloutem 76, nie musicie się obawiać, że świeżo po wyjściu ze schronu zostaniecie zabici przez jakiegoś nadgorliwca.
PvP niby jest, ale bardziej jako ciekawostka
Inną kwestią jest fakt, że serwery wciąż mają niską pojemność, więc w danej sesji bierze udział około 20 osób. W efekcie spotkanie kogoś poza strefami początkowymi zdecydowanie należy do rzadkości. Tryb survival ma jednak to do siebie, że wyposażono go w tablice rankingowe. W związku z czym trzech największych zabijaków na Pustkowiach jest oznaczonych na mapie. Dzięki temu zawsze wiemy, kiedy niebezpieczeństwo się do nas zbliża.
Mnie jednak przytrafiła się dziwna sytuacja. Pewnego dnia po wbiciu ósmego poziomu, świeżo po zalogowaniu się do świata gry, trafiłem do grona największych rozrabiaków. Numer jeden miał na koncie trzy zabójstwa, a „dwójka” i „trójka”, czyli ja, zero. Po pięciu minutach pojawił się komunikat, że pierwszy gracz zabił drugiego, a ja wskoczyłem na jego miejsce. Nie, w tym czasie nadal na nikogo nie zapolowałem.
W końcu doszło do mojego pierwszego starcia z żywym graczem. Nasz zawodowy zabijaka z pierwszego miejsca na tablicy rankingowej obrał sobie mnie za cel. Zaatakował, gdy walczyłem z supermutantami. Ostatecznie to one okazały się zwycięzcami i wykończyły nas obu. W taki oto sposób zakończyła się moja potyczka z „największym kozakiem na serwerze”.
Jeśli liczycie na widowiskowe batalie, to muszę Was zawieść. System strzelania w Falloucie 76 wciąż jest niesamowicie toporny. Odniosłem wrażenie uczestniczenia w walce turowej, gdzie przegrywa ten, któremu jako pierwszemu skończą się stimpaki. O dziwo był to mój rywal, ale zdradziecki cios moba w plecy przerwał moją przygodę we wspomaganym pancerzu.
Jeśli przegapiliście newsa, przypominamy, że Bethesda potwierdziła - Fallout 76 trafi na Steama. Jeszcze nie wiemy, kiedy dokładnie, ale jeszcze w tym roku.
Niespodzianką po opisanej wyżej porażce był fakt, że nie mogłem odrodzić się w dowolnym miejscu. Miałem do dyspozycji kryptę 76, mój C.A.M.P. lub stację kolejową. Nadal dane mi było jednak dotruchtać do swego ciała, by spróbować odzyskać ekwipunek. Jak się bowiem okazało, po śmierci przy moich cyfrowych zwłokach zostały wszystkie gadżety, które miałem przy sobie, i część przedmiotów pomocy. Na szczęście nie dotyczyło to pancerza wspomaganego, który mogłem zwyczajnie przypisać do postaci na stałe. Na miejscu przekonałem się, że ktoś mnie wyprzedził. Aż przypomniałem sobie czasy gry w Rusta. Z tą różnicą, że tym razem moje straty były właściwie niewielkie.
No dobrze, zatem największą atrakcję trybu survival mamy za sobą. Walka z innymi graczami jest. Broń palna w końcu okazuje się skuteczniejsza niż zwykła pałka czy widły. Tutaj Was zaskoczę, bowiem po opisanym wyżej przypadku nie zdarzyło mi się więcej walczyć z innymi. Nie znalazłem się w top 3, więc nikt na mnie nie polował.
Wszyscy dookoła oznaczeni byli jako wrogowie, ale na wszelkie zaczepki z mojej strony reagowali, biorąc nogi za pas. Najwidoczniej mój pancerz skutecznie ich odstraszał. Warto tutaj dodać, że ostatnia aktualizacja z 7 maja sprawiła, iż gracze w trybie survival określani są w rankingu już nie przez pryzmat liczby zabójstw, ale w związku z aktualnie posiadanymi punktami doświadczenia, które przeliczane są na punkty przetrwania.
ATOMY I ITEM SHOP
W recenzji wyraziliście swoje niezadowolenie za uznanie obecności uczciwego item shopu w grze AAA za plus. Przyjrzałem się tej sprawie ponownie i powiem Wam, że Bethesda wyposażyła Atomowy Sklepik w sporą ilość przedmiotów kosmetycznych. Do wyboru, do koloru – przy czym regularnie gracze otrzymują prezenty, więc teoretycznie nie ma na co narzekać. Zwłaszcza że wraz z trybem survival pojawił się system osiągnięć i wyzwań. Dzięki nim możemy zdobywać legendarne przedmioty, a przy okazji zasilać swój portfel atomami, czyli walutą premium.
Do tej pory pozyskiwanie ich było łatwe, a teraz stało się jeszcze łatwiejsze. W efekcie odniosłem nawet wrażenie, że cierpię na ich nadmiar. Z drugiej strony, aby odblokować całą zawartość item shopu, musiałbym spędzić długie godziny w Falloucie 76. Więc to nie tak, że bronię Atomowego Sklepiku. Sprawdza się, niemniej trudno mi wyobrazić sobie powód do wydania realnych pieniędzy na zakup atomów. Jest jednak jedno ale...
ZESTAWY NAPRAWCZE W SKLEPIKU GRY, CZYLI PAY-TO-WIN?
...Bethesda zrobiła coś nietypowego. Dodała do Atomowego Sklepiku przedmiot użytkowy, czyli zestawy naprawcze. Jeden egzemplarz kosztuje 50 atomów, a sześć sztuk w paczce nabędziemy za 250 atomów. Cóż robi taki przedmiot? Naprawia wybrany sprzęt (do 100%), po czym się zużywa. W efekcie nie jest to najwydajniejszy sposób reperowania ekwipunku. O wiele lepiej cofnąć się szybką podróżą do swojego C.A.M.P.-u lub znaleźć warsztat i połatać pancerz.
Nie wiem, co musiałoby się zdarzyć, aby gracz został zmuszony do użycia zestawu naprawczego. Nie zmienia to jednak faktu, że przedmiot taki znajduje się w item shopie gry. Można go kupić za realne pieniądze lub zdobywane atomy. Nie można go jednak odsprzedać innym, upuścić czy użyć do wymiany. Równocześnie jego lepsza wersja, która podnosi wytrzymałość ekwipunku do 150%, dostępna jest wyłącznie jako rzadki łup w świecie gry.
Czy zatem zwykłe zestawy naprawcze to pay-to-win? Bethesda zarzeka się, że nie. Ja nie odczułem potrzeby ich używania, a do tego niska cena sprawiła, że mogłem nabyć je w nadmiarowej ilości. Niemniej sama ich obecność w Atomowym Sklepiku wydaje się kontrowersyjna i ma prawo budzić niepokój. Może się bowiem okazać, że jest to pierwszy krok ku czemuś gorszemu. Kto wie, czy następne nie pojawią się paczki z kartami-perkami?