Otwarty świat XIX wieku. Dlaczego MUSISZ zagrać w RDR2 na PC
Spis treści
Otwarty świat XIX wieku
Nawet w najlepszej opowieści warto czasem zrobić sobie małą przerwę, zwłaszcza gdy fabuła jest tak długa jak w RDRII. Wszystkie chwile pomiędzy kluczowymi dla losu gangu Dutcha van der Linde wydarzeniami spędzamy w rockstarowej wersji Dzikiego Zachodu z końca XIX wieku i jest to bez wątpienia najlepiej wykreowany świat w historii gier. Znajdziemy tu ośnieżone góry północy, bagniste tereny południowych stanów, prerię, lasy, pustynię i ani razu nie odczujemy, że poruszamy się po sztucznie wykreowanych biomach. To nie tylko bardzo naturalnie wyglądające tereny, ale i przepiękne, z zapierającymi dech krajobrazami.
Co więcej, uniwersum gry tętni życiem, i to nie tylko w jedynym dużym mieście St. Denise, ale praktycznie wszędzie. W rozsądnych odstępach czasu następują jakieś zdarzenia: dama w potrzebie, zagubiony dziwak, myśliwy w potrzasku. Każda postać niezależna posiada osobowość, potrafi nam odpowiedzieć, zapytać, dlaczego za nią chodzimy – NPC nie są tylko kukłami z zapętloną animacją, jak w innych grach. Ten świat cały czas żyje własnym życiem – tak samo realistyczny, gdy go obserwujemy, jak i kiedy w ogóle nas gdzieś nie ma. Nie można też nie wspomnieć o sekretach i easter eggach. Dziwni mieszkańcy, miejsca, rzeczy nie z tej ziemi – tropiciele tajemnic będą mieli co robić. No i wszechobecne detale. Niesamowite wręcz przywiązanie do szczegółów.
Szaleństwo detali
Wszystko zaczęło się od sensacyjnego doniesienia, że koniom na mrozie kurczą się jądra. Dla Rockstara to jednak tylko mała rzecz z mnóstwa tego typu smaczków na liście. Twórcy zadbali o takie drobiazgi, jakie nigdy by nam nie przyszły do głowy, że w ogóle warto zaimplementować je w grze, bo większość osób i tak nie zwróci na nie uwagi. Rockstar się jednak przyłożył – choć gros graczy o wysiłku studia i tak prędzej przeczyta, niż samodzielnie się o tym przekona. Niektóre detale są jednak łatwe do wychwycenia, jak komentarze postaci niezależnych na widok umorusanego czy zakrwawionego Arthura, osadzający się brud na ubraniach i koniu lub rozkładające się ciała. O dziesiątkach innych pewnie gdzieś usłyszycie i z ciekawości będziecie chcieli je sprawdzić.
Jakie są te najdziwniejsze? Małe, słodkie oposy udają martwe, gdy wyczuwają zagrożenie. Na skórze upolowanego zwierzaka widać otwór po śmiertelnej kuli. Postacie NPC jedzą do końca to, co mają na talerzu, a potem dłubią sobie w zębach. Za paznokciami Arthura osiada brud, a konie pozostają czyste tam, gdzie sierść przykrywało siodło. Na broni z kolei z czasem pojawia się patyna. To zaledwie kilka z grubo ponad setki wychwyconych szczegółów. Nawet jeśli większości z nich nie dostrzeżemy, czynią one świat gry ciekawszym, bardziej wiarygodnym i naturalnym. Takim, który warto poznać, spędzić w nim choćby trochę czasu.