Newsroom Wiadomości Najciekawsze Komiksy Tematy RSS
Wiadomość opinie 26 sierpnia 2024, 17:13

Szybko pożałowałem pominięcia samouczka w Crimson Desert - system walki błyskawicznie sprowadził mnie do parteru

O istnieniu jednej z ciekawszych gier tegorocznego gamescomu możecie nawet nie wiedzieć. Ja poszedłem na pokaz Crimson Desert bez większych oczekiwań - teraz już wiem, że warto dać grze szansę.

Nie spodziewałem się po Crimson Desert w zasadzie niczego – nie należę do fanów koreańskiego gamedevu. Nie żebym miał mu cokolwiek do zarzucenia, ot, różnice kulturowe są po prostu w moim przypadku zbyt duże, abym mógł ze spokojem zanurzyć się w świat, który wyczarowali tamtejsi twórcy. Poszedłem jednak pograć w Crimson Desert, bo to dzieło autorów Black Desert Online – głośnego MMO z piękną (jak na MMO) grafiką, w które niemal nikt w Polsce nie grał. I zdziwiłem się przeogromnie, gdyż Crimson Desert to pozycja single player z settingiem osadzonym w europejskim fantasy zrobionym na poważnie. I gra się w to, cholera, wybornie.

Twórcy Crimson Desert, studio Pearl Abyss, mieli jedną z największych „budek” na gamescomie. Trudno w zasadzie nazwać to budką – był to bowiem postawiony na hali duży „budynek”, który robił wrażenie z zewnątrz dzięki wyświetlanym na ogromnych ekranach trailerom. Wszedłem więc do tego miejsca jak do świątyni, w której ktoś za chwilę złoży mnie w ofierze. Przed rozpoczęciem zabawy przedstawiciel firmy PR-owej, reprezentującej Pearl Abyss na terenie Polski, zapytał mnie, ile mam czasu i czy nie chcę obejrzeć kilkunastominutowego samouczka, wskazując środek sali, gdzie rzeczywiście siedziała grupka ludzi wpatrzona w TV. Doszliśmy jednak do wniosku, że sobie poradzę. JA NIE DAM RADY?!

Zobacz, jak pięknie się wykrwawiam

W udostępnionym „prologu” wcielamy się w Kliffa – najemnika, który toczy boje z bardzo nielubiącą go frakcją. Dlaczego i po co, nie ma sensu teraz wyjaśniać. Ważne, że opowieść prezentowana w dobrze wyreżyserowanych cutscenkach ma w sobie dużo dramatyzmu; w kwestiach wypowiadanych przez rozmaite postacie nie brakuje agresji i wściekłości, ale też pewnego poczucia obowiązku i służby, jak również jakiejś ciążącej na bohaterach winy oraz żalu. Wygląda więc na to, że Crimson Desert spróbuje przedstawić niezwykle krwawą, poważną i brutalną historię (serio, w cutscenkach się tu nie patyczkują) – nie będzie koreańskiego odpału i rozchichotanych wojowniczek z księżyca. Będzie miecz i krew, podrzynanie gardeł i deptanie po nadziei niewinnych. Czyli wszystko to, co dobrze znamy z historii naszego kontynentu.

Crimson Desert, Pearl Abyss.

Świat zwący się Pywel został przez twórców zmyślony, ale z łatwością dostrzeżemy inspiracje chociażby celtyckim i wikińskim folklorem. Grafika, jak na autorów Black Desert Online (i ich autorski silnik – BlackSpace Engine) przystało, okazuje się całkiem niezła – nie jest to w żadnym razie poziom Horizona czy Wukonga, ale naprawdę Crimson Desert nie ma się czego wstydzić. Niektóre pojedynki z bossami – chociażby na rozległych łąkach – robią spektakularne wrażenie. Efekty cząsteczkowe – ognia, magicznych ataków, pyłów czy poderwanych przez wiatr źdźbeł trawy – cisną na usta słowa podziwu..

Mogłem jednak obejrzeć ten cholerny samouczek

Siadłem więc na pufie, rzuciłem okiem na przyklejoną do standu instrukcję gry i... dostałem wciry po pięciu minutach. Crimson Desert to nie kolejny akcyjniak z paroma „umiejkami”; to gra z systemem walki, którego trzeba się nauczyć. W zasadzie nie da się w to grać bez znajomości combosów. Do samego parowania są dwa przyciski, do riposty jeden, więc aż trzema przyciskami będziecie przyjmować ataki. No, czterema, bo jeszcze mamy unik.

W grze nie występuje funkcja „lock-on” – nie zablokujemy kamery na przeciwnikach, co zmusza do zdecydowanie większej czujności. Nie możemy, jak w 90% innych produkcji, stosować zawsze działającej defensywnej taktyki „biegam po kole wokół przeciwnika i czekam na okazję”. Wrogowie nie stoją jak durnie i nie gapią się na nasz taniec – po prostu pędzą chmarą, z lewa, z prawa, z tyłu, bo chcą nas zabić, zarąbać, zaszlachtować, a nie zapoznać się i wymienić poglądami. To przypomina kibolską ustawkę w lesie, a nie dżentelmeńską solówkę pod wiejską dyskoteką. Blok nie działa, jak w starych „Asasynach”, na ataki z boku czy z tyłu. Ucieczka również – dogonią nas i przeciągną mieczem po plecach. Dlatego już po paru minutach zrozumiałem, czemu zaproponowano mi na początku obejrzenie samouczka.

Crimson Desert, Pearl Abyss.

Ale w tym szaleństwie jest metoda – raz jeszcze przeczytałem instrukcję, a potem trzeci i czwarty – i wreszcie zacząłem uczyć się kombinacji. Z miejsca zauważyłem różnicę. Ciekawe, że Kliff oprócz typowych ataków, w tym magicznych (może chociażby szybować na „paralotni”), dysponuje również chwytami rodem z wrestlingu. Wszystko to powoduje, że walka jest bardzo zróżnicowana i trudna, w czym tkwi bodaj największa zaleta tego tytułu. Ale może okazać się również jego wadą.

Po pierwsze system jest, jak już wspomniałem, zwyczajnie trudny i niektórzy mogą się od niego odbić, uznając za „zbyt skomplikowany”. Po drugie brak możliwości zablokowania celownika na przeciwniku powoduje istne szaleństwo kamery i zdarzyło mi się, że wróg spychał mnie z „areny”, bo nie do końca widziałem, co się dzieje. Jeśli uda się na premierę okiełznać te problemy, czeka nas naprawdę fajny system walki.

Dajcie tej grze szansę

Koreański gamedev nie ma szczególnego wzięcia w naszym kraju, ale sądzę, że ta gra naprawdę zasługuje na uwagę. W przygotowanym na gamescom godzinnym demie mogłem stoczyć starcia na dużych mapach-arenach z bossami, którym czasem towarzyszyli zwykli (ale wciąż niebezpieczni) przeciwnicy. Zawsze wyglądało to w ten sposób: wchodzę na mapę, odpala się bardzo efektowna cutscenka, w której Kliff się popisuje albo mieczem, albo ciętym jęzorem, a potem następuje potyczka.

Crimson Desert, Pearl Abyss.

I jest to odrobinę mylące, bo Crimson Desert ma być grą z otwartym światłem – będziecie korzystać z wierzchowców, wspinać się, a nawet latać balonem (?!), eksplorować lochy i jaskinie, odwiedzać wioski, zbierać sprzęt i odhaczać mnóstwo aktywności na dużej mapie bez ekranów wczytywania. Gra ma posiadać system craftingu, gotowania, zbieractwa, wydobywania surowców czy łowienia ryb. Żaden z tych elementów nie był dostępny w demie, więc nie sposób jeszcze określić, jak Crimson Desert wypadnie jako całość. Jednak sam system walki, dramaturgia i efektowność starć z bossami – czy to z białą rogatą bestią, czy z wielkim krabem wysadzanym szlachetnymi kamieniami – spowodowały, że będę się temu tytułowi uważnie przyglądał. Macie mój miecz, twórcy z Pearl Abyss. Chociaż nie wiadomo jeszcze, kiedy nim pomacham, bo daty wydania – chociażby przybliżonej – wciąż nie podano.

Maciej Pawlikowski

Maciej Pawlikowski

Redaktor naczelny GRYOnline.pl, związany z serwisem od końca 2016 roku. Początkowo pracował w dziale poradników, a później mu szefował, z czasem został redaktorem prowadzącym Gamepressure, anglojęzycznego projektu adresowanego na Zachód, aby w końcu objąć sprawowaną obecnie funkcję. W przeszłości recenzent i krytyk literacki, publikował prace o literaturze, kulturze, a nawet teatrze w wielu humanistycznych pismach oraz portalach, m.in. Miesięczniku Znak czy Popmodernie. Studiował krytykę literacką i literaturę na Uniwersytecie Jagiellońskim. Lubi stare gry, city-buildery i RPG-i, w tym również japońskie. Wydaje ogromne pieniądze na części do komputera. Poza pracą oraz grami trenuje tenisa i okazyjnie pełni funkcję wolontariusza Pokojowego Patrolu Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy.

więcej