Blood Omen: Legacy of Kain zestarzało się lepiej niż Soul Reaver. To kamień węgielny tej legendarnej serii
Miłośnicy Kaina i Raziela mają powód do radości, bowiem najprawdopodobniej doczekamy się remastera Soul Reavera. Z tej okazji warto odpalić pierwsze Blood Omen: Legacy of Kain. To wciąż świetna gra, która zestarzała się najlepiej z całej serii.
Niektóre gry 2D starzeją się lepiej niż 3D. Taki los spotkał serię Legacy of Kain, z której po latach najprzyjemniej ogrywa się część ostatnią (Defiance) i właśnie pierwszą, czyli legendarne Blood Omen. Dzieło studia Silicon Knights warto odpalić w oczekiwaniu na remastery Soul Reaverów z dwóch powodów. Po pierwsze, lepiej zrozumiecie tło fabularne i intrygę spinającą całe Legacy of Kain. Po drugie zaś – to wciąż znakomita przygodowa gra akcji z lekkimi naleciałościami RPG. Niegdyś była to pozycja obowiązkowa dla miłośników horroru, wampirów i Zeldy. Dziś wciąż pozostaje wartościową produkcją, być może najlepszą w serii.
Ten cykl nie jest częścią naszego działu Premium. Decydując się na zakup abonamentu, możesz jednak pomóc w tworzeniu większej liczby takich tekstów. Dziękujemy.
Kup Abonament Premium Gry-Online.pl
Zawiłe historie
Soul Reaver, Soul Reaver 2 i Defiance niszczą system poziomem reżyserii, historią, voice actingiem I szekspirowskim dramatyzmem, w dużej mierze dzięki Amy Henning, która reżyserowała te gry z ramienia firmy Crystal Dynamics. Blood Omena, czyli fundament cyklu, zrobiło jednak Silicon Knights (studia darły o markę koty, ostatecznie pałeczkę przejęło CD, ale SK było oznaczone jako deweloper na planszach otwierających pierwszego Blood Omena). Widać przez to pewne różnice w nastroju i tonie opowieści. Mimo wątków mitycznych, mimo walki z przeznaczeniem – fabuła trzyma głowę bliżej ziemi.
Podczas pierwszej wycieczki po udręczonym Nosgoth wcielamy się w młodego szlachcica Kaina, który już w prologu zostaje zaatakowany i zabity przez tajemniczych zbirów. Nekromanta Mortanius oferuje mu jednak drugą szansę – zmartwychwstanie i możliwość zemsty w zamian za transformację w wampira. Nasz boh… protagonista przystaje na ten układ. Szybko okazuje się, że Kain wplątał się w gigantyczną intrygę, która przeciągnie go przez całe Nosgoth oraz różne epoki. W grę wchodzą magia i manipulowanie czasem, a nasz wampir bierze się za bary z przeznaczeniem i innymi siłami przerastającymi pojęcie śmiertelnika.
Blood Omen opowiada bardzo fatalistyczną, gorzką historię, z niezapomnianym, dramatycznym finałem. Mocno czuć tu szekspirowskie zacięcie – które na wierzch jeszcze bardziej wydobędzie Henning w swoich sequelach. Choć Kain aktywnie szuka leku na „stan”, w którym się znalazł, jego historia nie dotyczy walki z własną naturą. To antybohater, który wykorzysta każde możliwe narzędzie, by dopiąć swego. Jeśli tym środkiem do celu jest wampirym – to trudno. Nasz młody krwiopijca, wdrażający się w tajniki fachu i tożsamości, zna swoją wartość i nie zamierza być niczyim popychadłem.
Dziedzictwo Kaina
Widać, że Blood Omen to kamień węgielny położony pod architekturę całej serii. Przez grę przewija się wielu bohaterów i masa motywów, które poznamy lepiej w następnych częściach. Spotykamy tu gmerającego w strumieniach czasu Moebiusa, wspomnianego wyżej nekromantę Mortaniusa, ale też oszalałą zjawę Ariel, wampira Voradora czy wreszcie miecz, wokół którego będzie się kręciła fabuła Soul Reaverów i Defiance.
Jak na 1996 rok, w którym Blood Omen powstało, gra robiła niesamowite wrażenie pełnym voice actingiem i udźwiękowieniem w ogóle. Dziś nikt, kto tę serię pamięta, nie potrafi sobie wyobrazić Legacy of Kain bez głosu Simona Templemana wcielającego się w naszego wampira. Wtedy mało która produkcja podchodziła do tematu z taką pieczołowitością. Graficznie Blood Omen też wypadał bardzo dobrze dzięki świetnym, płynnym animacjom i dynamicznemu oświetleniu (którym mogliśmy zresztą manipulować dzięki magii).
A dziś? Szczerze? To najbardziej przejrzysta odsłona z całej serii. Urocze pixele robią sympatyczne wrażenie retro, ale i tchną klimatem oldskulowej grozy. Tylko przerywniki filmowe brzydko się zestarzały, ale dalej bronią się atmosferą, muzyką i udźwiękowieniem. No i scenariuszem. W ogóle dziwię się, że nikt nie pokusił się o port tej gry na konsole czy urządzenia mobilne (no, teraz niektórzy przerzucają ją pokątnie na SteamDecka, ale nie jest oficjalnie wspierana). Obsługa to raptem kilka przycisków i sterowanie z łatwością dałoby się dostosować do ekranów dotykowych albo Switcha.
Gry wampiryczne
Model rozgrywki broni się i wciąga nawet dziś, po przejściu wszystkich tych Dark Soulsów, Darksidersów i God of Warów. Blood Omen jest znakomitym action adventure 2D z rozwojem postaci oraz rozbudowaną eksploracją. To najdłuższa i najobszerniejsza gra z serii; przemierzamy rozległą krainę, zaglądamy w każdy kąt. Eksplorujemy wiochy, zamczyska, ruiny, lasy, lochy, jaskinie i cmentarzyska w poszukiwaniu naszych głównych celów (najczęściej takich, którym mamy upuścić trochę krwi) – oraz sekretów, dodatkowych mocy, zaklęć i artefaktów.
Dodatkowego ekwipunku i innych narzędzi możemy znaleźć tu tyle, że niejedno pełnoprawne RPG zaczerwieniłoby się ze wstydu. Świat też jest ogromny i „po Zeldowemu” odblokowujemy w nim dostęp do niektórych lokacji głównych oraz pobocznych, poprzez zdobycie odpowiedniej zdolności (np. przemiany w wilkołaka, by skakać, albo w „mgiełkę”, by pokonywać zbiorniki wodne, bo przecież owa ciecz wampirom szkodzi). Niektóre sekrety gracze „odkopywali” jeszcze kilkanaście lat po premierze.
Zło fabule nie szkodzi
Dobrze być złym. Choć większość erpegów w jakimś stopniu przewiduje, że będziemy chcieli czasem być niemili, to rzadko w sposób, który sprawia frajdę – no i czasem trzeba cofnąć się o niemal 30 lat, by znaleźć grę, która robi to naprawdę dobrze. Kain jest fantastycznym bohaterem, a jego pokłady charyzmy są tak głębokie, że wystarczyły jeszcze na trzy kolejne produkcje. Choć animowane przerywniki Blood Omena mogą już dziś trochę odstraszać, styl artystyczny i muzyka wciąż się bronią, zaś dialogów wręcz warto posłuchać – choćby po to, by przypomnieć sobie fabuły z czasów, gdy wszystko nie brzmiało jeszcze jak filmy Marvela.
Ania Garas
W dodatku bawimy się w uproszczony wampirzy survival, bo musimy dbać o odpowiednie… „ukrwienie” Kaina. Pokarm zdobywamy po pokonaniu wrogów lub pijąc ze zwykłych śmiertelników, którzy mieli niefart nawinąć nam się pod kły. Naturalnie, z czasem, za sprawą odpowiednich „znajdziek”, zwiększa się limit krwi (oraz many), którą możemy żłopać. A im więcej paliwa w baku, tym rzadziej zatrzymujemy się na popas, chyba że wróg nas mocno poobija. Wszystkie te mechaniki i systemy – eksploracja, zaklęcia, dodatkowy sprzęt, walka o przetrwanie – świetnie się ze sobą zazębiają i po dziś dzień dają autentyczną frajdę z rozgrywki.
Nawet walka daje radę, choć cierpi z powodu drobnych mankamentów. To, czy akurat trafimy w hitbox przeciwnika, jest czasem loterią (ponoć poprawiają to nieoficjalne patche, które dodają też taki bajer, jak… napisy w dialogach, nieobecne w „podstawce”). Przez to bywa trudno. Niemniej Blood Omen udostępnia nam tyle potężnego żelastwa i zaklęć (w pewnym momencie zyskujemy czar zapewniający niesamowicie mocną ochronę), iż w końcu Kain staje się półbogiem przechodzącym przez wrogów niczym tajfun. Nic dziwnego, że w końcu sodówa uderza mu do głowy.
Również dziś pierwsza część Legacy of Kain to bardzo grywalna produkcja, której wartość przekracza pojęcie „muzealnej”. Blood Omena z łatwością można odpalić z kopii dostępnej na GOG.com – i po prostu cieszyć się grą. Nie zawsze było to możliwe; przez lata trzeba było posiłkować się wydaniami z drugiej ręki i zaklinać maszynę, by program ruszył normalnie. A teraz mamy wszystko na talerzu; aż grzech nie skorzystać. Zwłaszcza, jeśli mogłoby to kogoś przekonać, że warto dalej inwestować w rozwój tej legendarnej serii.
Retro Gaming
Cykl Retro Gaming rozwijamy od października 2023 roku. Teksty wchodzące w jego skład znajdziecie w tych miejscach. Poniżej linkujemy do pięciu poprzednich odcinków:
- Ta strzelanka imponowała grafiką i do dzisiaj budzi podziw. Black od Criterion Games to wciąż smakowity kąsek
- Lionheart mogło być renesansowym Falloutem, a okazało się epitafium Black Isle i Interplaya
- Taktyczna strzelanka od twórców Hitmana. Freedom Fighters to perełka, która powinna otrzymać kontynuację
- Ta produkcja rzucała rękawicę serii XCOM. Incubation było jedną z pierwszych gier taktycznych z grafiką 3D
- Gazetkowa strategia, w którą grała cała rodzina. Tzar: Ciężar korony podbił serca graczy i został w nich na zawsze
Ten materiał nie jest artykułem sponsorowanym. Jego treść jest autorska i powstała bez wpływów z zewnątrz. Część odnośników w materiale to linki afiliacyjne. Klikając w nie, nie ponosisz żadnych dodatkowych kosztów, a jednocześnie wspierasz pracę naszej redakcji. Dziękujemy!