autor: J0lo
FIFA 06 - Wrażenia z wersji demo
1 września Electronic Arts wypuściła wersję demo FIFY 06. Z przyjemnością publikujemy wrażenia naszego czytelnika z gry w tę najbardziej zasłużoną komputerową piłkę.
Poniższy tekst został nadesłany przez naszego czytelnika i został opublikowany w oryginalnej formie.
Jak powszechnie wiadomo, najsłynniejszą piłką na komputery jest seria FIFA. Wyprodukowana przez bodaj największą firmę odpowiedzialną za gry sportowe, EA Sports, gwarantuje jakość. Czy aby na pewno? Od dwóch lat panowie twórcy muszą się nieźle martwić, gdyż największy ich rywal z konsol, Pro Evolution Soccer, został przerobiony na pecety. Spowodowało to znaczny rozłam wśród graczy. Jedni pozostają wierni starej, sprawdzonej serii FIFA. Drudzy natomiast zagrali w PES-a i do tej pory w niego grają. Muszę przyznać, że należę do tej drugiej grupy, choć sentyment do serii z EA pozostał. Raptem wczoraj wypuszczone zostało demo najnowszej edycji FIFY, z numerkiem 06 przy nazwie. Wrażenia z gry w to demo są przedmiotem tego tekstu.
W godzinach popołudniowych panowie z EA zdecydowali wrzucić na swój serwer plik z nową FIFĄ. Oczywiście natychmiast internauci rzucili się na owo demo, przez co wielu musiało czekać aż do wieczora, aby chwilkę pograć. Było to niezbyt udanym posunięciem ze strony EA, gdyż łącza szybko się zapchały i tylko wybrana garstka ludzi mogła się cieszyć z mijających procentów na pasku ze ściągającym się demem. Osobiście byłem tym zniesmaczony, jak może taki potentat gier komputerowych, czerpiący zyski z takich tytułów jak Battlefield 2 czy Sims, nie wystawić więcej źródeł tego pliku! Przecież nie byłoby to aż takie trudne – przesłać wszystkim liczącym się portalom w USA plik i dogadać się powiedzmy na godzinę po premierze, aby oni je także wystawili. Nie byłoby wtedy takiego bałaganu. W godzinach wieczornych udało mi się jednak zobaczyć swój egzemplarz dema na dysku i zacząłem testy.
Spotkało mnie całkiem przyjemne menu. Stonowane, przejrzyste robiło miłe wrażenie. Do tego przygrywały zespoły dosyć ciekawe m.in. Oasis, co podnosiło dobry humor. Przeplatały się z muzyką słynne komentarze do słynnych bramek. Sytuacje, gdy komentator wydziera się jakby go odzierali ze skóry (polecam komentarz do bramki Hierrro z 1993 roku) są bardzo miłym smaczkiem w grze. Mimo to menu, muzyka – to wszystko tylko dodatki do rozgrywki. Najważniejszym jest gra sama w sobie, grywalność i to, jak się wciągniemy. Dlatego też od razu włączyłem tryb gry...
... a tu mnie spotkało miłe zaskoczenie. Do wyboru jest pięć drużyn – PSG, Manchester United, Barcelona, Milan oraz Bayern Monachium. Wszystkie mają aktualne składy oraz ławki rezerwowych. Do tego można wybrać jeden z dwóch stadionów (Azteca oraz Millenium Stadium w Cardiff), co wprawdzie nie wpływa na rozgrywkę, ale również sprawia miłe wrażenie. Jednak wszystko to mnie mogło mylić, więc ciągle klikałem dalej i wreszcie mnie przeniosło na boisko. To, co ujrzałem tam, było dla mnie szokiem. Grafika stała na niskim poziomie, zawodnicy byli wszyscy mniej lub bardziej podobni (poza twarzami – tutaj są gracze podobni do swoich rzeczywistych odpowiedników). Zbierało mi się na śmiech, gdy widziałem, że Giuly jest nawet trochę wyższy od Ronaldinho. Boisko wyglądało topornie, murawę chyba wzięli z Westfallenstadion z zeszłego roku (większego klepiska nie widziałem).
W powtórkach bramek zza bramki widać było, że siatka to jakiś drut na bramce, a nie luźno wiszący splot sznurków. Jednak to mnie nie zraziło, wiem przecież, że grafika to sprawa drugorzędna i grać można radośnie mimo jej słabego poziomu. Pierwszy gwizdek i kolejny zawód. Motion Capture stoi na beznadziejnym poziomie. Piłkarze biegają, jakby te onetowskie historie o Rasiaku (nieprawdziwe zresztą) dotyczyły najlepszych klubów na świecie. Graczom piłka przeszkadza, najlepiej wyglądałaby ta FIFA, gdyby tego kawałka skóry nie było, bo zawodnicy by nie sprawiali wrażenia, że zaraz mają się potknąć o piłkę. Niedopuszczalnym jest także fakt, że gracze nie potrafią się utrzymać przy piłce bez wymyślnych sztuczek. Załóżmy, że biegniemy takim Ronaldinho. Mamy przed sobą pustą przestrzeń, praktycznie do pola karnego nie widać żadnego rywala. Wciskamy przycisk przyspieszenia, odpowiedni kierunek i biegniemy. Po chwili dogania nas, zostawiony daleko w tyle z początku, gracz rywala i po krótkim biegu razem, wywraca Ronaldinho, odbiera piłkę i zaczyna ofensywną akcję. To jest śmieszne! Wszyscy pamiętamy jak strzelał bramki Milanowi czy Chelsea, gdzie miał na karku więcej niż jednego zawodnika a potrafił, nie dość że nie stracić piłki, to jeszcze strzelić gola. Nieważne jakiej klasy piłkarzem gramy – tak jest zawsze. Ludo Giuly, który z piłką jest szybszy od większości obrońców świata, jest doganiany przez napastników! To jest poważny błąd tej FIFY. Dużo zostało zabrane z grywalności. Nie można zrobić typowego szybkiego rajdu skrzydłem, bo odbiorą piłkę szybciej niż zdążysz powiedzieć: „a mój zawodnik jest szybszy!”.