autor: Adam Kaczmarek
Niemal idealna zręcznościówka - recenzja gry Trackmania 2: Canyon
Trackmania 2: Canyon to przykład mało rewolucyjnego tytułu, który wciąż smakuje wybornie. W żadnej grze nie zobaczycie tak szybkich i efektownych wyścigów w sieci.
Recenzja powstała na bazie wersji PC.
Ostra jazda na krawędzi, długie skoki, emocje, walka o ułamki sekund – wymienione cechy z pewnością mogłyby być kluczowe w kampanii reklamowej kolejnej odsłony Need for Speed. Jednakże gra Elektroników będzie miała naprawdę trudne zadanie, aby zyskać miano wyścigów roku. W marcu pojawił się wszak całkiem dobry Shift 2, a do rywalizacji włączy się z pewnością najnowsza Trackmania o podtytule Canyon. Francuskie studio Nadeo solidnie dopieściło swoje dzieło, wstrzykując tu i ówdzie świeżą energię. Wierni fani otrzymali to, co najlepsze – prostą, aczkolwiek pozytywnie zakręconą zręcznościówkę.
Trackmania 2: Canyon nie ma w sobie nic z symulatora. To wymagająca cierpliwości oraz tzw. „masterowania” pozycja, która zgodnie z tradycją przenosi gracza w bezkresny świat zmagań sponsorowanych przez szybkość, kreatywność i precyzję. Tak jak w przypadku Trackmanii Nations do obsługi wystarczą zaledwie 4 klawisze kierunkowe, Backspace, a w niektórych przypadkach myszka (głównie do poruszania się po menu). Wydaje się nieskomplikowane? Tylko na pierwszy rzut oka. Po dłuższym posiedzeniu przed monitorem dochodzimy bowiem do wniosku, że byle jaka jazda nie gwarantuje dobrych wyników. I wtedy do zabawy wkracza syndrom „jeszcze jednej próby”. Dzieło Francuzów wciąga bowiem jak dobry odkurzacz. Rozpoczynając wieczorem typową rozgrywkę, możemy niespodziewanie ocknąć się po północy ze świadomością pobicia personalnego rekordu danego toru o 0.07 sekundy. Palce bolą, oczy swędzą, ale satysfakcja z uzyskania niemożliwego wcześniej rezultatu jest wielka.
Od razu chciałbym uspokoić tych, którzy zarzucą twórcom brak innowacji, a także skok na kasę. Trackmania Nations była darmowym prezentem, zbudowanym na bazie poprzednich części serii. Trackmania 2: Canyon to skromny, ale wciąż zauważalny krok naprzód. Kosztujący niecałe 20€ produkt (czyli mniej więcej 50% ceny normalnej gry – mowa o standardach zachodnich) wprowadza kilka ciekawych udoskonaleń. Pierwsze, z czym użytkownicy stykają się po uruchomieniu aplikacji, to społecznościowy system ManiaPlanet. Dzięki niemu gracze z różnych zakątków świata mogą komunikować się, wymieniać doświadczenia, dzielić twórczością, a także błyskawicznie rozwiązywać problemy związane z grą. W dobie Facebooka, Google Plus oraz konkurencyjnych mechanizmów przepływu informacji polityka studia nie dziwi. Mam nadzieję, że panel ManiaPlanet będzie „żył”, a przede wszystkim wzbogaci się o większe możliwości.
Innego rodzaju nowością jest split-screen pozwalający grać dwóm osobom na jednym komputerze. Opcja sprawdza się bajecznie i nie mam żadnych wątpliwości, że w niektórych domach będzie większym hiciorem niż tradycyjne trzaskanie czasów w sieci. Kilku modyfikacji doczekał się też edytor tras, ale zmiany są doprawdy kosmetyczne. Cieszy przede wszystkim wciąż niski stopień komplikacji narzędzia. Nowe poziomy i przeróbki starych rosną jak grzyby po deszczu, a coraz więcej serwerów korzysta z niestandardowych trackpacków wykonanych przez uzdolnioną społeczność. Szkoda tylko, że Nadeo nie postarało się o jakąkolwiek instrukcję dla aplikacji ManiaScript – do dzisiaj posiadacze gry muszą pracować w tym środowisku po omacku.
Rdzeń rozgrywki pozostał niezmieniony. Zarówno w trybie dla pojedynczego gracza, jak i wieloosobowym ścigamy się, by osiągnąć najlepszy czas lub zdobyć medal (te odblokowują dostęp do kolejnych torów). Osobiście radzę zawartość dla samotników potraktować ulgowo – Canyon nie został wyposażony w jakąkolwiek fabułę, to raczej poligon doświadczalny i forma treningu. Prawdziwą moc poznajemy po wejściu do sieci. Dlaczego? Na jednym serwerze zjawić może się nawet 200 zawodników, co jest zawrotną liczbą w stosunku do limitów ustanowionych przez Trackmanię Nations. Rywalizacja z żywymi przeciwnikami jest znacznie ciekawsza niż ściganie się z własnym cieniem. Nadeo nie kombinowało za wiele przy liście serwerów i po prostu przeniosło większość rozwiązań z Nations – całość rozdzielono na kontynenty, kraje i jednostki terytorialne (podobnie jak w poprzednich odsłonach nie zapomniano o Polsce i naszych pięknych województwach). Wszystkie te udogodnienia sprawują się bez zarzutu i są głównym motorem napędowym naszej ambicji. Swoje osiągnięcia można obserwować w kilku rankingach jednocześnie.
Canyon to jednak nie tylko usprawnienia potyczek sieciowych i funkcje społecznościowe, ale także nowy styl graficzny. W tej części ścigamy się na popękanym i gorącym asfalcie otoczonym przez pomarańczowo-czerwone skały rodem z kalifornijskiej pustyni Mojave. Niejednokrotnie przychodzi nam jechać nad przepaścią z prędkością ponad 400 km/h. Pomimo zastosowania dość ubogiego sztafażu (pustynia to nie stadion z Nations) grze nie brakuje różnorodności. Sporo tras kojarzy się z tradycyjną dla serii jazdą od pętli do pętli, pokonywaniem szybkich zakrętów i wykonywaniem długich skoków. W tym aspekcie sequelowi niezwykle ciężko coś zarzucić. Udanym zabiegiem okazała się również zmiana samochodu na amerykański muscle-car. Model jazdy wzbogacił się o kontrolowane poślizgi, które zwiększają frajdę i dynamikę rozgrywki.
Francuzi nie byliby sobą, gdyby nie przyłożyli się do oprawy graficznej swojego dzieła. Trackmania 2: Canyon to z jednej strony zlepek wszelkich kompromisów, wymuszonych przez chęć optymalizacji silnika pod słabe komputery (m.in. brzydka roślinność). Po włączeniu maksymalnych detali tytuł pokazuje jednak, że może wyglądać ładnie. Niezłe tekstury wozów oraz oświetlenie, które potrafi zaskoczyć przy wyjeździe z ciemnego tunelu, są mocną stroną silnika napisanego przez Nadeo. Nieco gorzej jest natomiast z dźwiękiem – elektroniczna muzyka od zawsze nie pasowała mi do tej gry i bardzo dobrze się stało, że niektóre serwery mają możliwość odtwarzania utworów alternatywnych.
Jeżeli oczekiwaliście od kolejnej Trackmanii rewolucji, to już pierwsze minuty skutecznie wyprowadzą Was z błędu. Canyon to kontynuacja niezwykle konsekwentnej polityki Nadeo, tym razem wzbogacona o system ManiaPlanet i udoskonalony silnik graficzny. Miłośnicy szybkiej jazdy spędzą z tym tytułem kolejne kilkaset godzin, szlifując przy okazji umiejętności i obserwując awans w światowym rankingu. To bardzo dobra, w niektórych elementach wręcz idealna zręcznościówka, przystępna tak dla żółtodzióbów, jak i weteranów.
Adam „eJay” Kaczmarek
PLUSY:
- świetna grywalność;
- funkcje społecznościowe ManiaPlanet;
- poprawiona grafika (zwłaszcza oświetlenie);
- dynamiczny, zręcznościowy model jazdy z poślizgami;
- system rankingów;
- edytor tras;
- opcja split-screen.
MINUSY:
- na upartego – brak większych zmian;
- słaby oryginalny soundtrack;
- brak wersji pudełkowej.