autor: Michał Chwistek
Singularity - recenzja gry
Produkcje Raven Software od lat cieszą się dużą popularnością wśród graczy. Czy ich nowa marka sprosta oczekiwaniom i zadowoli fanów studia?
Recenzja powstała na bazie wersji PC.
Studio Raven Software na stałe zapisało się w historii elektronicznej rozrywki, tworząc tak doskonałe tytuły, jak Soldier of Fortune, Heretic czy jedną z najlepszych gier w uniwersum Gwiezdnych Wojen – Jedi Knight 2: Jedi Outcast. Zdecydowana większość dzieł w portfolio Amerykanów to shootery, nie dziwi więc fakt, że ich najnowsza produkcja – Singularity – należy do tego właśnie gatunku. Gra powstała na wiekowym już silniku Unreal Engine 3 i nie wzbudzała przed premierą zbyt wielu emocji. Pomysły z wykorzystaniem manipulatora czasu zapowiadały się wprawdzie ciekawie, ale przy tak dużej konkurencji na rynku nie zainteresowało to jakoś szczególnie rozpieszczanych w ostatnich latach fanów gatunku. Teraz, gdy gra wreszcie trafiła na sklepowe półki, na własnej skórze mogliśmy przekonać się, w jakiej formie jest legendarne studio Raven.
W Singularity wcielamy się w członka amerykańskich sił specjalnych, wysłanego na rosyjską wyspę Katorga 12 w celu zbadania tajemniczego promieniowania. Niestety, zaraz po dotarciu na miejsce nasz śmigłowiec zostaje uszkodzony przez potężne wyładowanie elektryczne i rozbija się na opuszczonym wybrzeżu. Bezbronni, zdani tylko na siebie rozpoczynamy walkę o przetrwanie, poznając przy okazji przerażającą tajemnicę, jaką skrywa rosyjska baza naukowa. Jak się szybko okazuje, całe zamieszanie na Katordze 12 spowodowało odkrycie nowego pierwiastka, nazwanego E99. Dzięki jego specyficznym właściwościom radzieccy naukowcy byli w stanie skonstruować różnego rodzaju urządzenia umożliwiające manipulacje czasem. Jak łatwo się domyślić, w pewnym momencie coś poszło nie tak i mieszkańcy wyspy zaczęli zmieniać się w potworne monstra, zabijające zdrowych towarzyszy.
Wszystko to bardzo przypomina historię podwodnego miasta Rapture z serii BioShock i na tym podobieństwa się nie kończą. Tak jak w grze studia Irrational Games fabułę poznajemy głównie z napisów na ścianach, odgrywanych przez duchy scenek czy porzuconych magnetofonów. Przez pierwsze kilka godzin gracz czuje się, jakby grał w trochę mniej dopracowaną, radziecką wersję BioShocka, jednak po dłuższym czasie produkcja zmienia swoje oblicze, stając się prostym i nieco oldskulowym shooterem, w dobrym znaczeniu tego słowa.
Twórcy Singularity skupili się przede wszystkim na tym, żeby podczas zabawy zapewnić nam wysoką dawkę adrenaliny. W grze napotykamy olbrzymie ilości szarżujących na naszego bohatera przeciwników, których możemy pozbawiać każdej części ciała, jakiej zapragniemy. Groteskowy widok odstrzeliwanych głów czy rąk, nieodłączny element gier studia Raven, został dodatkowo wzbogacony o opcję obejrzenia wszystkiego w zwolnionym tempie, co powinno przypaść do gustu fanom krwawej jatki. Niestety sami przeciwnicy do najinteligentniejszych nie należą. Chowając się za elementami otoczenia, potrafią obrócić się do nas plecami lub celować w zupełnie przeciwnym kierunku. Nie psuje to jednak zabawy, gdyż wrogów jest najczęściej zbyt wielu, żeby zwracać uwagę na pojedyncze błędy sztucznej inteligencji.
Nasi przeciwnicy dzielą się na dwie podstawowe grupy: rosyjskich żołnierzy oraz zmutowanych mieszkańców wyspy. O ile pierwsza nie wymaga żadnego komentarza, o tyle druga jest już bardziej interesująca. Potwory zamieszkujące wyspę są efektem eksperymentów z pierwiastkiem E99. Dzięki jego promieniowaniu monstra posiadają różnego rodzaju umiejętności, jak znikanie w innym wymiarze czy kilkumetrowe teleportacje. Mutacji uległy również zwierzęta, wśród których są m.in. olbrzymie kleszcze kamikadze czy gigantyczne pajęczaki. Pająk to jeden z tych występujących w grze bossów, z którymi walki są efektowne, ale niestety nazbyt schematyczne. Taktyka polega najczęściej na omijaniu ataków i strzelaniu w popromienne pęcherze, co nie powinno sprawić większych problemów doświadczonym graczom.
Arsenał broni, służącej do likwidacji napotkanych przeciwników, jest bardzo rozbudowany. Oprócz standardowego zestawu (rewolwer, karabin maszynowy, shotgun) do naszej dyspozycji oddano kilka bardzo ciekawych zabawek. Jest wśród nich karabin Seeker, który umożliwia zdalne sterowanie wystrzeliwanymi pociskami. Z jego użyciem możemy pozbyć się atakujących wrogów, cały czas pozostając w bezpiecznym schronieniu. Również popularna snajperka doczekała się ciekawej modyfikacji. Korzystając z zamontowanej lunety, mamy możliwość krótkotrwałego spowalniania czasu, co w znacznym stopniu ułatwia kolekcjonowanie headshotów. Zwiększa to również przydatność tego typu broni w walce krótkodystansowej. Niestety nasz bohater może posiadać jednocześnie tylko dwa rodzaje uzbrojenia. Jest to czasami dość uciążliwe, ale dzięki porozstawianym w wielu miejscach tzw. szafkom z bronią, zmiana wyposażanie nie sprawia większych kłopotów. Używając wspomnianych szafek, możemy również zakupić dodatkową amunicję oraz ulepszyć nasze zabawki, zwiększając szybkość ich przeładowywania, zadawane obrażenia czy pojemność magazynku.
Broń konwencjonalna to jednak nie wszystko, czym dysponuje nasz bohater. Po kilku godzinach zabawy uzyskujemy dostęp do największego osiągnięcia radzieckiej myśli technologicznej, czyli Urządzenia Manipulującego Czasem (UMC). Mieszkańcy ZSRR nie byli może zbyt dobrzy w wymyślaniu oryginalnych nazw dla swoich wynalazków, ale możliwości tego urządzenia zdecydowanie rekompensują jego estetyczne braki. Mające postać rękawicy UMC umożliwia swojemu posiadaczowi kontrolowanie wielu aspektów czasu. Przy jego pomocy możemy np. odmładzać lub postarzać niektóre obiekty, co jest szczególnie przydatne w rozwiązywaniu przygotowanych przez twórców prostych łamigłówek. Niestety umiejętność ta działa tylko na przedmioty napromieniowane E99, więc zakres naszych poczynań w tym aspekcie jest znacznie ograniczony. Oprócz tego UMC może zostać wykorzystane przeciwko istotom żywym. Ludzie potraktowani jego mocą błyskawicznie obracają się w proch, a zmutowane potwory zostają znacznie spowolnione. Przy pomocy tej potężnej rękawicy mamy także możliwość przemienienia zupełnie zdrowego żołnierza w ogarnięte szałem monstrum, które zaatakuje swoich dawnych towarzyszy. Potencjał UMC jest jednak dużo większy.
Zdecydowanie najciekawszą z jego zdolności, jest tworzenie tzw. Impasu. Ta błękitna kula energii pozostawiona na ziemi przekształca się w sferyczną kopułę, wewnątrz której czas praktycznie staje w miejscu. Schwytani w nią przeciwnicy są zupełnie bezbronni, a nasz bohater chroniony jest przed wystrzeliwanymi w jego kierunku pociskami. Wielką frajdę sprawia uwięzienie Impasem oddziału przeciwników, wystrzelanie do nich całego magazynku z karabinu, a następnie podziwianie, jak po kilku sekundach wszyscy giną dokładnie w tym samym momencie. UMC umożliwia również podnoszenie obiektów w ten sam sposób jak Gravity Gun z Half-Life 2 oraz tworzenie fali energii, zadającej potężne obrażenia stojącym w pobliżu wrogom. Nie wszystkie te umiejętności są dostępne od początku zabawy. Odblokowujemy je wraz z postępami w grze, co jest świetnym rozwiązaniem, zapobiegającym monotonii pojedynków. Niestety twórcy nie ustrzegli się przed negatywnym efektem ubocznym zastosowania takiego zabiegu, polegającym na zmniejszaniu się poziomu trudności z upływem czasu. O ile na początku gracz może mieć pewne problemy, posiadając jedynie zwykły rewolwer czy karabin, o tyle dysponując wyżej wymienionymi zdolnościami, rozprawia się z całą armią przeciwników bez większego problemu.
Najbardziej rzucającym się w oczy mankamentem Singularity jest jakość oprawy wizualnej. Gra powstała na leciwym już Unreal Engine 3, ale nawet jego możliwości nie zostały w pełni wykorzystane. Szczególnie kłują w oczy niskiej jakości tekstury, które wyglądają jak niezamierzone nawiązanie do prehistorycznych już Heretica czy Hexena. Bardzo źle wypada również efekt płomieni. Nawet w niesłynącym z zaawansowanej technologii World of Warcraft, ogień wygląda bardziej naturalnie. Nie oznacza to jednak, że cała gra jest brzydka i tandetna. Zdarzają się ładniejsze lokacje, a projekty większości potworów zostały bardzo dobrze wykonane. Niestety gracze wychowani na Crysisie czy Killzonie mogą poczuć się jakby razem z głównym bohaterem byli uczestnikami podróży w czasie. Zupełnie inaczej prezentuje się oprawa dźwiękowa. Odgłosy otoczenia są bardzo sugestywne i mogą wywołać gęsią skórkę u bardziej strachliwych graczy. Dobrze sprawdza się również muzyka, która świetnie podkreśla przerażający klimat radzieckiej wyspy.
W grze oprócz kampanii single player twórcy umieścili również opcję gry wieloosobowej. Gracze mają do wyboru dwa typy rozgrywki: standardowy deathmatch oraz tryb polegający na przejmowaniu porozstawianych na planszy nadajników. Przed rozpoczęciem zabawy musimy również zdecydować, czy chcemy walczyć po stronie ludzi, czy mutantów. Jest to ważna decyzja, bo strony konfliktu różnią się radykalnie. Każda z nich dysponuje dodatkowo odmiennymi klasami/gatunkami postaci oraz atutami zwiększającymi niektóre statystyki. O ile ludzie posiadają umiejętności znane w większości z kampanii dla jednego gracza, o tyle gra mutantami to już zupełnie inna para kaloszy. Do naszej dyspozycji oddano między innymi potwora wymiotującego kwasem czy tzw. kleszcza, który może przejmować kontrolę nad ludzkim przeciwnikiem. Tryb gry wieloosobowej nie jest może tak dopracowany jak np. ten z serii Call of Duty, ale dzięki oryginalnemu podejściu do tematu sprawia dużo przyjemności i zapewnia dodatkowe kilkanaście-kilkadziesiąt godzin zabawy.
Na koniec warto wspomnieć o polskiej wersji językowej, która niestety nie stoi na najwyższym poziomie. Jej twórcom udało się co prawda uniknąć częstych literówek czy większych błędów językowych, ale dubbing pozostawia wiele do życzenia. Głosy bohaterów są sztuczne, a ich intonacja niejednokrotnie nie pasuje do wypowiadanych kwestii. Złą decyzją było również wprowadzenie patentu znanego z NecroVisioN, który polegał na uatrakcyjnianiu niektórych wypowiedzi niemieckim akcentem. W polskiej wersji Singularity mamy podobnie nieudaną próbę wykorzystania akcentu rosyjskiego. Najczęściej brzmi to po prostu komicznie i psuje szczególny klimat Katorgi 12. Na pochwałę zasługują natomiast lektorzy odpowiedzialni za nagrywanie kwestii humorystycznych. Znajdywane w dziecięcych łóżkach maskotki potrafią rozbawić do łez swoimi krótkimi przyśpiewkami.
Podsumowując – Singularity to kawał naprawdę świetnej roboty. Na początku sprawia wrażenie słabego klona gry BioShock, ale po dłuższym obcowaniu pokazuje prawdziwy pazur i nie pozwala nawet na chwilę oderwać się od monitora. Duża w tym zasługa bardzo intuicyjnego sterowania oraz olbrzymiego arsenału świetnie zaprojektowanej broni. Już dawno zabijanie hord przeciwników nie sprawiało tak dużej przyjemności. Opowiedziana historia również prezentuje przyzwoity poziom, ale zdecydowanie nie jest czymś, co zapisze się na dłużej w pamięci graczy. Całość psuje natomiast nieco przestarzała grafika. Miejmy nadzieję, że w kolejnych produkcjach graficy z Raven bardziej przyłożą się do swojej pracy. Jeżeli więc lubicie „oldskulowe” shootery, zdecydowanie powinniście zaopatrzyć się w najnowsze dzieło amerykańskiego studia. Jest to jedna z największych pozytywnych niespodzianek tego roku, która sprawia dużo więcej frajdy niż inne, głośniej zapowiadane tytuły. Takiego początku sezonu ogórkowego nikt się chyba nie spodziewał.
Michał „kwiść” Chwistek
PLUSY:
- rozbudowany arsenał;
- możliwości UMC;
- oryginalny tryb gry dla wielu graczy;
- ogólna frajda.
MINUSY:
- przestarzała grafika;
- słaby polski dubbing.