Polecamy Recenzje Przed premierą Publicystyka Warto zagrać Artykuły PREMIUM

World of Warcraft: Shadowlands Recenzja gry

Recenzja gry 4 grudnia 2020, 15:10

Shadowlands to niezły dodatek do World of Warcraft. Oto nasza recenzja

Najnowszy dodatek do króla gatunku MMORPG jest już z nami od jakiegoś czasu. I wiecie co? Jest całkiem dobrze, ale Blizzard wcale nie musiał śpieszyć się z tym rozszerzeniem.

Recenzja powstała na bazie wersji PC.

Nie jestem zwolennikiem recenzowania gier MMORPG, bowiem w dużej mierze są to tytuły cały czas rozwijane. Przykładowo żywotność dodatku to około dwa lata – w tym okresie pojawiają się nowości wpływające na jakość całego rozszerzenia. Niemniej zdaję sobie sprawę, że recenzja Shadowlands napisana dwa lata po premierze nikogo by nie interesowała. Zatem zapraszam do zaświatów, gdzie Jailer i Sylvanas tańczą tango na kurhanach wrogów.

AKTUALIZACJA RECEZNJI

Czym dalej w Shadowlands, tym lepiej!

Minął już ponad miesiąc od premiery Shadowlands i można powiedzieć, że tym razem Blizzard odrobił pracę domową całkiem nieźle. Co prawda dodatek nadal jest time-gate’owany, ale nowa zawartość udostępniana jest regularnie. Dzięki temu gracze mogą kontynuować kampanię fabularną swojego covenantu, odblokowując nowe przedmioty, ale i moce związane z systemem Soulbind. Nie zabrakło również kolejnych bohaterów do Mission Table!

The Maw oraz Torghast również rozwinęły skrzydła, oferując kolejne atrakcje i wyzwania na wyższym poziomie. Dotyczy to również lochów, które dzięki systemowi mythic+ stały się bardziej wymagające, a przy tym satysfakcjonujące. Pojawił się również The Great Vault, który pełni rolę cotygodniowej skrzyni z gwarantowanym ekwipunkiem. Wykonując różne aktywności w World of Warcraft (dungeony, PvP, rajdowanie) spełniacie określone progi, dzięki czemu możecie wybrać jeden przedmiot – znacznie mniejsze RNG niż to było do tej pory.

Na koniec pozostawiłem sobie pierwszy rajd w Shadowlands, który opowiada o losach Kael’thasa oraz Denathriusa. Powiem tak, wizualnie, jak i mechanicznie rajd Castle Nathria to przyjemne widowisko. Przeciwnicy są zróżnicowani, a całość pozornie może wydawać się nieskomplikowana. Szybko jednak na własnej skórze odczułem, że na poziomie Heroic trzeba wykuć na blachę zachowania bossów, bo w innym przypadku będzie krucho. Najprzyjemniejszym zaskoczeniem było jednak tańczenie w środku walki, ale o tym będziecie musieli przekonać się już sami!

W tej jaskini z pewnością coś się czai. - Recenzja gry World of Warcraft: Shadowlands - 75% recyklingu Legionu i 25% nowości - dokument - 2020-12-30
W tej jaskini z pewnością coś się czai.

Prawdziwa rewolucja w expieniu

Aby być uczciwym, rozpocząłem swoją przygodę w Shadowlands od zera, czyli celowo stworzyłem nową postać, ponieważ w ramach aktualizacji Blizzard wywrócił do góry nogami system levelowania. Górna granica została ustalona na poziomie 50 (w samym Shadowlands – 60), pojawiły się nowe strefy startowe, a do tego wprowadzono specyficzne skalowanie się zawartości starych dodatków.

PLUSY:
  1. przyjemna fabuła jak na standardy MMORPG;
  2. zróżnicowane i całkiem odmienne krainy;
  3. WoW nigdy nie wyglądał tak dobrze;
  4. przyśpieszone levelowanie i przyjazne altowanie;
  5. mnogość znajdziek, wierzchowców i przedmiotów kosmetycznych;
  6. Torghast jest fantastyczny (jeśli lubicie RNG);
  7. nie ma już warforge’a oraz titanforge’a;
  8. covenanty da się lubić, ale...
MINUSY:
  1. ...system ten wydaje się niedopracowany i niezbalansowany, więc może spowodować więcej szkody niż pożytku;
  2. kolejne pożyczone moce, które zapewne znikną w nowym rozszerzeniu;
  3. rozbicie elementów gry na mniejsze systemy oraz nadmiar dodatkowych walut;
  4. mało wyróżniających się i przykuwających oko nowości oraz zmian.

Powiem tak, był to strzał w dziesiątkę, bowiem ponownie możemy cieszyć się expieniem naszej postaci. W ciągu około 15 godzin da się rozwinąć bohatera od 1 do 50 poziomu, czyli znacznie szybciej, niż to miało miejsce do tej pory. Do tego niemal każdy level przynosi jakieś niespodzianki – a to nową umiejętność, a to punkt talentu do rozdania. Dzięki temu realnie czujemy rozwój herosa i wyznam szczerze, że Blizzard już dawno powinien pokusić się o takie rozwiązanie.

Na brawa zasługuje również Exile’s Reach, czyli nowa strefa startowa dla Hordy i Przymierza. Jest to teren obowiązkowy dla nowych graczy oraz opcjonalny dla weteranów. Polecam jednak sprawdzić tę lokację, bowiem stanowi idealny samouczek, wprowadzając w podstawowe zasady gry.

Sprawdza się również wyśmienicie w przypadku osób rozpoczynających zabawę w World of Warcraft, bowiem fabularnie Exile’s Reach umiejscowione zostało w trakcie trwania wydarzeń z Battle for Azeroth. W ten sposób gracz po ukończeniu samouczka płynnie przechodzi do expienia w strefach przedostatniego rozszerzenia, aby dalej, po poziomie 50, kontynuować zabawę w Shadowlands. Weterani z kolei mogą udać się do Chromie, aby wybrać dodatek, w którym chcą spędzić swój czas od 10 do 50 poziomu. Region zeskaluje się do Waszego levelu, więc sami zadecydujecie, gdzie chcecie się bawić. Można skakać po rozszerzeniach lub skoncentrować się tylko na jednym – Wasz wybór.

Oczywiście wszystkie te rozwiązania nie są idealne, mają swoje błędy i problemy, a niektórzy narzekają, że robią fabularny mętlik w głowie. Nowy gracz w ten sposób nie śledzi bowiem historii w World of Warcraft od początku, a jedynie od najświeższych wydarzeń. Ze swej strony powiem jednak, że jest to lepsze niż rzucenie go w wir alternatywnej rzeczywistości, wiecznego fazowania się świata gry czy zmuszanie do wykonywania misji dla żywego Garrosha, który przecież nie zrobił niczego złego. Dlatego w moim odczuciu Blizzard wybrał najlepszą opcję.

Koniec największego „simpa” w historii Azeroth. - Recenzja gry World of Warcraft: Shadowlands - 75% recyklingu Legionu i 25% nowości - dokument - 2020-12-30
Koniec największego „simpa” w historii Azeroth.

PRE-PATCH DO SHADOWLANDS TO SPORO NOWOŚCI

Pre-patch do Shadowlands zasługuje na osobną ramkę, bowiem poza serią zadań wprowadzających do dodatku oraz zmianą systemu expienia przynosi kilka innych nowości. Przykładowo u fryzjera można zmienić płeć albo skorzystać z nowych opcji customizacji (np. różnokolorowe oczy). Blizzard wymienił również ekran tworzenia postaci na bardziej czytelny. Ponadto w ramach tej aktualizacji pojawiły się zmiany klasowe. Całość traktuję jako element Shadowlands, dlatego uważam, że warto o tym wspomnieć.

Shadowlands jest niezwykle liniowe, ale to dobrze

Jak jednak wygląda expienie w samym Shadowlands? Zupełnie inaczej! Do 50 poziomu mamy pełną swobodę, jednak wkraczając do królestwa umarłych, trzeba liczyć się z liniowością typową dla pozycji single player. Fani Final Fantasy XIV poczują się tutaj jak w domu (zwłaszcza gdy zobaczą ilość cutscenek), bowiem za pierwszym razem w Shadowlands trzeba przejść całą kampanię fabularną, aby mieć dostęp do właściwej zawartości gry.

Zazwyczaj jestem przeciwnikiem takiego rozwiązania, gdyż liniowa opowieść nie pasuje do MMORPG – nadaje się właśnie do produkcji dla jednego gracza. W przypadku Shadowlands odniosłem jednak wrażenie, że wyszło to całkiem nieźle. Zadanie wprowadzające zabiera nas do Icecrown, gdzie Bolvar Fordragon otwiera nam przejście do zaświatów przy użyciu rozbitego Hełmu Dominacji. Trafiamy do The Maw, poznajemy Jailera oraz plejadę znanych postaci, a następnie podróżujemy przez Bastion, Maldraxxus, Ardenweald i kończymy w Revendreth.

NOSTALGIA SIŁĄ NAPĘDOWĄ DODATKU

Czytając ten tekst, sami się przekonacie, że Blizzard lubi recyklingować świat Warcrafta. Dotyczy to nie tylko starych systemów, które w Shadowlands powracają w lekko odmienionej formie, ale również postaci niezależnych. Przemierzając świat gry, natkniecie się na ogrom znanych person. Nie zabraknie Uthera, który w tym rozszerzeniu odegra istotną rolę, a w przyszłości znajdzie się miejsce dla Kael’thasa, a być może i Garrosha oraz Arthasa. Jak Legion grał na naszej nostalgii Illidanem, tak Shadowlands wytacza ciężkie działa, wykorzystując krainy zmarłych, aby podtykać nam pod nos różnych bohaterów – nawet tych, których spotykaliśmy w zadaniach pobocznych.

Shadowlands pełne jest cutscenek – to chyba ich rekordowa liczba. - Recenzja gry World of Warcraft: Shadowlands - 75% recyklingu Legionu i 25% nowości - dokument - 2020-12-30
Shadowlands pełne jest cutscenek – to chyba ich rekordowa liczba.

Podróż przez wszystkie strefy Shadowlands w ramach kampanii fabularnej oraz kilku zadań pobocznych zajęła mi 14 godzin. W tym czasie żadna misja nie wysłała mnie do dungeonu i tylko niekiedy musiałem zaliczyć dodatkowy quest, aby spełnić wymagany próg poziomu. Prowadzony byłem za rączkę, wykonując konkretne zlecenia rozwijające opowieść. Zostało to zrealizowane sprawnie i faktycznie owa liniowość wyszła całej historii na plus. Dzięki takiemu formatowi opowieści wiem, co się dzieje w Shadowlands, zdaję sobie sprawę, kto zdradził, kto jest dobry, a na kogo trzeba uważać. Prywatnie należę do fanklubu Sire Denathriusa, który według mnie może zamieść pod dywan Sylvanas i Jailera oraz pełnić funkcję głównego złego.

Żywo interesowałem się wydarzeniami, chociaż przyznaję, że chwilami gubiłem się w natłoku nowych postaci oraz zwrotów akcji. Dodam, że to tylko wprowadzenie do całej fabuły, bowiem prawdziwe wątki dopiero przed nami. Szkoda, że w tym czasie gracze wokół mnie byli jedynie tłem zabawy i nie uczestniczyli w przygodzie, co jest moim głównym zarzutem wobec fabuł w MMORPG. Znowu poczułem się wybrańcem, który ma uratować Azeroth, ale – o dziwo – nie było to złe uczucie. Zwłaszcza że w trakcie zabawy poznałem wszystkie stronnictwa i związane z nimi moce (temat ten jeszcze poruszę).

World of Warcraft nigdy nie wyglądało piękniej

Moja podróż przez Shadowlands była po prostu malownicza. Kolejne brawa dla Blizzarda za wyciśnięcie ostatnich soków z silnika World of Warcraft. Jestem zaskoczony, że ponad szesnastoletnia gra wygląda tak dobrze. Oczywiście – widać ograniczenia. Zdecydowanie przydałaby się wymiana silnika na coś nowego. Niemniej Shadowlands udowadnia, że leciwy WoW wciąż może zaskoczyć ładnymi widokami.

Bastion kusi widokami. - Recenzja gry World of Warcraft: Shadowlands - 75% recyklingu Legionu i 25% nowości - dokument - 2020-12-30
Bastion kusi widokami.

Wszystkie krainy są po prostu piękne, chociaż zdaję sobie sprawę, że nie muszą trafić w gusta każdego. Przykładowo ja zachwycałem się anielskim Bastionem jedynie przez pierwszą godzinę. Potem miałem dość sterylnego otoczenia, jego czystości oraz odcieni błękitu. O wiele lepiej czułem się w brudnym i zgniłym Maldraxxus – pełnym plagi, nieumarłych oraz konstruktów. Ardenweald to wizualizacja Snu nocy letniej Williama Szekspira – osoby uwielbiające wróżkowe klimaty będą wniebowzięte. Za to fani wampirów pokochają gotyckie Revendreth.

Co się zaś tyczy The Maw, czyli ostatniej strefy Shadowlands, okazuje się ona odpowiednio niepokojąca. Już na pierwszy rzut oka widać, że jest to śmietnik zaświatów, do którego trafiają nieużytki. Kraina ma nawet swój odpowiednik rzeki Styks, który jest całkiem klimatyczny. Pomarudzę jedynie na Oribos – centralny punkt tego dodatku. Jest to odpowiednik Dalaranu i Shattrath, czyli neutralne miasto dla obu frakcji. Może potrzeba czasu, abym przyzwyczaił się do jego układu, niemniej nie podoba mi się projekt tej budowli – przebywałem tam tylko wtedy, gdy musiałem.

60 poziom to dopiero początek – przytłaczający początek

Jak już wbijecie 60 poziom w Shadowlands, musicie jeszcze ukończyć kampanię fabularną, aby móc w pełni cieszyć się dodatkiem. No dobra, nadal nie będziecie mogli, bowiem potem czeka Was wybranie covenantu (stronnictwa), do którego się przyłączycie, a potem macie jeszcze do wykonania garść zadań. Z czasem będzie ich więcej, bowiem na ten moment historia udostępniana jest fragmentami co tydzień. Ponadto pojawi się The Maw, czyli strefa ze specjalnym NPC z reputacją oraz walutą. Dochodzi do tego również wieża Torghast, Tower of the Damned. Poza tym są World Questy do wykonania i związane z nimi Callings, czyli odpowiednik emisarek. Zapewniam przy tym, że to dopiero część atrakcji.

Przyznam, że ilość aktywności jest zwyczajnie przytłaczająca. Zwłaszcza gdy świeżo wbijemy poziom 60 – dosłownie nie wiadomo, w co najpierw włożyć ręce. Bałem się, że przez pierwszy tydzień czeka mnie ostre zarywanie nocek, aby sprawdzić wszystko na potrzeby recenzji i żeby nie być kotwicą dla gildii. W końcu każdemu zależy, by jak najlepiej przygotować się do rajdów, które rozpoczną się 9 grudnia. Spodziewałem się zatem, że Shadowlands stanie się dla mnie pełnoetatową pracą...

Niestety, między krainami musimy latać, zamiast teleportować się. - Recenzja gry World of Warcraft: Shadowlands - 75% recyklingu Legionu i 25% nowości - dokument - 2020-12-30
Niestety, między krainami musimy latać, zamiast teleportować się.

I wtedy pojawił się Blizzard, cały na biało, ze swoim pomysłem na ograniczenie zabawy. Battle for Azeroth było time-gate’owane, ale najnowsze rozszerzenie to kwintesencja opóźniania zawartości. W pierwszym tygodniu niemal każda aktywność miała swój odgórnie ustawiony limit. I wiecie co? Pierwszy raz jestem zadowolony z takich ograniczeń!

Przez nadmiar początkowej zawartości Shadowlands faktycznie wygląda, jakby miało pożerać ogromne ilości czasu. W rzeczywistości jednak za sprawą odgórnych blokad można było cieszyć się grą i być ze wszystkim na bieżąco, nie zarywając przy tym nocek. Blizzard zwyczajnie nie pozwolił nikomu przejeść się zawartością dodatku ani skonsumować go za szybko. W ten sposób starano się pogodzić osoby z nadmiarem wolnego czasu i niedzielnych graczy. Kompromis oczywiście sprawił, że nie wszyscy są do końca zadowoleni.

Trudno bowiem ocenić, czy World of Warcraft nie będzie przypadkiem cały czas w taki sposób ograniczane. Na dłuższą metę czuję bowiem, że zawartości udostępnianej raz w tygodniu nie wystarczy, aby utrzymać zainteresowanie graczy. Z drugiej strony w przyszłym zaczyna się rajdowanie oraz mythic+, więc społeczność będzie zajęta. Zobaczymy, jak długo, bowiem lwia część aktywności w Shadowlands nie wzmacnia naszej postaci, a jedynie zapewnia dostęp do rzeczy kosmetycznych czy dodatkowych atrakcji.

Z pożyczoną mocą wiąże się wielka odpowiedzialność!

Od Legionu w World of Warcraft występuje zjawisko pożyczonych mocy. Na czas jednego dodatku otrzymujemy system, który w jakiś sposób wpływa na siłę naszej postaci, jej klasę oraz specjalizację. Mieliśmy już artefaktową broń, zaliczyliśmy artefaktowy naszyjnik, więc pora na artefaktowe... wyjątkowo nie artefaktowe, bo covenantowe zdolności!

Początkowo wygląda to ubogo, ale z czasem będzie lepiej. - Recenzja gry World of Warcraft: Shadowlands - 75% recyklingu Legionu i 25% nowości - dokument - 2020-12-30
Początkowo wygląda to ubogo, ale z czasem będzie lepiej.

Shadowlands wprowadza covenanty, czyli stronnictwa, które poznajemy podczas podróżowania przez świat gry. Expiąc po raz pierwszy, odwiedzamy każdą krainę, poznając moce danego covenantu – zdolność frakcyjną oraz umiejętność klasową. Warto tutaj zaznaczyć, że nie możemy wybierać umiejętności wedle uznania, gdyż przyznawane są one odgórnie – w zależności od tego, do którego covenantu dołączymy.

Jest to o tyle problematyczne, że np. ja, grając klasą warlock, powinienem dołączyć do wróżek z Ardenweald lub aniołów Bastionu, aby otrzymać optymalne moce. Nie wyobrażam sobie jednak anielskiego przywoływacza demonów, więc zdecydowałem się na Maldraxxus, pasujący zdecydowanie bardziej do mojego „class fantasy”. Jeśli będę chciał zmienić wybrany covenant, czeka mnie trochę zabawy, ale nie jest to niewykonalne, więc chociaż tyle dobrego. Niemniej trzeba liczyć się z tym, że stanowi to pewne ograniczenie, choć w przyszłości może ono zostać zniesione.

Covenanty to jednak nie tylko moce, ale również drzewka talentów, czyli Soulbinds, które są kolejną problematyczną kwestią w Shadowlands. Możemy bowiem „przypisać się” do jednej z trzech dostępnych dusz, aby otrzymać jej bonusy oraz drzewko na coś w rodzaju talentów. Na tym drzewku da się jednak wybrać tylko jedną, aktywną w danym momencie, ścieżkę z efektami. Wydaje się zagmatwane? To mimochodem wspomnę jeszcze o Conduits, czyli kamieniach wkładanych do wspomnianych drzewek, które wpływają na nasze umiejętności!

System nie jest wybitnie skomplikowany, ale mocno ograniczający. Można bowiem wymieniać Soulbinds czy Conduits, ale niestety – nie dowolnie. Dlatego trzeba się zastanowić lub uzbroić w cierpliwość – wymiana całego drzewka będzie bowiem czasochłonna. Same Conduits pozyskujemy, oddając się różnym aktywnościom w World of Warcraft, do tego podzielone są one na poziomy jakości, więc jest co zdobywać.

Ten pan odpowiadać będzie za legendarne przedmioty. - Recenzja gry World of Warcraft: Shadowlands - 75% recyklingu Legionu i 25% nowości - dokument - 2020-12-30
Ten pan odpowiadać będzie za legendarne przedmioty.

Największy problem z tymi systemami mam taki, że jest ich za dużo, a jednocześnie nie dają pełnej swobody. Z covenantem wiąże się nie tylko moc gracza, ale również dostęp do przedmiotów kosmetycznych danego stronnictwa, więc musimy wybierać, na czym bardziej nam zależy, lub iść na kompromis. Do tego są to jedynie pożyczone moce, które zapewne znikną w przyszłym dodatku i zostaną zastąpione czymś nowym.

Shadowlands to po prostu stare systemy w nowym wydaniu

Wspomniane Soulbinds to po prostu artefakty z Legionu wraz z ich dodatkowymi zdolnościami dla postaci oraz drzewkiem talentów. Na ten moment są niezbalansowane i realnie tylko kilka opcji (dotyczy to również Conduits) wydaje się opłacalnych. Mamy zatem pozorną swobodę, ale w rzeczywistości dużego wyboru brak. Zwłaszcza dla graczy zainteresowanych rajdami i dungeonami na wyższych poziomach trudności. Być może w przyszłości pojawi się odpowiedni balans, ale przez ilość systemów w Shadowlands trudno będzie utrzymać wszystko w równowadze.

To nie jedyny stary element World of Warcraft, który powrócił. Blizzard ewidentnie wzorował się na Legionie przy tworzeniu Shadowlands, co widać na każdym kroku. W końcu rozszerzenie to uznawane jest za jedno z lepszych, jeśli nie najlepsze. Dlatego powraca Class Hall, tyle że właśnie w formie covenantów. Dołączając do stronnictwa, otrzymujemy nie tylko moce, ale i bazę wypadową. Jest ona dostępna dla wszystkich graczy, którzy również przyłączyli się do tej samej „drużyny”.

Recenzja gry World of Warcraft: Shadowlands - 75% recyklingu Legionu i 25% nowości - ilustracja #3

Tak mnie witano w Maldraxxus.

Gdy przybywamy do swojej siedziby, NPC witają nas, chwalą naszą broń i zwracają się do nas per The Maw Walker. Brzmi znajomo? W Legionie było identycznie, w siedzibie naszej klasy również nas witano, chwalono oręż oraz tytułowano czempionem. Nasz covenant także posiada Mission Table, w ramach którego wysyłamy pomocników z misjami, aby zdobywali dla nas drobne fanty. System ten uległ kolejnej zmianie i jest teraz bardziej taktyczny (mamy nieco więcej możliwości), ale wciąż stanowi jedynie miły dodatek do zabawy.

Bazę wypadową można również rozbudowywać, wyposażając ją w nowe moduły. W moim przypadku mogłem w Maldraxxus zbudować machinerię do tworzenia konstruktów, co zapewniło mi towarzysza. Do tego mogę zapewnić sobie więcej punktów do szybkiej podróży oraz wskazać, w której z dostępnych lokacji pojawi się specjalna elitka. Czy jest to ważne w jakikolwiek sposób? Nie, ale z pewnością urozmaica zabawę w Shadowlands.

Mnogość przedmiotów kosmetycznych i mountów!

Narzekałem na ilość obowiązków dla świeżej „sześćdziesiątki” w Shadowlands, ale szybko przekonałem się, że większość atrakcji nie ma wpływu na siłę mojej postaci. Lwia część aktywności to dodatkowe rzeczy, których nie musiałem robić, jeśli nie miałem ochoty. Zapewniały bowiem przedmioty kosmetyczne oraz wierzchowce, więc teoretycznie nie trzeba było się zbytnio angażować. W rzeczywistości jednak chciało się wszystko mieć, bo w końcu – skoro dają, to się bierze!

Opisywane covenanty posiadają również system Renown, czyli formę reputacji u własnej frakcji (normalna reputacja też jest, spokojnie). Najłatwiej porównać mi go do battle passa, bowiem działa całkiem podobnie. Na każdym poziomie Renownu otrzymujemy dostęp do jakichś atrakcji. W większości są to przedmioty kosmetyczne związane z naszym covenantem. Renown potrzebny jest jednak również do rozwijania kampanii fabularnej, bowiem ta zablokowana jest za jego poziomem.

Kolejne progi Renownu zdobywamy, wykonując zadania oraz zbierając animę (nie, nie anime). Ta potrzebna jest do ulepszania naszej bazy oraz do dokonywania zakupów niektórych przedmiotów. Animę w głównej mierze zgarniamy, wykonując World Questy oraz zabijając elitarne stworki. Niestety, na ten moment Renown został ograniczony odgórnie przez Blizzard, więc jeśli chcemy zdobyć wszystkie łakocie z kolejnych progów, musimy czekać, aż wyższe poziomy zostaną udostępnione.

Tutaj ponownie przyrównam Shadowlands do Legionu, bowiem cały Renown oraz ilość elitek z wierzchowcami do zdobycia czy petami przypomina mi właśnie wspomniane rozszerzenie. Jesteśmy szczodrze obdarowywani rzeczami i na każdym kroku trafia się coś do pozyskania czy znalezienia, co jest po prostu przyjemne!

Roguelike w MMORPG? To działa!

Shadowlands, w przeciwieństwie do Battle for Azeroth, nie ma wielkich, przykuwających oko nowości, jak ekspedycje na wyspy czy Warfront. Oba systemy okazały się średnie, więc w nowym dodatku ich zabrakło. Zamiast tego pojawił się Torghast, który mieści się w The Maw. Torghast to więzienie w formie wieży, po której poziomach trzeba się wspinać, aby zdobyć surowiec do stworzenia legendarnych przedmiotów.

Jedno z zadań w wieży. - Recenzja gry World of Warcraft: Shadowlands - 75% recyklingu Legionu i 25% nowości - dokument - 2020-12-30
Jedno z zadań w wieży.

Legendarne przedmioty zaś to kolejny element powracający z Legionu. W tym momencie możemy założyć jeden taki przedmiot, który w znaczny sposób wpłynie na naszą postać. Nie zdobędziemy ich jednak w standardowy sposób, bowiem w Shadowlands przyjdzie nam własnoręcznie je stworzyć! Wykorzystamy do tego materiały z profesji, recepturę na „legendarkę”, którą trzeba będzie wydropić, oraz Soul Ash zdobywany właśnie w Torghaście.

Wspomniane więzienie to nic innego jak roguelike w MMORPG. Możemy pokonywać piętra sami lub maksymalnie pięcioosobową ekipą. Na każdym czekają na nas przeciwnicy oraz ewentualne niespodzianki w postaci pułapek środowiskowych, rzadkich wrogów czy dodatkowych zadań. Główną atrakcją są tu jednak modyfikatory, które zdobywamy poprzez granie i które pozostają z nami, dopóki nie przegramy lub nie zaliczymy całego wyzwania. To ostatnie składa się z sześciu pięter, a na najwyższym zawsze trzeba zmierzyć się z bossem.

KTO DAJE I ODBIERA, TEN SIĘ W... THE MAW PONIEWIERA!

The Maw to specyficzne miejsce, będące dla mnie połączeniem Nazjataru i Mechagonu z Battle for Azeroth, a do tego nie można tu korzystać z wierzchowców (poza dwoma wyjątkami). Trafiamy do The Maw, aby zdobywać walutę o nazwie stygia, którą wydajemy, żeby nasze życie w tej strefie oraz w Torghaście było łatwiejsze. Należy jednak uważać, bowiem śmierć w The Maw oznacza utratę części stygii, a do tego w tym miejscu nie wolno przebywać za długo. Jest to bowiem domena Jailera, który nieprzychylnym okiem patrzy na naszą aktywność w The Maw.

Sprowadza się to do tego, że nabijamy pasek uwagi Jailera, który podzielony został na pięć poziomów. Każdy kolejny coraz bardziej utrudnia nam życie w tej strefie, finalnie wyrzucając nas z owej krainy. Należy zatem rozsądnie planować swoje aktywności i rozdzielać je na wykonywanie zadań zlecanych przez NPC oraz zabijanie elitek. The Maw to również świetne miejsce do zbierania rzadkich skałek czy kwiatków.

Przykład Anima Power, czyli modyfikatorów w Torghast. - Recenzja gry World of Warcraft: Shadowlands - 75% recyklingu Legionu i 25% nowości - dokument - 2020-12-30
Przykład Anima Power, czyli modyfikatorów w Torghast.

Co tydzień udostępniane są dwa wyzwania i na ten moment mają one jedynie po trzy poziomy trudności. W przyszłości pojawi się ich więcej, ale już teraz jest ciekawie, a to właśnie za sprawą modyfikatorów, czyli losowych bonusów znacznie wpływających na naszą postać. Jako fan Hadesa byłem wniebowzięty, gdy w ramach Torghastu mogłem przywoływać pięciu infernali, zamiast jednego, a do tego moje demony przybywały natychmiast. Wszystko dzięki losowym wzmocnieniom!

System ten ma standardową wadę roguelike’ów – kiedy trafią się Wam słabe benefity, nagle każdy kolejny poziom jest coraz cięższy. Dlatego warto oczyszczać wszystkie pomieszczenia, aby zebrać jak najwięcej waluty do wymiany u NPC na moce. Na ten moment w Torghaście nie goni nas czas, ale ogranicza nas liczba żyć, więc o ciągłym umieraniu nie ma mowy. Jeśli idzie Wam słabo, to niestety będziecie musieli rozpocząć zabawę od nowa.

Warto tutaj dodać, że zaliczenie wyzwania na wyższym poziomie automatycznie odblokowuje ów poziom również w innych wyzwaniach (layerach), dzięki czemu nie trzeba wspinać się od nowa. Jeśli kogoś cały ten Torghast nie interesuje, będzie musiał ograniczyć się do poświęcenia mu minimum czasu, aby zdobyć Soul Ash do stworzenia oraz ulepszenia przedmiotów legendarnych. Niestety, na dłuższą metę bez tego w Shadowlands ani rusz. No chyba że jesteście pełnym casualem, wtedy możecie zignorować również i to.

Dobry to zatem dodatek czy nie?

Odpowiem krótko: na ten moment jest w porządku. Nie może oczywiście pochwalić się jeszcze poziomem Legionu, chociaż wiele z niego zapożycza. Niemniej mam pewne obawy, że z upływem czasu Shadowlands może okazać się słabym rozszerzeniem, które podzieli los Battle for Azeroth. Blizzard przygotował nostalgiczny cukierek, tyle że w nowym opakowaniu, a do tego zmusza nas przez ograniczenia do lizania go przez papierek.

Pozostaje zatem wierzyć, że w przyszłym roku całość nabierze tempa i Shadowlands rozkręci się na dobre, bo teraz wygląda trochę jak wczesny dostęp. Dla mnie nie ma w tym nic złego – w spokoju mogłem pozaliczać wszystko, co chciałem, a jeszcze miałem sporo rzeczy do zrobienia. W końcu zostały mi już tylko dungeony na poziomie mythic+, czyli największa frajda z zabawy – ubieranie postaci. Zdaję sobie jednak sprawę, że w dłuższej perspektywie takie podejście z ograniczaniem dostępu może odbić się World of Warcraft czkawką.

Wszędzie dobrze, ale w Maldraxxus najlepiej. - Recenzja gry World of Warcraft: Shadowlands - 75% recyklingu Legionu i 25% nowości - dokument - 2020-12-30
Wszędzie dobrze, ale w Maldraxxus najlepiej.

Mimo sporych obaw ostatecznie jestem dobrej myśli. Z pewnością nie jest to najlepszy dodatek do króla MMORPG, ale podoba mi się to, co się w nim dzieje. World of Warcraft ewoluuje i czuję w kościach, że Shadowlands to forma testu dla struktury gry – czy proponowane rozwiązania, sprawdzane w poprzednich dodatkach, a mające finalną formę w tym rozszerzeniu, przypadną graczom do gustu, czy też zostaną odrzucone.

Jeśli tak, to być może jesteśmy świadkami wielkich zmian w tym tytule. Jednak jeśli nie, to za półtora roku lub dwa lata pojawi się kolejna paczka eksperymentalnych pomysłów w formie nowego dodatku. Na ten moment Shadowlands traktuję zatem jak Mists of Pandaria, czyli coś, co jest po prostu w porządku.

O AUTORZE

Zobaczymy, co Blizzard dostarczy w aktualizacji 9.1 i w dalszych, bo to właśnie od kolejnej zawartości zależeć będzie finałowa ocena obecnego dodatku. W tym momencie jestem zadowolony z tego, co dostałem. Bawię się dobrze i już planuję wyexpić dodatkową postać, sprawdzając system Threads of Fate, w ramach którego nie będę musiał przechodzić kampanii od nowa („alt-friendly”, czyli zupełnie jak w Final Fantasy XIV). Na horyzoncie majaczy już pierwszy rajd, więc na brak atrakcji chwilowo nie mogę narzekać, a na liczniku w samym Shadowlands mam już ponad 45 godzin.

ZASTRZEŻENIE

Kopię gry World of Warcraft: Shadowlands otrzymaliśmy nieodpłatnie od jej wydawcy, firmy Blizzard.

Patryk Manelski

Patryk Manelski

Chciał być informatykiem, potem policjantem, a skończyło się na „dziennikarzeniu” na UŚ. Tam odkrył, że można połączyć pasję do grania z pisaniem. Następnie bytował w kilku redakcjach, próbując przekonać wszystkich, że gry MMO są najlepsze na świecie. Tak trafił do działu publicystyki na GOL-u, gdzie niestrudzenie kontynuuje swoją misję – bez większych sukcesów. W przerwach od walenia z axa hoduje cyfrowe pomidory, bawiąc się w wirtualnego farmera. Nie mając własnego ogródka, zadowala się opieką nad drzewkiem bonsai. Kręci go też jazda na rowerze, zaś czytać lubi mangę i fantastykę. A co najważniejsze, pochodzi z Sosnowca, gdzie zresztą mieszka i z czego jest dumny!

więcej

TWOIM ZDANIEM

Grasz jeszcze w MMORPG?

Gram regularnie
21,9%
Czasem mi się zdarza
27%
Nie, nie grałem od lat
41,3%
Nigdy nie grałem w MMORPG
9,9%
Zobacz inne ankiety
Recenzja gry Mario & Luigi: Brothership - czarująca przygoda i udane wskrzeszenie serii
Recenzja gry Mario & Luigi: Brothership - czarująca przygoda i udane wskrzeszenie serii

Recenzja gry

Po dziewięciu latach i bankructwie oryginalnych twórców, seria Mario & Luigi powraca z całkiem nową odsłoną. Brothership to godna kontynuacja serii, logicznie rozwijająca motywy poprzedniczek - lecz pokazuje także, że więcej to nie zawsze lepiej.

Recenzja gry Dragon Age: Straż Zasłony - w Veilguard są emocje, ale dziś to trochę za mało
Recenzja gry Dragon Age: Straż Zasłony - w Veilguard są emocje, ale dziś to trochę za mało

Recenzja gry

Dragon Age: The Veilguard robi wiele rzeczy, za które gracze pokochali gry BioWare – lecz zarazem przypomina, jak wiele w gatunku RPG da się wykonać znacznie lepiej.

Recenzja gry Starfield: Shattered Space - przeciętny dodatek, ale nie za taką cenę
Recenzja gry Starfield: Shattered Space - przeciętny dodatek, ale nie za taką cenę

Recenzja gry

Kiedy dowiedziałem się, że Bethesda nie planuje przekazać kodów do Shattered Space przed premierą, zacząłem zadawać sobie pytania. Czy stan techniczny jest zły? A może historia jest zwyczajnie nudna? Moje obawy były uzasadnione, choć tylko częściowo.