Te filmy science fiction irytują, nie respektując reguł własnego świata
Science fiction – czyli dosłownie „naukowa fikcja” – brzmi pięknie i rozwojowo. Niestety, w przypadku niektórych filmów możemy mówić jedynie o fikcji absurdalnej oraz wielkim zawodzie widzów.
Spis treści
Kiedy filmy science fiction faktycznie bazują na nauce – jest świetnie. Kiedy opierają się na wymyślonych przez siebie zasadach, które przynajmniej brzmią naukowo – jest przyzwoicie. Gorzej, gdy wszelkie te zasady, realistyczne bądź nie, w pewnym momencie zostają wyrzucone do kosza, a bohaterowie kolektywnie o nich zapominają.
Ta trzecia droga jest dla filmowców kusząca – jako łatwiejsza, umożliwiająca stosowanie dowolnych, często spektakularnych, zabiegów fabularnych. Zaczyna się od stworzenia pięknego świata, który kieruje się własną logiką, i przedstawienia widzom wymyślonej rzeczywistości. Chwilę później jednak, gdy autorzy przechodzą do akcji, skupiają się... tylko na akcji. Na tym, by było widowiskowo i emocjonalnie, a zasady wykreowanego świata przestają się liczyć. Niestety, zdarza się to stosunkowo często, choć czasami detale niepasujące do logiki diegezy są dostrzegalne tylko dla wprawionych w takich śledztwach wiernych fanów kina.
Odchodząc na moment od SF, pozwolę sobie przywołać postać Harry’ego Pottera, który według relacji wszystkich bohaterów cyklu Rowling ma oczy dokładnie takie jak jego matka. Niestety, te oczy są takie same tylko w wypowiedziach owych postaci, bo w rzeczywistości Harry i Lily, mają zupełnie inne oczy i nawet ich kolor się nie zgadza. To przykład drobnej rzeczy, która właściwie nie ma większego znaczenia dla całokształtu filmu, ale wyłapana niemiłosiernie drażni spostrzegawczego widza. I ja mam właśnie zamiar Was nieco rozdrażnić, wskazując kilka takich irytujących, mniej lub bardziej istotnych, nieścisłości w filmach SF.
Nazwijmy to jednak wyłapywaniem ciekawostek, a nie rujnowaniem ukochanych filmów. Dzięki temu pewnie będziecie skłonni mi wybaczyć i nie obrazicie się na reżyserów, którzy logikę odłożyli na bok.
Powrót do przyszłości II
Reżyser: Robert Zemeckis
Rok wydania: 1989
Gdzie obejrzeć: Canal+ Online, Netflix, Amazon Prime Video, SkyShowtime
To film doskonale znany każdemu i pewnie oglądany w telewizji (choćby fragmentarycznie) jakieś setki razy. Powrót do przyszłości jest lekki i zabawny. To przykład science fiction, w którym na pierwszym planie znalazły się cechy filmu przygodowego, a z naukowych elementów zbudowano tło. Nikt od takich filmów nie oczekuje ścisłego trzymania się reguł, bo tym, co do widowisk tego typu nas przyciąga, jest chęć doświadczenia czegoś zupełnie odmiennego od codziennej rzeczywistości. I to jest świetne, takie kino jest potrzebne, ale w idealnym scenariuszu produkcje tego typu przestrzegają ustalonych przez siebie zasad, a Powrót do przyszłości przestaje to robić już w drugiej części.
Według założeń Powrotu do przyszłości każda ingerencja w przeszłość w znacznym stopniu wpływa na teraźniejszość, co wyraźnie widać w pierwszej części. Ta zmieniająca się rzeczywistość jest też jednym z najciekawszych aspektów filmu. Kiedy więc w „dwójce” Biff, dawny znajomy ojca głównego bohatera, podejmuje się podróży w czasie, spodziewamy się, że zadzieje się dokładnie to samo. Cóż, w 2015 roku świat, do którego wraca i z którego pierwotnie wyruszył, pozostaje taki sam, a zmienia się właściwie tylko postać Biffa i jego życiorys. Z jakiegoś powodu, mimo że alternatywna linia czasu, którą stworzył, istnieje i ma się świetnie w 1985, w 2015 nigdy się nie pojawiła. Jak to się stało? Dlaczego? Wątpię, czy kiedykolwiek się dowiem. Przecież powrót Biffa do 2015 nastąpił przed naprawieniem przyszłości przez Marty’ego, więc oryginalna rzeczywistość nie miała prawa istnieć, a co dopiero z otwartymi ramionami przyjąć Biffa jak gdyby nigdy nic.
Motyw podróży w czasie w przypadku wielu filmów na szczęście realizowany jest porządnie i nawet jeśli zostaje uproszczony względem współczesnego stanu wiedzy, pozostaje wiarygodny. Mam taką małą teorię, że to właśnie takie wpadki, jak te z Powrotu do przyszłości II, posłużyły za przykład, jak nie zabierać się za ten temat. Na szczęście sam film w warstwie rozrywkowej przez brak logiki stracił niewiele, a kiedy udamy, że wszystko ma sens, można się naprawdę nieźle bawić. Mnie niestety jeszcze się zapomnieć nie udało, ale wciąż nad tym pracuję i nie tracę wiary w przyszły sukces.
Ten materiał nie jest artykułem sponsorowanym. Jego treść jest autorska i powstała bez wpływów z zewnątrz. Część odnośników w materiale to linki afiliacyjne. Klikając w nie, nie ponosisz żadnych dodatkowych kosztów, a jednocześnie wspierasz pracę naszej redakcji. Dziękujemy!