autor: Borys Zajączkowski
Shrek 2 - relacja z pokazu przedpremierowego
Naturalną koleją rzeczy jest, że gdy jakiś film odnosi sukces, bez wątpienia pojawi sie jego kontynuacja. Shrek nie był wyjątkiem i po znakomitej pierwszej cześci przyszedł czas na drugą...
Krakowskie Multikino jest oddalone od Śródmieścia o godzinę drogi szybkim krokiem lub o dwadzieścia minut przeciskania się przez korki. W czasach, gdy światem rządzili królowie, a czary były na porządku dziennym, znajdowały się tam prawdopodobnie przyrzeczne bagna, a wieże Zamku na Wawelu majaczyły na horyzoncie. Dzisiaj spod Multikina Wawelu niemal w ogóle poprzez zasłonę blokowisk nie widać, a po bagnach został największy w mieście Park Wodny. Mimo tych dyktowanych nowoczesnością zmian, nie jest to złe miejsce na przedpremierowy pokaz drugiej części przygód Shreka – ogra miłującego odosobnienie i wilgoć ponad wszystko. Wszystkie powyższe złośliwości są zamierzone, bo jak sobie przypomnę, że aby się znaleźć w sobotę, 12 czerwca, rankiem na pierwszym w Krakowie pokazie „Shreka 2”, musiałem się zerwać o brzasku i przejechać pół miasta... to dobrze, że film nie jest nudny, bo spałbym na nim dalej.
Jednakże bić pokłony nadal wypada pierwszej części „Shreka”, o ile bowiem obecna posiada ciekawą fabułę, sporo humoru i niemało oryginalnych pomysłów, o tyle jak najbardziej wpisuje się w oklepany schemat, który nakazuje sequelom oczekiwania kinomanów zawieść. Szczęśliwie nie mamy tu do czynienia z zawodem totalnym, lecz takim ciut-ciut, by tradycji stało się zadość.
Odpowiedź na pytanie, czemu się tak stało, nietrudno jest skonstruować: dzieło bliskie ideałowi stawia poprzeczkę tak wysoko, iż wymyka się ona grawitacji i z czasem ulatuje coraz wyżej – oczekiwania wobec następców rosną i przybierają kuriozalne rozmiary. Autorzy filmu zdają sobie sprawę z odpowiedzialności, która na nich spada, więc świeżość, swoboda i naturalność ich pracy oddają miejsce profesjonalnej skrupulatności i wyważeniu. Spontaniczne gagi zastępują sceny precyzyjnie obliczone na zabawność, aluzje przestają być wynikiem naturalnych skojarzeń, lecz efektem żmudnego przeglądania literatury. Sequel staje się nieco przerysowaną parodią siebie samego.