Latarniane Pustkowie | Opis przejścia Opowieści z Narnii poradnik Opowieści z Narnii: Lew, Czarownica i stara szafa
Ostatnia aktualizacja: 23 września 2019
Łucja: Ależ Piotr i Zuzanna mieli miny, gdy wyszliśmy po drugiej stronie szafy prosto w zimową krainę. W jednej z beczek Piotrek znalazł drąg, którym zniszczył drzewa blokujące drogę. Wilki także nie były dla niego problemem. Na polance, na półkach powyżej, leżały monety. By do nich dotrzeć Piotr musiał popchnąć śnieżną kulę z początku naszej drogi, aż do tego miejsca. Dzięki temu mogłam na nią wskoczyć i sięgnąć monet. Wśliznęłam się też przez szczeliny przy obu skałach i zebrałam wszystkie monety z półek. Edmund wdrapał się na drzewo i zapalił żagiew. By przedrzeć się przez lodową ścianę, Edmund chwycił mnie za rękę i razem ją rozbiliśmy. | |
Edmund: Dzięki pochodni droga przez jaskinię nie stanowiła już problemu. Podpaliłem krzaki blokujące drogę i razem z Zuzanną zniszczyliśmy słup skalny. Dopadła nas horda wilków, które załatwiliśmy wymachując drągiem. Teraz mogliśmy przebiec nad przepaścią. Niestety ogromna lawina zmusiła nas do szalonego zjazdu na prowizorycznych saniach. Po drodze staraliśmy się zebrać jak najwięcej monet i rozbić lodowe skały. | |
Łucja: Znaleźliśmy się na brzegu zamarzniętego jeziora. Piotr i Zuzanna byli zbyt ciężcy by bezpiecznie przedostać się na drugi brzeg, dlatego ja musiałam wziąć na siebie całą odpowiedzialność za przeprawę i znaleźć bezpieczną drogę przez lód. Powoli sprawdzałam czy lód nie załamuje się pode mną, a gdy zaczynał pękać, wtedy cofałam się na pewny grunt. Po drugiej stronie Piotrek znów przedarł się przez blokujące drogę drzewa. | |
Łucja: Po drugiej stronie znów wskoczyłam na kulę i zebrałam monety. Następnie wśliznęłam się przez dziurę po prawej stronie, by wyjść nieco powyżej miejsca, gdzie czekali moi bracia i siostra. Uderzyłam kilkakrotnie w statuę, a później w wiązkę drewna. Edmund: Teraz przyszła kolej na mnie. Wskoczyłem na dryfujące drewno i uderzyłem kilkakrotnie spróchniałe drzewo po drugiej stronie rzeki. Piotr: Doszliśmy do skutej lodem bramy, blokującej dalszą drogę. Na dodatek zaatakowały nas wilki, które musiałem odganiać równocześnie starając się rozbić lód. Wtedy pojawiły się te dziwne postaci i rozpaliły ogniska. Zuzanna: Trafiłam piłeczkami w płonące ogniem znicze, tak by zgasić ogień, trzeba było się spieszyć, gdyż od tyłu nacierały wilki, a do tego ostrzeliwali nas ci dziwni ludzie. Gdy oba znicze zgasły, rozbiłam kraty, a Piotrek szybko uporał się z trójką strzelców. | |
Napotkaliśmy kolejne zamarznięte jezioro. Tym razem sytuacja była o tyle trudniejsza, że Łucja szukająca drogi przez cienki i kruchy lód, była narażona na ostrzał naszych tajemniczych wrogów. No i te przeklęte ptaszyska... Po drugiej stronie drogę blokowały drzewa, ale Piotr szybko je posiekał na kawałki i mogliśmy iść dalej. Niestety długa droga była dobrze obstawiona przez strzelców. Musiałam rzucać celnie piłeczkami w beczki wypełnione prochem. Eksplodująca beczka unieszkodliwiała, chowającego się za nią strzelca. Zaskoczyła nas wilcza wataha i dopiero, gdy ją odpędziliśmy mogliśmy przejść dalej. |