Ziemia obiecana gier niezależnych – jak platformy mobilne pomogły twórcom „indyków”
Niemal codziennie rynek mobilny zalewany jest masą aplikacji. Wbrew stereotypom nie są to jednak same darmowe free-to-playe – „indyki” okazują się na urządzeniach mobilnych tak silne jak na żadnej innej platformie!
Padają oskarżenia największego kalibru: proste gry, i to jeszcze dla dziewczyn, same nieuczciwe free-to-playe, produkcje na góra 10 minut – trzeba przyznać, że rynek mobilny od lat ma dość marną opinię u tzw. hardkorowych graczy. Chciałbym jednak, abyście spojrzeli dzisiaj na niego z innej perspektywy, a co za tym idzie – odrzucili stereotypy i krzywdzące uprzedzenia. Bowiem, gdy na zimno przeanalizuje się sytuację, okaże się, że to właśnie branża mobilna jest dzisiaj jedną z mocniejszych podpór i najskuteczniejszym środkiem wyrazu dla niezależnych deweloperów oferujących prawdziwie ambitne i wysmakowane produkcje. To od twórców, którzy potrafią zaakceptować specyfikę gier mobilnych i ograniczenia urządzeń z ekranami dotykowymi, dostajemy prawdziwe perełki. Pobawmy się więc w obalanie stereotypów i zastanówmy, co spowodowało, że bez wahania można dziś powiedzieć: gry mobilne są dla ambitnych graczy, a App Store i Google Play stały się bezpiecznymi przystaniami dla niezależnych deweloperów z pasją. Na koniec rozważmy, jakie zagrożenia czekają ambitną rozgrywkę na telefonach i tabletach.
Pół żartem, pół serio można dodać, że dzisiaj, gdy pecetowe i konsolowe granie jest normą, prawdziwemu cyfrowemu hipsterowi pozostaje tylko... iPad.
Platforma jak żadna inna
Niedawno jeden z rynkowych analityków podał, że na samego iOS-a, czyli system napędzający popularne telefony oraz tablety z literką „i” na początku, codziennie pojawia się ponad 500 gier. W tym zalewie aplikacji – czy to szkolnych projektów, czy wielomilionowych produkcji – trafia się masa niezależnych hitów. Przeciętnie zorientowanemu graczowi nie wydaje się to wcale nadzwyczajne. Może i na pecetach nie debiutuje aż tyle gier (a może debiutuje, tylko przez brak monopolizacji metod dystrybucji nie widać tego tak wyraźnie?), ale o „indykach” mówi się od lat. I to nie zawsze w pozytywnym kontekście – poziom steamowego programu Greenlight znacząco się obniżył, a niedawno przez branżę przetoczyła się dyskusja na temat indiepokalipsy, czyli potencjalnego końca „indyków”.
Różnica między pecetami a platformami mobilnymi jest jednak ogromna – a sprowadza się do roli i skali. Popatrzmy na listy najpopularniejszych gier roku – na zdecydowanej większości z nich wśród pecetowych tytułów znajdują się tylko ogromne produkcje, tworzone przez setki osób, projektowane pod kątem marketingowym, a więc nastawione na dogodzenie jak największej liczbie graczy. I nic złego w tym nie ma – tak po prostu jest. A teraz spójrzmy na listę najlepszy gier mobilnych ostatnich lat. Na każdej – czy to stworzonej przez Gry-Online, Pocket Gamera, czy wręcz mainstreamowy największy amerykański tygodnik „Time” – znajdzie się masa produkcji niezależnych, wyróżniających się z tłumu innych gier podejściem do tematu, niebanalną mechaniką rozgrywki bądź nieszablonową oprawą graficzną. Dla wielu graczy zabrzmi to może dziwnie, ale to na platformach mobilnych rządzą prawdziwie ambitne dzieła i tylko tam mają szansę na tytuły najlepszych gier roku!