Ochrona finansujących. Polak nie potrafi? Klęski rodzimego crowdfundingu
Spis treści
Ochrona finansujących
Również Turtle Stampie, pionier polskiego crowdfundingu gier komputerowych, nie doczekało się premiery. Mateusz Kaca, który w 2012 roku, gdy trwała zbiórka funduszy na jego debiutancką grę, miał 16 lat, z łatwością jest w stanie jako przyczynę porażki wskazać swój nadmierny entuzjazm i brak doświadczenia: „Wtedy nazywałem siebie programistą, ot co! Patrząc z perspektywy czasu, praktycznie nic wtedy nie potrafiłem”. Kiedy stało się już dla niego jasne, że nie zdoła doprowadzić projektu do końca, skontaktował się z darczyńcami, chcąc zwrócić im pieniądze. Co ciekawe, od żadnego nie uzyskał odpowiedzi.
Defenders of Vermillion, sympatyczna mobilna produkcja, w której naszym zadaniem miała być obrona zamku przed napierającymi wrogimi siłami, również nie doczekało się szczęśliwego zakończenia. Rok temu odpowiedzialne za nie studio zbankrutowało i dwie gry, między innymi właśnie DoV, zostały zamrożone. Na szczęście ludzie, którzy wsparli projekt, otrzymali zwrot zainwestowanych funduszy. W przypadku Power Packa, komercyjnej i znacznie ulepszonej wersji darmowego Ninja Cat and the Devil Dinosaur, prace nad grą uległy znacznemu spowolnieniu z powodu innych zajęć twórcy. Wszystkie fizyczne nagrody zostały jednak rozesłane, zaś autor dwukrotnie pytał darczyńców, czy chcą zwrotu pieniędzy, i nikt się na to nie zdecydował.
Powyższe przykłady dowodzą, że udana zbiórka wcale nie jest gwarantem tego, że obiecana gra rzeczywiście się ukaże. Co może zrobić ktoś, kto sfinansował jakiś projekt i ma konkretne zarzuty odnośnie jego realizacji? Cóż, prawda jest niestety taka, że niewiele. Regulaminy Wspieram.to oraz PolakPotrafi.pl chronią właścicieli tych platform przed odpowiedzialnością prawną za ewentualne oszustwa bądź nieudane zbiórki i zwalniają ich z nadzoru nad twórcami oraz śledzenia dalszych losów ufundowanych projektów. Serwisy te starają się przede wszystkim uświadamiać użytkowników, że z każdą zbiórką wiąże się pewne ryzyko i crowdfunding mocno różni się od zakupów w sklepie internetowym. „Każda kampania sprawdzana jest pod względem umiejętności realizacji zakładanego celu, posiadanych licencji, umów z partnerami. Jednak tylko do pewnego stopnia. Zawsze możliwe są sytuacje związane z ryzykiem, przepalenie budżetu. Analogicznie do startupów, w które inwestują inwestorzy, ryzyko można zminimalizować, ale nie można go wykluczyć” – informuje zespół Wspieram.to.
Mimo to, jako że jest to model finansowania dopiero raczkujący w naszym kraju, właściciele obu platform starają się pozostawać w kontakcie z projektodawcami i w razie problemów pomagać w ich rozwiązywaniu. Doskonałym tego przykładem było działanie ekipy PolakPotrafi.pl w okresie kontrowersji wokół Secret Service’u. Oprócz reakcji w postaci zorganizowania zwrotów wpłat dla zainteresowanych zaproponowano też szereg rozwiązań, które mogłyby wpłynąć na zwiększenie bezpieczeństwa wpłacających na poczet przyszłych zbiórek. Chyba najciekawszym pomysłem jest wypłacanie zgromadzonych środków w transzach – każda kolejna rata, jaką otrzymałby twórca projektu, zostałaby uzależniona od postępów w pracach. Przykładowo, w przypadku gier komputerowych pierwsza część zgromadzonych środków mogłaby trafić do autora po udostępnieniu grywalnej wersji demonstracyjnej, kolejna przy zaawansowanej becie, ostatnia zaś dopiero wtedy, gdy projekt zostałby ukończony. Na tę chwilę jest to pomysł czysto teoretyczny, ale kto wie, czy właśnie w taki sposób nie zostaną w przyszłości zabezpieczone zbiórki społecznościowe?