autor: Adam Kaczmarek
Perły z kosza
Komu z was na widok słów „gra z supermarketu” włos się jeży na głowie? A może na krok w stronę wielkiego wora z promocją reagujecie alergią?
Komu z was na widok słów „gra z supermarketu” włos się jeży na głowie? A może na krok w stronę wielkiego wora z promocją reagujecie alergią? Nie ulega wątpliwości – tanie wydania stworzyły wokół siebie bardzo złą aurę. Najczęściej kojarzone są z beznadziejną grafiką, masą błędów, zazwyczaj kiepską polonizacją (lub jej brakiem) oraz prymitywną w stosunku do ich droższych odpowiedników rozgrywką. Winnym zaistniałej sytuacji jest szatański marketing. Gdy w gazecie oglądamy piękne galerie, czytamy pochwalne peany w reklamach, po odpaleniu programu rzeczywista wartość gry weryfikuje nasze wcześniejsze wyobrażenia. My czujemy się zawiedzeni, dystrybutor zaś chowa naszą kasę do kieszeni.
Rynek tanich gier napędza się zresztą sam, skutecznie zdobywając niczego nieświadomych klientów. Mam tu głównie na myśli rodziców, którzy wiedzę o elektronicznej rozrywce mają praktycznie zerową. Wierzą reklamom, bo nie mają wyboru, a najczęściej kupują grę w supermarkecie, przy okazji, na prezent. Nie wypada w sumie uogólniać, gdyż znajdzie się i „kumata” starszyzna, mająca rozeznanie w światku gier. Moje śledztwo polegało jednak nie na ukrzyżowaniu kategorii, a przeciwnie: na wyłowieniu tytułów, które w cenie kilku/kilkunastu złotych potrafią zapewnić przyzwoitą zabawę na wiele godzin. Warto zaznaczyć, że w koszach promocyjnych działów rozrywki w przeróżnych sieciach handlowych (pomijając tonę gier katastrofalnych jakościowo) można przebierać w ofertach absolutnie każdego, polskiego dystrybutora. Nie raz okazało się, że pod zwałem słabizny leży lekko zakurzony hit, który po prostu słabo się sprzedał. W tym przypadku sklep, aby zrekompensować straty wystawia go w wyprzedaży za niewiarygodnie niską cenę.
Pierwsze kroki skierowałem do jednego z większych hipermarketów w okolicy, o piłkarsko brzmiącej nazwie. Po zdobyciu wózka powędrowałem w kierunku stoiska z artykułami RTV/AGD. Zaraz obok, na dwóch regałach dało się zauważyć kolorowe pudełka gier. Tuż przed nimi ustawione zostały trzy sporych rozmiarów plastikowe pojemniki. W nich natomiast znajdowała się bliżej nieokreślona liczba zafoliowanych boxów z płytami. Poszukiwania trwały dość długo, ale z uporem kontynuowałem misję wydobycia opakowania z grą godną spędzonego przy pojemnikach czasu. Pierwsza, jaka wpadła mi do ręki to Deus Ex: Invisible War. Kontynuacja wielkiego hitu sprzed lat wywołała wiele kontrowersji. Za niecałe 9 złotych masz okazję przekonać się, czy negatywne opinie fanów są uzasadnione. Sequel sam w sobie jest dobry, ale w starciu z poprzednikiem przegrywa o dwie długości. Na 6,99 zł wyceniono spolszczone Divine Divinity. Pełna wersja tego cRPG znalazła się w numerze 2/2006 czasopisma Imperium Gier. Wtedy wydano ją luzem, w kartonowych kopertach. Tu otrzymujecie estetyczne pudełko oraz instrukcję. Czy warto? Naturalnie, że tak. DD docenione zostało na całym świecie, a wielu graczy ochrzciło ją jedną z najlepszych pozycji w swoim gatunku.