„Nie mam w co grać!” – dlaczego w lipcu nie wychodzą gry?
Remastery, DLC, „indyki”… tegoroczny lipiec tradycyjnie zawodzi pod względem premier gier komputerowych. Dlaczego wydawcy tak bardzo nie lubią tego wakacyjnego miesiąca i podczas ustalania harmonogramu premier unikają go jak ognia?
Spis treści
W naszej ankiecie na najbardziej oczekiwaną grę (pod artykułem o tytułach lipca) prowadzi aktualizacja do No Man’s Sky, jednej z najbardziej kontrowersyjnych produkcji ostatnich lat, a tuż za nią plasuje się DLC do Pillars of Eternity II oraz niszowy (choć obiecujący) shooter Post Scriptum. Taki stan rzeczy nie byłby możliwy, gdyby nie brak poważniejszej konkurencji dla tych dzieł – w lipcu jak w żadnym innym miesiącu niejeden z nas może zakrzyknąć, że nie ma w co grać. To niestety nie pierwszy i nie ostatni taki początek wakacji w historii gier komputerowych.
Lipny lipiec
W lipcu nie debiutuje żadna wielka gra, co jest już branżową tradycją – rok temu najmocniejszym tytułem tego miesiąca był Car Mechanic Simulator 2018, a dwa lata temu królował pecetowy port Fallout Shelter. Spójrzmy dalej w przeszłość: w roku 2015 najważniejszym tytułem był remaster God of War 3 na PlayStation 4, rok wcześniej tron należał do Oddworlda: Abe’s Oddysee New N’ Tasty, remake’u klasycznej platformówki, natomiast w 2013 roku najciekawszym Waszym zdaniem debiutem był spóźniony o dwa lata względem wersji konsolowych pecetowy port Mortal Kombat. Nie warto tego nawet komentować.
Dlaczego deweloperzy ignorują tę porę roku i wolą desperacko walczyć jesienią z potężną konkurencją? Cóż, jednego głównego powodu takiego stanu rzeczy nie ma – są za to trzy mniejsze.
SEZON OGÓRKOWY
Określenie „sezon ogórkowy”, tak doskonale pasujące do miesięcy braku dużych premier na rynku gier komputerowych, oryginalnie wywodzi się od okresu zbioru ogórków, w trakcie którego miejscy artyści wyjeżdżali z większych aglomeracji na wypoczynek na wieś, powodując posuchę w życiu kulturalnym miast – zamknięte były teatry, kabarety i sale koncertowe. To z kolei skutkowało niedoborem wiadomości do publikacji w gazetach, które ukuły ten termin.
Dziś zwrot „sezon ogórkowy” również funkcjonuje w prasie, choć jego źródła mają inne podłoże – w trakcie wakacji zwalnia bieg życia politycznego, a w ramówkach telewizyjnych przeważają mniej atrakcyjne programy i powtórki. W przypadku sportu sytuacja taka ma miejsce podczas przerw międzysezonowych.
Nad jezioro, a nie przed tym komputerem ślęczysz!
Najbardziej naturalnym powodem braku premier w okresie wakacyjnym (problem dotyczy również sierpnia, choć w mniejszym stopniu) jest pogoda. Przyjmuje się, że w upalne dni ludzie generalnie wolą spędzać czas aktywnie, nad jeziorem czy nad morzem, nie zaś ślęcząc przed ekranem telewizora bądź monitora. Z tego względu gry wydawane w tym okresie musiałyby mierzyć się z konkurencją w postaci zabaw na świeżym powietrzu. A skoro mało kto grałby w gry, to i któż miałby je kupować?
Wprawdzie sam mam wrażenie, że pod tym względem społeczeństwo w ostatnich latach mocno się zmieniło i dzisiejsza młodzież dużo chętniej spędza wakacje przy konsoli i pececie (do tego z dala od upałów) niż na rozgrzanej plaży – a i rodzice prędzej przymykają oko na takie zachowanie, bo sami też często grają – ale raz powzięte przez producentów na ten temat przeświadczenie jest zapewne zbyt silne, by miało ulec zmianie.
Zwłaszcza że jest jeszcze inny, prawdopodobnie ważniejszy czynnik, który może istotnie wpłynąć na decyzje zakupowe potencjalnych klientów – wyjazdy urlopowe. Najczęściej to właśnie w trakcie najcieplejszych miesięcy robimy sobie dłuższe wycieczki za granicę, nad morze czy w góry, na które po prostu nie zabieramy ze sobą komputerów i konsol. Nie mówiąc już o tym, że takie podróże swoje kosztują, co oznacza, że budżet na inne rozrywki jest mniejszy.
Dodajmy do tego, że tak samo zachowują się pracownicy studiów produkcyjnych i wydawnictw. Premiera gry to okres wytężonego wysiłku związanego z promocją czy patchowaniem danej produkcji. Lepiej, żeby w takim gorącym momencie jedna trzecia załogi nie była na urlopie.