Generacja remasterów - czemu pojawia się tak wiele odświeżonych wersji gier?
Żyjemy w remasterowanym świecie, w którym zewsząd atakuje się nas poprawionymi wersjami filmów, nowymi wydaniami znanych płyt muzycznych i grami, które dopiero co zdążyliśmy skończyć w pierwotnej wersji. Jesteśmy pokoleniem R?
Remasterowana wersja. Te dwa słowa od kilku lat skutecznie rozpalają graczy, dzieląc ich na zwolenników i przeciwników tego zjawiska. Ósma generacja konsol (PlayStation 4, Xbox One i Nintendo Wii U) to generacja remasterów – to opinia niemal powszechna, choć czy do końca słuszna? Jakiejkolwiek mielibyśmy udzielić odpowiedzi na to pytanie, faktem pozostaje stale rosnący trend uwspółcześniania wcześniej wydanych tytułów. Nie jest to jednak trend nowy, o czym wielu narzekających nie zdaje sobie sprawy, krytykując deweloperów i wydawców za prowadzoną przez nich politykę. Problem potęguje dodatkowo wciąż dosyć mało rozwinięta świadomość polskich graczy, wśród których często pokutuje opinia, że „remaasterowane zło” narodziło się dopiero w czasie, kiedy w swoją pozycję ugruntowały maszyny poprzedniej generacji, a więc Xbox 360 i PlayStation 3. Jest to, jak sądzę, spowodowane tym, że tak naprawdę dopiero wtedy konsole w naszym kraju szerszym strumieniem trafiły pod strzechy, wyraźnie zaznaczając swoją obecność w mainstreamie. Problem remasterów jest jednak znacznie szerszy i sięga korzeniami głębiej niż się wydaje. Dlaczego wciąż powstają tego typu produkcje? Spróbujmy znaleźć odpowiedzi na to pytanie.
Remastering w branży gier nie jest rzeczą nową i tak naprawdę można pokusić się o opinię, że jest co najmniej rówieśnikiem tego samego procesu w branży muzycznej. Dla wielu z Was może być to zaskakujące, ale swój triumfalny pochód rozpoczął bardzo dawno, bo już w okolicach połowy lat osiemdziesiątych ubiegłego wieku. Oczywiście nie mam tutaj na myśli zwykłego portowania gier na różne platformy, ale faktycznie dokonywanych poprawek, po których gra trafiała do obiegu raz jeszcze, czasem także na platformę-matkę. Warto sięgnąć po kilka interesujących przykładów, które unaocznią nam fakt istnienia zjawiska już od szeregu lat.
Remastering przez lata na wybranych przykładach
Pierwszy remaster
Upraszczając sprawę i przy okazji nieco naginając rzeczywistość, można przyjąć, że pierwszym remasterem w historii była… jedna z pierwszych gier wideo przeznaczonych dla masowego odbiorcy, czyli Pong. Proste dzieło Allana Alcorna wszak było niczym innym jak jedynie usprawnioną wersją gry Tennis for Two, napisanej przez Williama Higinbothama w 1958 roku. Jedną z największych różnic pomiędzy oboma tytułami był fakt, że maszynę, na której można było pobawić się w dziełko Higinbothama wkrótce rozmontowano, a Pong odniósł olbrzymi sukces komercyjny. I jak tu nie remasterować?
Jednym z pierwszych wartych wspomnienia remasterów jest izometryczna przygodówka zręcznościowa Head over Heels, wydana w 1987 roku przez Ocean Software. Przypominająca sławne Knight Lore produkcja przeznaczona na ośmiobitowe ZX Spectrum, Amstrada i japońskie komputery MSX cieszyła się ogromną popularnością (ówczesne magazyny branżowe oceniały ją w samych superlatywach), co bardzo szybko zaowocowało przygotowaniem remasterowanej w podwyższonej rozdzielczości wersji, która trafiła na ośmiobitowe Commodore 64 i Atari XL/XE oraz szesnastobitową Amigę. To doskonały przykład na to jak branża radzi sobie w przypadku odniesionego sukcesu, generując kolejne zyski poprzez dotarcie do nowych klientów.
Czasem remastering konieczny jest w przypadku gier, które trafiły na rynek, odniosły na nim spodziewany sukces, ale bardzo szybko zostały przyćmione przez konkurencję, która oferowała produkt podobny, ale jednak nowocześniejszy i zmieniający oblicze całego gatunku. Tak właśnie było w przypadku starcia przygodówkowych gigantów przełomu lat osiemdziesiątych i dziewięćdziesiątych ubiegłego wieku, czyli firm Sierra On-Line i Lucasfilm.