Wydawca Baldur's Gate 3 twierdzi, że istnieje prosty sposób na to, by duże studia przestały partaczyć swoje premiery
Dyrektor wydawniczy Baldur’s Gate 3 podzielił się swoim sposobem na uniknięcie porażki podczas wydawania gier. Chodzi m.in. o rezonowanie z graczami.

Ostatnimi czasy byliśmy świadkami premier dużych gier, które nie spełniły oczekiwań wydawców i okazały się porażkami, a za przykład podać można chociażby Dragon Age: The Veilguard, Star Wars: Outlaws czy Concord. Wydawca Baldur’s Gate 3, Michael Douse, ma pewien sposób na uniknięcie „spartaczonych debiutów”, którym teraz podzielił się w serwisie X.
Mam wrażenie, że wiele dużych gier jest zawodem przez brak zrozumienia tego *czym one właściwie są*, zanim zostaną wydane. Nie widzę, aby te rozmowy odbywały się na taką skalę, na jaką powinny, a tymczasem widać billboardy i inne gó**o, które tak naprawdę nie buduje żadnego rezonansu. Ignorowanie rezonansu przed premierą jest samobójstwem.
Douse tłumaczy, że twórcy gier przed premierą nie powinni obserwować, czy gra rezonuje z graczami, ale sami ten rezonans budować. Zaznacza też, że kluczowe jest także ustalenie oczekiwań, a jedna z zasad, którymi powinni się kierować, brzmi: „mniej obiecuj, więcej dostarczaj”.
Jego wypowiedź odnosi się bezpośrednio do słów Andrew Wilsona, szefa Electronic Arts, który tłumacząc powód porażki The Veilgaurd przekazał w dosłownym tłumaczeniu, że gra „nie rezonowała z wystarczająco szeroką publicznością”.
Ta ostatnia część brzmi szalenie, ale jest o wiele mniej szalona niż powiedzenie, że coś „nie rezonuje” w raporcie finansowym, jakby to było zaskoczenie. Nie powinno być zaskoczenia! To powinien być proces!
Dyrektor wydawniczy Larian Studios zwraca również uwagę na zbyt dużą ilość „marketingu” wśród gier. Jego zdaniem twórcy nie powinni próbować wywoływać „wow” u graczy, ale zamiast tego wytłumaczyć im, w jaki sposób mogą wywołać to „wow” sami w sobie.
I tak, zdecydowanie uważam, że to w dużym stopniu wiąże się ze zwolnieniami. Niepewność, której – tak naprawdę – nie musi być.