Newsroom Wiadomości Najciekawsze Komiksy Tematy RSS
Wiadomość opinie 22 września 2024, 20:00

W życiu hobbita najważniejsze jest drugie, trzecie i czwarte śniadanie - najlepiej zjedzone wspólnie. Grałam w Tales of the Shire

Na pierwszy rzut oka Tales of The Shire to kolejny symulator życia na farmie. Jednak po zagraniu we wczesną wersję gry widzę, że to ciekawa reinterpretacja utartych schematów, tworząca coś więcej niż sielankową sztampę podpiętą pod Tolkiena.

Chociaż premiera produkcji oferującej graczom szansę na wejście do świata Władcy Pierścieni od jego bardziej sielankowej strony została przesunięta na początek przyszłego roku, już teraz miałam okazję zapoznać się z pierwszym aktem jej historii. Tales of the Shire byłam zainteresowana od samego początku, a jako wyjadacz gier uroczych wiedziałam, że potrzeba jej czegoś więcej niż kultowy świat, aby była w stanie skraść moje serce.

Coś więcej niż sielanka

Bazując na pierwszych zapowiedziach, zwiastunach czy opisach łatwo byłoby odnieść wrażenie, że Tales of The Shire to kolejny symulator wiejskiego życia, których widzimy w branży gier w ostatnich latach coraz więcej. Choć mamy dużą dowolność w eksplorowaniu i wykorzystywaniu uroków mieszkania w Nad Wodą, pierwsze godziny gry stawiają jednak na społeczność.

Pod tym kątem rozgrywka wypada dużo bardziej RPG-owo, dając nam dużo popychających rozwój świata i postaci questów. Zapoznaje nas także z rozbudowaną historią bohaterów, okolicy i całego uniwersum, która zostaje dużo bardziej uwydatniona niż w przypadku pokrewnych tytułów.

W budowaniu poczucia przynależności najbardziej pomocna okazuje się gromadka unikalnych NPC. Charakter każdego z nich zrozumiemy w pierwszej sekundzie rozmowy, bazując na ich roli wewnątrz osady, a z czasem poznajemy zarysy wewnętrznych konfliktów z pozostałymi mieszkańcami czy zaczątki głębszych opowieści nawiązujących do ich historii sprzed naszego przybycia. Poszczególne ogniwa narracji bywają dość sztampowe, jednak chytry sprzedawca czy empatyczna zielarka po prostu pasują mi do tak hermetycznego zakątka świata. Uważne śledzenie samych dialogów nie jest raczej niezbędne, jednak podbudowuje klimat (choć czasem atmosferę psuło to, że polska wersja językowa jest jeszcze ciut niedopacowana).

Spotkamy się tu rzecz jasna z klasycznymi mechanikami uprawy roli, łowienia ryb czy zbierania dziko rosnących roślin, jednak są one stosunkowo uproszczone. Główne skrzypce w każdym wirtualnym dniu odgrywa jednak łącząca je wszystkie mechanika gotowania.

Możliwość przyrządzania potraw była mocno podkreślania przez twórców, ale nie spodziewałam się, jak zaawansowana i rozbudowana będzie. By przygotować potrawę, musimy zebrać bądź zakupić produkty, pokroić je, uwzględniając odpowiednią teksturę, ugotować, połączyć czy nawet doprawić. Gotowe posiłki staną się także punktem centralnym budowania relacji z innymi mieszkańcami wioski, których możemy ugościć podczas wyprawianych obiadów, na udekorowanym przez nas stole, z menu opracowanym z myślą o gustach każdego z gości.

Tales of the Shire: Gra ze świata Władcy Pierścieni, Private Division, 2025.

To jeden z najlepszych przypadków, w których rozgrywka świetnie odzwierciedla budowaną przez twórców narrację. Od strony fabuły pogłębia poczucie jedności z sąsiedztwem, a w praktyce przywodzi mi na myśl przeglądarkowe gry o gotowaniu inspirowane serią Cooking Mama, w które zagrywałam się jako dziecko, z tym że w dużo bardziej rozbudowanej formie.

Jeśli Tales of the Shire to symulator życia na farmie, to plony nie są naszą walutą potrzebną do rozwoju, a narzędziem wykorzystywanym do kultywowania hobbickich wartości. To dla mnie świetna reinterpretacja utartych schematów, tworząca coś więcej niż sztampową sielankę podczepioną pod uniwersum Tolkiena.

Tę magię słychać, widać i czuć - czasami aż za bardzo

Śpiew ptaków, bogactwo kwiatów, szelest liści na wietrze i tupot gołych stóp hobbitów - Tales of the Shire od pierwszej sekundy wprowadza nas do zupełnie innej rzeczywistości, w której zapominamy o wszelkich problemach. Liczy się jedynie to, by dobrze się wyspać, solidnie najeść i żyć w zgodzie z otaczającą nas naturą.

Włączając grę, spotkałam się z typem oprawy audio, którą z chęcią odpaliłabym na drugim monitorze podczas pracy czy relaksu - zarówno ze względu na muzykę, jak i efekty dźwiękowe. Styl graficzny z kolei może nie przypaść do gustu każdemu; zdecydowano się na uproszczoną, dość kreskówkową stylistykę. Mi ta decyzja jednak kompletnie nie przeszkadza, ponieważ idealnie odzwierciedla ducha hobbitów, którzy sami w sobie nie przystają do naszego ludzkiego kanonu piękna. Całokształt estetyki jest dla mnie tym samym spójny i idealnie nastrojowy.

Poza ujmującym gotowaniem, moim drugim ulubionym elementem gry jest jednak interfejs użytkownika, idealnie wpleciony w świat gry. To, co w innych tytułach najprawdopodobniej byłoby sygnalizowane wybijającymi z immersji oznaczeniami, w przypadku Tales of the Shire zostało przedstawione przy pomocy znajdujących się w już w okolicy elementów fauny i flory.

Tales of the Shire: Gra ze świata Władcy Pierścieni, Private Division, 2025.

Z obrazem świata gry wiąże się jednak również chyba największa moja obawa względem Tales of the Shire - klęska urodzaju. Chociaż bogaty i bujny świat faktycznie jest mnie w stanie przekonać do zanurzenia się w niego na czas rozgrywki, tym, co wyrywa mnie z tej fantazji jest tłok, nie zawsze zadowalająca czytelność czy słaba widoczność z perspektywy trzeciej osoby śledzącej drobnego hobbita. Często się gubiłam, w czym nie pomagała naprawdę uproszczona mapa, a stojąc między drzewami czy krzakami odczuwałam momentami klaustrofobię.

Może to kwestia przyzwyczajenia, poznania wartych obrania ścieżek i charakterystyk mapy, których nie byłam w stanie zgłębić na przestrzeni kilku godzin z grą i moje obawy są zbędne. Wyobrażam sobie jednak, że denerwujące fragmenty rozgrywki mogą mimo wszystko odbijać się negatywnie podczas dłuższych sesji.

Tales of the Shire: Gra ze świata Władcy Pierścieni, Private Division, 2025.

Szansa na dobór wyglądu, ubrań czy dodatków naszej postaci to bardzo przyjemny element, jednak nie wykraczający ponad to, czego mogłam się spodziewać. Twórcy postanowili ograniczyć te elementy do bardzo typowych klimatów fantastycznego świata Shire, mamy tu więc kilka różnych koszul i roboczych spodni, prostych spódnic w kilku wariantach kolorystycznych czy kilkunastu roztrzepanych fryzur, co jest dla mnie zrozumiałe, acz mało ekscytujące.

Miłym zaskoczeniem okazał się jednak system customizacji naszej norki, w którym dostosujemy kolor ścian, suftitów, podłogi oraz dowolnie ustawimy zdobywane mebelki i dekoracje, bez żadnych ograniczeń. Nawet każda pojedyncza półka może być szczegółowo spersonalizowana, więc już nie mogę doczekać się by obserwować w sieci różnorodne kreacje graczy zafascynowanych wirtualną architekturą wnętrz.

Nie tylko dla fanów Hobbita

Głównym pytaniem, którego odpowiedź chciałam odnaleźć podczas mojego pierwszego bezpośredniego spotkania z Tales of the Shire było - czy jest to tytuł, który trafi do osób, które podobnie jak ja nie są wielkimi fanami całego uniwersum Władcy Pierścieni? Znalazłam ją i jest nią definitywne TAK.

Gra może jednak nie zadowolić w pełni osób, które w produkcjach związanych z prowadzeniem gospodarstwa poszukują przede wszystkim wolnej ręki przy planowaniu każdego mijającego dnia czy maksymalizowania swojej efektywności. Czuję jednak, że taki był cel.

Tales of the Shire: Gra ze świata Władcy Pierścieni, Private Division, 2025.

Hobbity są stworzeniami stawiającymi na życie będąc częścią czegoś większego niż oni sami i ich zamknięte cztery ściany, co czuć w każdej mechanice rozgrywki. Oznacza to, że nasz spokojny połów ryb czy podlewanie roślin będą zakłócać misje w stylu „przynieś, wynieś, pozamiataj” wykonywane dla dobra ogółu. W tym wydaniu mnie to jednak na razie przekonuje. Troska o to, by wszystkim wokoło żyło się dobrze pozwala mi nie przejmować się tym, że ziemniaki w moim ogrodzie będą rosnąć o dzień dłużej niż mogłyby.

Tales of the Shire to już teraz gra, do której trzeba zaparzyć sobie herbaty, owinąć się w koc i zapomnieć o regułach, których uczy nas wiele innych gier. Mam swoje wątpliwości, ale wiem, że do premiery zostało jeszcze sporo czasu.

Fani tego typu tytułów będą wiedzieć jednak, że ich ocenę można z czystym sumieniem wydać po naprawdę wielu godzinach rozgrywki. Na ten moment podchodzę więc do Tales of the Shire z rezerwą i dozą sceptycyzmu. Miałam już jednak w rękach bazę, która ma zadatki na zachwycającą w swojej uniwersalności produkcję, której naprawdę warto dać szansę. Z zaciekawieniem będę wyczekiwać premiery, bo zostałam pozostawiona z przyjemnym niedosytem, możliwym do zaspokojenia tylko podczas hobbickiej uczty.

Sonia Selerska

Sonia Selerska

Swoją przygodę z zawodowym pisaniem dla GRYOnline.pl rozpoczęła w 2022 roku, ale od zawsze interesowała się wszelkimi formami słowa pisanego. Studentka kierunku Film i Multimedia na specjalizacji Tworzenie Gier Wideo, głęboko śledzi zacierającą się granicę między tymi dwoma światami. Czasami wstydliwie docenia przerost formy nad treścią. W przypadku mediów częściej niż rzadziej wchodzi w skrajności; nigdy nie może wybrać między filmami dokumentalnymi i horrorami a cozy grami, symulatorami życia i animacjami. Częściej niż przy tytułach AAA znajdziecie ją przy oldskulowych konsolach i perełkach indie. Wolny czas poświęca swojej miłości do mody i szeroko pojętej sztuki. Uważa, że fabuła to najważniejszy element gry, a najlepsze historie to te, które czerpią z życia codziennego.

więcej

TWOIM ZDANIEM

Podoba Ci się pomysł na przytulną grę w Śródziemiu?

Tak! Koniec z wciskaniem wszędzie ludzi i elfów, nadszedł czas hobbitów.
78%
Nie, no dajcie spokój, kto to widział.
16,6%
Nie mam zdania.
5,4%
Zobacz inne ankiety