Todd Howard tłumaczy niewykorzystany potencjał Ziemi w Starfieldzie
Starfield mógł być bogatszy o „setki pomysłów” (w tym krajobraz z Fallouta 3), które ostatecznie nie trafiły do gry m.in. przez pandemię COVID-19.
Nowa gra Bethesdy daje graczom wiele powodów do zachwytu lub śmiechu, ale stan pecetowej optymalizacji i Ziemi w grze nabywcy przyjęli chłodno. Przynajmniej jeden z tych elementów może tłumaczyć fakt, że do Starfielda nie trafiło sporo z planowanej zawartości.
Dla kontekstu: w grze Ziemia jest raczej płaska: nie znajdziemy na niej łańcuchów górskich, zagłębień po wielkich zbiornikach wodnych lub pozostałości cywilizacji. Jedynie garstka rozpoznawalnych obiektów sugeruje, że trafiliśmy na planetę niegdyś zamieszkaną przez miliardy mieszkańców i pełną różnorodnych krajobrazów. Fakt, Ziemia doświadczyła ogromnego kataklizmu, ale gracze nie uznali tego za wystarczające uzasadnienie.
Pewnym wyjaśnieniem może być wywiad z Toddem Howardem przeprowadzony przez gazetę „The Washington Post”. Szef Bethesda Game Studios przyznał, że prace nad Starfieldem postępowały „bardzo, bardzo wolno” i ostatecznie zrezygnowano z „setek planów”, które miały zostać zrealizowane w grze.
- Howard podkreślił, iż tworzenie gry uwzględniało opracowanie nowego silnika, nie mówiąc o ogromnym wszechświecie Starfielda. Niemniej deweloper wierzył, że do premiery wyznaczonej na listopad 2022 roku ma duży zapas czasu. Jednakże szyki twórcom popsuła pandemia COVID-19.
- Praca zdalna znacznie spowolniła deweloperów, którzy musieli przesunąć debiut na kolejny rok. Niestety, nawet to nie wystarczyło, by zrealizować wszystkie cele. Na Ziemi miało znaleźć się m.in. nuklearne pustkowie prosto z Fallouta 3 – a to tylko jeden z setek pomysłów, które ostatecznie trafiły do kosza.
Wycinanie zawartości, czasem niemal gotowej, to norma przy tworzeniu gier. Niemniej trudno się dziwić, że pusta Ziemia – nawet jak na planetę dotkniętą globalnym kataklizmem – wywołała u graczy poczucie niedosytu.
Może Cię zainteresować: