Niezwyciężony wylądował twardo, bo nie wszystko i nie wszędzie jest dla nas
Niezwyciężony wylądował twardo, ale przynajmniej dzięki temu możemy się trochę o sobie dowiedzieć – i o rynku, który tak kochamy, a który żąda od nas więcej i więcej. Choć nasze protesty zbywa machnięciem ręki.
Nie wszystko i nie wszędzie jest dla nas, myśli Rohan, główny bohater powieści Niezwyciężony, zmierzając w stronę największej dumy kosmicznej floty – gargantuicznej rakiety, którą wylądował na planecie Regis III. Jest zmęczony do stopnia, w którym człowiek zdaje sobie sprawę, że w zasadzie wszystko mu już jedno. I przede wszystkim, jest bardzo daleko od domu.
Stanisław Lem ostatnie zdania tej powieści pisał w Zakopanem w 1963 roku. 60 lat później możemy zagrać w pierwszą grową adaptację Lema. Autora, który choć już nie jest tak modny, to wciąż potrafi zainteresować i bawić.
Toksyczne relacje i kwestia optyki
Ale nie wszystko i nie wszędzie jest dla nas. Nie pamiętali o tym recenzenci The Invincible. Recenzje, które opublikowano przed premierą gry, załamały ceny akcji studia Starward Industries i a te nie zdołały ustabilizować się do dzisiaj. Wszystko to jest przykre, bo gra choć specyficzna i niszowa, nie zasłużyła w najmniejszym stopniu na tego rodzaju krach.
Inwestorzy lubią reagować histerycznie. To specyficzna i – powiedzmy – dość toksyczna relacja między artystą a kimś, kto artystę sponsoruje. A przecież oceny w Metacritic i Opencritic nie były wcale tak niskie, plasując się na 70 punktach. W dodatku na dzień po opublikowaniu recenzji amerykańskie IGN przyznało się, że popełnili „mały” błąd – recenzowali grę na wadliwej karcie graficznej… No hej, głupio wyszło. A mówią, że recenzje nie mają już znaczenia!
Co ciekawe, Polacy – wedle moich oczekiwań – ocenili grę odrobinę lepiej (GOL 8, średnia ocen z innych stron to również 8). Wiąże się to może z sentymentem do Stanisława Lema, a może po prostu z delikatnymi forami z racji tego, że łączy nas, wbrew pozorom, wiele – kawałek ziemi, kultury i języka. A może po prostu – podobnie jak było z The Medium od krakowskiego Bloober Team, widzimy więcej i rozumiemy lepiej, bo jako Polacy potrafimy odnaleźć i zinterpretować polskie tropy we wspomnianych dziełach.
Dla Amerykanina art-style w Medium to jakaś tam koncepcja graficzna, a dla nas wpływ malarstwa Zdzisława Beksińskiego – faceta, którego biografia dodaje całemu kontekstowi dodatkowej posępności. Dla nich to zwykły, zniszczony budynek, a dla nas Hotel Cracovia. I w końcu, wracając do kosmosu – dla nich to opowieść oparta na jakimś tam zapomnianym pisarzu, chyba tym, co napisał Solaris, „chyba widziałem kiedyś taki film z George’em Clooneyem…” – a dla nas kawał wyobraźni, dorastania, dzieciństwa i pięknych lektur z wypiekami na twarzy przy nocnej lampce, odbywających się być może w czasie mroźnego, zimowego, polskiego wieczoru.
Zatem nie wszystko i nie wszędzie jest dla nas. Redaktorzy Adam Zechenter i Michał Mańka zapakowali tonę sprzętu do auta i ruszyli do studia Starward Industries, aby m.in. o to zdanie zapytać twórców gry, czego owocem jest podcast nagrany z CEO Markiem Markuszewskim i Olgą Piech, brand managerką gry – opublikowany na naszych kanałach Youtube, Spotify i innych. Tak, mamy regularny podcast, który rozkręca się coraz szybciej, zatem polecam pracę moich kolegów waszej uwadze, zwłaszcza, że co tydzień w ramach podcastu ukazuje się Przegląd Tygodnia.
Lubimy polskie studia, więc o Niezwyciężonym napisaliśmy więcej. Oprócz ponad 40 minut wywiadu z twórcami przygotowaliśmy krótki poradnik, natomiast Mikołaj Łaszkiewicz napisał dla was również recenzję techniczną (w której sprawdzamy optymalizację na różnych kartach graficznych, a ta jest wręcz niesamowita). Marcin Nic z siostrzanego Filmomaniaka przypomniał w swoim tekście o tym, że Lem nie znosił adaptowania własnych dzieł. To zresztą świetny artykuł. Przykładowo o filmie Śledztwo Lem pisał:
Jeździł też [tzn. reżyser – dop. M.P.] o czwartej rano autostradami londyńskimi i robił zdjęcia, które później wywoływał w łazience cioci. Powiedzmy sobie szczerze, że w takich warunkach nic dobrego nie mogło się z tego urodzić.
Nie wszystko, nie wszędzie jest DLA WAS
Zupełnie inaczej Lemowskie motto zrozumiało Activision Blizzard. Ich znakomity i corocznie odświeżany hamburger powraca. No, przynajmniej jego połowa, bo Call of Duty Modern Warfare III do niedawna był tylko czterogodzinną singleplayerową kampanią poklejoną z pozostałości po recyklingu Warzone’a i poprzednich odsłon. Ale te 4 godziny gameplayu to tak naprawdę wstęp przed multiplayerem, na który – znając życie – już od dzisiaj (10 listopada) będzie narzekało pół internetu (bo wiecie, nie wszystko i nie wszędzie jest dla nich). Szum, jaki wywołuje ten hamburger przypomina mi o innym zresztą popularnym teraz hamburgerze. I podobnie jak z Drwalem, nie bardzo rozumiem, na czym polega fenomen (ale nie wszystko…). Przy okazji, oprócz worka kasy, przygotujcie pojemne dyski SSD, o czym przypomina Krystian Pieniążek w swoim tekście, starając się odpowiedzieć na pytanie, dlaczego Call of Duty tak pazernie pożera miejsce na dyskach.
Co prawda nie z kosmicznej, ale międzykontynentalnej podrózy powrócił do nas Karol Laska, który bawił się na BlizzConie w USA. I przywiózł w gruncie rzeczy sporo optymizmu – o którym pisze, że być może sam go sobie wyśnił. Tegoroczny BlizzCon to impreza udana chyba tylko dla fanów World of Warcraft, którzy upewnili się, że ich WoW jeszcze trochę pociągnie. Trzy dodatki to nie w kij dmuchał. Ja osobiście kręcę jednak nosem na coraz bardziej odważną monetyzację – Blizzard zachęca nas do kupna droższej wersji, abyśmy mogli zagrać wcześniej. To ciekawa retoryka, którą można odwrócić: jeśli nie zapłacicie 40 dolarów więcej, w grę zagracie później…
400 zł za dodatek do WoW-a (tyle kosztuje wersja Epic Edition z wczesnym dostępem) to cena nokautująca. Ale przyzwyczajcie się do nich, jeśli chodzi o tego wydawcę – wypasiona wersja nowego COD-a to 459 zł. Ta trochę tańsza to „zaledwie” 349 zł. Ale hej – don’t worry, bo nie wszystko i nie wszędzie jest dla was. Zwłaszcza, jeśli nie zapłacicie dodatkowych 40 dolców.
Kasa to jedno – ta musi się zgadzać, ale od wielu lat już się nie zgadza – gorzej, że Activision Blizzard nie skorzystał z dobrego momentu (wyeksploatowane swoich marek i wejście Microsoftu, całego na biało), aby zapowiedzieć zmiany – wprowadzić być może nowe IP, rzucić nam choćby ochłap nadziei. A tak, cóż tu mamy, mizerny teaser dodatku do Diablo IV, aktualizacje do Hearthstone’a i Overwatcha 2 i kolorową mobilkę Warcraft Rumble. I trochę brakuje w tym wszystkich kreatywności. Trochę brakuje jednak czegoś, hmm… niezwyciężonego.
ZAPISZ SIĘ DO NEWSLETTERA
Jeśli spodobał Ci się ten tekst i chcesz otrzymywać go przed wszystkimi, zapisz się do naszego newslettera.