Gdzie się podziały rowery w światach postapo? Przyglądamy się postapokalipsie na dwóch kółkach
Samochody i motocykle stanowią nieodłączny element postapokaliptycznego krajobrazu. Dlaczego jednak brakuje w nim rowerów? Co sprawia, że większość gier osadzonych w czasach po końcu świata pomija te jednoślady - i czy Fallout: London coś tu zmieni?
Postapokaliptyczne kino, książki oraz gry wideo przyzwyczaiły nas do tego, że choć prezentowane w nich światy już się „skończyły”, zawsze znajdzie się w nich miejsce na odrobinę motoryzacji. Ich bohaterowie jeżdżą samochodami oraz motocykamli, a kiedy kończy im się paliwo – zaczynają podróżować pieszo lub w ostateczności konno.
Tymczasem ludzkość dysponuje jeszcze jednym środkiem transportu – rowerami. Choć napędzane tylko siłą mięśni jednoślady mogłyby jawić się ocalałym jako „nadpojazdy”, mają one jednak wady, które w skrajnych wypadkach mogłyby uczynić je bezużytecznymi.
Przyjrzyjmy się tej kwestii i sprawdźmy, dlaczego rowery jakoś nie chcą się przyjąć w większości postapokaliptycznych dzieł.
Bez kombinowania – wsiadasz i jedziesz
Mogłoby się wydawać, że rower jest środkiem transportu wręcz idealnym dla postapokaliptycznego użytkownika. Przede wszystkim nie wymaga paliwa, co byłoby zaletą w świecie pozbawionym łatwego dostępu do benzyny. Ponadto rowery są całkiem szybkie (jadąc po utwardzonym podłożu, bez trudu jesteśmy w stanie utrzymać prędkość ok. 20 kilometrów na godzinę), nadają się do jazdy w niemal każdym terenie (przy czym „niemal” to tutaj słowo kluczowe), a także pozwalają poruszać się cicho, bez zwracania na siebie uwagi.
Na tym nie koniec, gdyż rower to również pojazd niezwykle prosty i w obsłudze (czego nie można powiedzieć ani o samochodach czy motocyklach, ani nawet o koniach), i w serwisowaniu (do jego pełnej naprawy potrzebujemy raptem dwóch czy trzech kluczy). Na dobrą sprawę niewiele rzeczy może się w nim zepsuć. I na koniec – rower mógłby też sprawdzić się nieźle w transportowaniu zasobów, dzięki możliwości zamontowania na nim sakw.
Gdy problemem jest jedzenie
A zatem rower to najlepszy przyjaciel postapokaliptycznego podróżnika, tak? No... niekoniecznie. Choć sam rower nie wymaga paliwa, to już jego użytkownik – jak najbardziej. „Paliwem” dla rowerzysty jest bowiem jedzenie, które w wielu postapokaliptycznych światach stanowi towar deficytowy. Co prawda można by to obejść, planując trasy w taki sposób, aby jak najdłuższe ich fragmenty stanowiły zjazdy (które pod względem kalorycznym są w zasadzie „darmowe”), jednak bez dostępu do nawigacji satelitarnej mogłoby to okazać się dość karkołomne – no i raczej niewykonalne tak na co dzień.
Inna sprawa, że między innymi „darmowość” energetyczna zjazdów, a także fakt, iż rozpędzony rowerzysta potrzebuje długiej chwili, by bez hamowania wytracić prędkość na płaskich odcinkach, czynią jazdę na rowerze bardziej wydajną energetycznie od chodzenia pieszo czy biegania. Przy podobnym lub nawet mniejszym wydatku energetycznym cyklista jest w stanie rozwinąć i utrzymać znacznie większą prędkość (a co za tym idzie – pokonać znacznie większy dystans w tym samym czasie), niż zrobiłby to na piechotę lub nawet biegnąc. W świecie pozbawionym łatwego dostępu do pożywienia taki aspekt jazdy na rowerze byłby nie do przecenienia.
Gdy problemem jest brak stylu
Poza tym rower nie zapewnia w zasadzie żadnej ochrony swojemu użytkownikowi. W samochodzie jesteśmy chronieni przez blachę, zaś na motocyklu brak osłon nadrabiamy prędkością. Poruszając się zaś na rowerze, stajemy się natomiast tak samo łatwym celem, jak jadąc na wierzchowcu czy... po prostu idąc, a do unieruchomienia nas wystarczy przebicie opony, urwanie łańcucha czy włożenie kija w szprychy. Inna sprawa, że choć rowery są naprawdę wszechstronne, jeśli chodzi o teren, po którym można się na nich poruszać, w określonych przypadkach (np. jazdy wąskim, kamienistym szlakiem pod górę) stają się balastem, który trzeba nieść lub prowadzić (przy czym to drugie nie zawsze jest możliwe).
Inną sprawą może być to, że znaczna część współczesnego społeczeństwa nie traktuje roweru jako „poważnego” środka transportu (do czego swoim zachowaniem przykładają się również sami rowerzyści), przez co trudno byłoby sprzedać odbiorcom pomysł na postapokaliptycznego bohatera będącego cyklistą. Zamiast odzianego w skórzaną kamizelkę i chustę harleyowca dostalibyśmy w najlepszym wypadku spoconego i zmachanego po pokonanym właśnie podjeździe chudzielca, a w najgorszym – spoconego i zmachanego po pokonanym właśnie podjeździe chudzielca ubranego w lycrę.
Ponadto rower nie działa na wyobraźnię czytelnika, widza lub gracza nawet w połowie tak dobrze jak opancerzony pojazd z ryczącym silnikiem. Nawet zapaleni cykliści muszą uczciwie przyznać, iż zarówno The Walking Dead, jak i Days Gone straciłyby naprawdę wiele, gdyby ich bohaterowie nie byli motocyklistami.
Problematyczne rowery w grach wideo
Osobna wzmianka należy się wirtualnym rowerom jako takim. Poza grami typowo rowerowymi, jak Descenders czy choćby Lonely Mountains: Downhill, pozbawione silnika jednoślady trafiły do raptem kilku produkcji, np. Grand Theft Auto: Sand Andreas, Grand Theft Auto V oraz Season: A Letter to the Future. Dlaczego nie są one powszechne?
Możliwe, że jest to kwestia sterowania. Wielu deweloperów decyduje się na rozwiązania pokroju „wciśnij prawy spust / przycisk X, by przyspieszyć”, co w praktyce czyni wirtualne rowery... motocyklami bez silników. Tymczasem każdy, kto jechał kiedyś rowerem, wie, że nabranie na nim prędkości to nieco trudniejsza sprawa. Alternatywną metodą jest zmuszenie gracza do rytmicznego wciskania przycisku odpowiedzialnego za przyspieszanie (co odpowiadałoby kolejnym przekręceniom korbą), jednak takie rozwiązanie szybko doprowadziłoby do szewskiej pasji nawet najbardziej oddanych rowerzystów. Istnieją również pośrednie sposoby na poradzenie sobie z tym problemem, jak np. implementacja paska wytrzymałości, który wyczerpywałby się podczas przyspieszania (analogicznie jak w wielu produkcjach w przypadku biegu). Najbardziej rozsądne wydaje się jednak dokonanie swoistej syntezy wszystkich tych rozwiązań, z co robi chociażby studio Rockstar Games.
Innym problemem, z którym muszą poradzić sobie deweloperzy implementujący w swoich grach rowery, jest fizyka. Nie chodzi tu jedynie o kwestię kolizji z obiektami, które w większości przypadków powinny kończyć się widowiskowymi „fikołkami” przez kierownicę. Aby wirtualna jazda na rowerze działała w wiarygodny sposób, niezbędne byłoby opracowanie systemu uwzględniającego topografię terenu; w trakcie podjazdów nasza postać na rowerze powinna poruszać się znacznie wolniej, z kolei zjeżdżając ze wzgórza – nabierać prędkości bez naszego udziału.
I wreszcie, jako że nie ma za dużo gier, w których pojawiają się rowery, nie istnieje zbyt wiele gotowych rozwiązań (o ile w ogóle), a także niewielu deweloperów ma doświadczenie w ich implementacji. W praktyce dochodzi do sytuacji, w której zwyczajnie się to nie opłaca.
Są wyjątki
Czy jednak to wszystko oznacza, że rowery są całkowicie nieobecne w produkcjach z postapokalipsą w tle? Jak się okazuje – nic bardziej mylnego! Zacznijmy od tego, że w książce Zombie survival. Poradnik o technikach obrony przed atakiem żywych trupów Max Brooks oddaje rowerom sprawiedliwość i szybko przekonuje czytelnika, iż w przypadku apokalipsy zombie powinien on zamienić samochód na rower. Poza tym rowery pojawiają się między innymi w powieści Bastion Stephena Kinga. Swoje „pięć minut” mają również w książkowej Ekspansji, gdzie Amos, czyli jeden z głównych bohaterów, wprost określa je „najlepszym rozwiązaniem” dla kogoś, kto poszukuje postapokaliptycznego środka transportu (bo między innymi „nie potrzebują paliwa”, a większością ich napraw użytkownicy mogą zajmować się samodzielnie).
Choć rowery nie są tak bardzo „sexy” jak motocykle czy samochody, trafiają się również w postapokaliptycznych filmach i serialach. Na szeroką skalę są wykorzystywane w filmie Turbo Kid z 2015 roku, zaś na znacznie mniejszą (przy czym cieszy fakt, że w ogóle) – w serialu The Walking Dead. Choć rower pojawia się dosłownie już w pierwszych minutach tego ostatniego, jako pierwszy środek transportu wybudzonego ze śpiączki Ricka, później otrzymuje więcej czasu ekranowego dopiero w dziesiątym sezonie, gdy jednoślady tego typu okazują się pojazdami oferowanymi bohaterom przez „Księżniczkę”.
Co się zaś tyczy postapokaliptycznych gier wideo – niestety, nie mam dobrych wieści dla entuzjastów rowerów. W zasadzie jedyną liczącą się produkcją, mającą jakikolwiek związek z tą tematyką, jest wspomniany już Season: A Letter to the Future; wcielamy się w nim w Estelle przemierzającą na rowerze świat spokojnie zmierzający ku końcowi.
To może pojeździmy chociaż po Londynie?
Pewną nadzieję na zmianę daje debiutujący dziś mod Fallout: London, w którym rowery mają stanowić jeden ze środków transportu. Możecie już sprawdzić, jak autorzy tej modyfikacji poradzili sobie z tym tematem – a tymczasem rzućmy okiem na kadr ze zwiastuna, w którym widać postać jadącą na rowerze przez zrujnowany Londyn. Trzeba przyznać, że wygląda to klimatycznie.
Entuzjastom jazdy na rowerze i klimatów postapo nie pozostaje zatem nic innego, jak trzymać kciuki za powodzenie ekipy Team FOLON. Jeśli bowiem twórcy odniosą sukces, a obecność rowerów w grze Fallout: London zostanie dostrzeżona, istnieje szansa, że w ich ślady pójdą kolejni deweloperzy, a rowery zaczną częściej gościć w światach, których historia dobiegła już końca.