Dead Cells to kolejny wielki hit indie - nowe wyniki sprzedaży
Zespół Motion Twin pochwalił się sprzedaniem 2,4 miliona egzemplarzy gry Dead Cells. To kolejny sukces debiutanckiego projektu francuskiego studia, który radzi sobie szczególnie dobrze na Nintendo Switchu.
Niezależne studio Motion Twin ma powód do świętowania. W trakcie niedawnych targów PAX West twórcy pochwalili się (via Destructoid), że sprzedaż Dead Cells dobiła do 2,4 miliona egzemplarzy. Tym samym w ciągu czterech miesięcy nabywców znalazło kolejne 400 tysięcy kopii tej mieszanki metroidvanii z rougelikiem.
Dead Cells zadebiutowało w sierpniu 2018 roku jako pierwszy projekt Motion Twin na komputery osobiste oraz najważniejsze konsole. Debiut okazał się udany dla francuskiego zespołu, a produkcja urzekła graczy, o czym świadczyły entuzjastyczne recenzje krytyków oraz równie pozytywne opinie na Steamie. Również sprzedaż okazała się zadowalająca. Już we wrześniu 2018 roku dobito do miliona sprzedanych egzemplarzy, a w maju udało się podwoić tę liczbę. Co ciekawe, najwyraźniej spora w tym zasługa głównie jednej z platform – Nintendo Switcha. W rozmowie z Destructoidem deweloperzy stwierdzili, że sprzedaż Dead Cells na ostatniej konsoli „wielkiego N” jest po prostu „absurdalna”. Twórcy przypisują to mobilności Switcha, sprzyjającej produkcjom opartym na syndromie „jeszcze jednego podejścia”.
Tak dobra sprzedaż bądź co bądź skromnego projektu pozwala sądzić, że na jednej grze się nie skończy. Zresztą już od jakiegoś czasu wiemy, że Dead Cells doczeka się drugiej odsłony. Może to być tytuł skupiony na trybie wieloosobowym, ale też pełnoprawna metroidvania w stylu Hollow Knight. Ten drugi tytuł często bywał porównywany z dziełem Motion Twin, nie tylko ze względu na przynależność gatunkową. Obie gry debiutowały w podobnym czasie na Switchu i podawano je jako przykład gier z niewielkim budżetem, a mimo to grywalnością zawstydzające niektóre wysokobudżetowe produkcje. Obie też doczekają się kontynuacji, które zapewne również będą zestawiane ze sobą jako – miejmy nadzieję – kolejne dowody na to, jaki potencjał drzemie w niepozornych „indykach”.