autor: Kamil Zwijacz
Bethesda zdaje sobie sprawę z krytyki, ale się nią nie przejmuje
Pete Hines, przedstawiciel firmy Bethesda Softworks, wyjaśnił w ostatnim wywiadzie, że wydawca zdaje sobie sprawę z niezadowolenia niektórych fanów domagających się np. The Elder Scrolls VI, ale nie zamierza się ugiąć i robi po prostu to, co uważa za słuszne.
Pete Hines, wiceprezes ds. PR-u i marketingu w Bethesda Softworks, podczas niedawnej rozmowy z dziennikarzem serwisu Gamesradar+ zabrał stanowisko w sprawie narzekania graczy na politykę wydawniczą firmy. Fani dość często wytykają amerykańskiemu wydawcy i deweloperowi, że zamiast wziąć się np. za The Elder Scrolls VI, pracuje nad kolejnymi portami Skyrima – to na Switcha, to dla gogli VR. Hines stwierdził, że Bethesda zdaje sobie sprawę z niezadowolenia niektórych osób, ale raczej się tym nie przejmuje.
„Zdajemy sobie z tego sprawę, ale nie pozwolimy, by definiowało to to, co robimy. Ostatecznie spróbujemy zrobić to, co uważamy za najlepsze dla naszych gier (…) Deweloperzy nie są automatami – oni chcą próbować różnych rzeczy, robić coś innego, a nie tylko podążać tą samą ścieżką” – stwierdził Hines.
Hines stwierdził, że Bethesda ma eksperymentowanie w swoim DNA. Dlatego też zanim pojawi się The Elder Scrolls VI otrzymamy dwie inne, duże gry od ekipy Bethesda Game Studios i również dlatego przenosi Skyrima w wirtualną rzeczywistość. Do tej pory chyba nikt nie pokusił się o wyprodukowanie tak wielkiego tytułu VR, więc deweloper postanowił to zrobić, by sprawdzić reakcje graczy. W ten sposób firma wybada również grunt, dowie się czy warto podążać tą ścieżką czy może lepiej skupić się na czym innym. To samo można powiedzieć o portach gier dla Switcha – są one robione, ponieważ deweloperzy i wydawca uznali, że warto i przede wszystkim da się je stworzyć, nie zatracając jednocześnie ducha tych produkcji.
W wywiadzie Hines stara się nakreślić obraz firmy, która nie jest nastawiona tylko na zarobek. Oczywiście chce, by ich grami bawiła się jak największa liczba osób, ale nie tworzy kolejnych produkcji tylko pod tym względem. Wydawać by się mogło, że wielki sukces mobilnego Fallout Shelter (aplikacje sprawdziło ponad 100 milionów osób) zaowocuje szeregiem kolejnych projektów na smartfony, wypuszczanych przy okazji dużych premier. Tak się jednak nie dzieje i nie doczekamy się np. aplikacji towarzyszącej wyczekiwanej strzelance Wolfenstein II: The New Colossus, bo po prostu wydawca chce robić rzeczy które mają sens i pasują do konwencji, a nie hurtowo produkować gierki pokroju „Wolfenstein spotyka Bejeweled”.
Można się zgadzać z polityką firmy, albo i nie, ale trzeba przyznać, że nie boi się ona ryzykować – inwestuje w różne gatunki i projekty, a nie korzysta tylko z popularności The Elder Scrolls i Fallouta. W ostatnich latach doczekaliśmy się przecież survival horroru The Evil Within (wkrótce ukaże się część druga), w znakomity sposób wskrzeszono serie Wolfenstein i Doom, otrzymaliśmy bardzo dobrego Preya, czy dwie główne odsłony i samodzielny dodatek skradankowego Dishonored. Można więc powiedzieć, że jest tu wszystko – coś dla fanów klasyki, ale też coś dla osób szukających nowych marek i nowych doznań.