Polecamy Recenzje Przed premierą Publicystyka Warto zagrać Artykuły PREMIUM
Hyde Park 10 sierpnia 2007, 15:19

autor: Mateusz Zdanowicz

„Brudna robota” Christophera Moore’a

Charlie Asher. Typowy samiec beta. Żyje mu się dobrze i jest szczęśliwy. Ma kochającą żonę – Rachel, która niedługo wydać ma na świat ich pierwsze dziecko.
Poniższy tekst został nadesłany przez naszego czytelnika i został opublikowany w oryginalnej formie.

Charlie Asher. Typowy samiec beta. Żyje mu się dobrze i jest szczęśliwy. Ma kochającą żonę – Rachel, która niedługo wydać ma na świat ich pierwsze dziecko. Bohatera nowej powieści pana Moore’a poznajemy w szpitalu. Wyczerpany porodem (ach, ta empatia) i szczęśliwy ma zamiar wrócić do domu i odpocząć po dniu pełnym wrażeń. Tuż przed wyjściem wraca jeszcze do żony i zdziwiony zauważa przy jej łóżku faceta, którego (podobno) widzieć nie powinien. Chwilę potem uświadamia sobie, że Rachel nie żyje.

Od tamtej pory wszystko zaczyna wariować. Nie dość, że samotnie musi wychowywać córeczkę, to Charlie zaczyna widzieć przedmioty pulsujące czerwonym światłem, z kanałów dochodzą go dziwne szepty, a w jego notatniku pojawiają się nazwiska osób, które na drugi dzień... umierają. Czyżby pan Asher zwariował? A może jest mordercą? Hm... jest czymś pośrednim. Bo niby nie do końca mordercą, ale na pewno też nie kimś, o kim powiedzieć można „normalny”. O, nie. Już nie jest „typowym samcem beta”. Dostał drugi etat. Jest śmiercią.

„Brudna robota” to zdecydowanie książka pokręcona. W pozytywnym tego słowa znaczeniu. Niewiarygodne przygody głównego bohatera opowiedziane są językiem obfitym w ironię i czarny humor. Od lektury trudno się oderwać, ale jeśli jednak ktoś nas zmusi i przerwiemy ją, to nie możemy doczekać się powrotu. Opowieść jest naprawdę nieprzewidywalna. Nikt chyba nie jest w stanie przewidzieć, co czeka go w następnym rozdziale. A czeka, oj czeka. Pozwolę sobie zaznaczyć, że po dobrnięciu do końca, to, że normalny facet został Śmiercią wydaje się najbardziej „normalnym” zjawiskiem z wielu występujących w książce.

Książka w sam raz na wakacje – lekka, łatwa i jakże przyjemna. Polecam, bo warto. Nie macie nic do stracenia prawda?

Zdenio