autor: Rednack
Star Wars: Battlefront - recenzja
„Star Wars: Battlefront” jest taktyczną grą akcji bardzo podobną do Battlefielda. Oczywiście, nie ma w tym nic złego – odgapianie od najlepszych jest chwalone, choć można odczuć pewne deja vu podczas grania – tylko jednostki i realia są nieco inne.
Poniższy tekst został nadesłany przez naszego czytelnika i został opublikowany w oryginalnej formie.
Niektóre bitwy są bardzo realistycznie odwzorowane i zgodne z filmowym pierwowzorem (np. Endor, Geonosis, Hoth), lecz niestety inne są dosłownie wzięte z kosmosu! Mam tu na myśli np. bitwy na Tatooine (!!), albo Kashyyyk (!!!). Tak a propos chyba najlepiej odwzorowaną bitwą jest obrona Echo Base na Hoth – wszelkie szczegóły są tam bardzo dobrze przedstawione wraz z możliwością zniszczenia wrogiego AT-AT poprzez oplątanie mu nóg linką wystrzeloną z łazika.
Czas napisać o pozostałych trybach rozgrywki – trzecim z nich jest Galactic Conquest, który polega na zajmowaniu planet jedna po drugiej dowolnie wybraną nacją. Spośród sześciu planet, jedna z nich jest traktowana jako twoja „baza” – na niej się nie bijesz. Pozostałe pięć planet musisz podbić, rozgrywając na każdej z nich po dwie bitwy. Poprzez „zdobywanie” kolejnych planet, otrzymujesz dostęp do różnorakich bonusów pomagających w walce np. rycerz Jedi, dodatkowe szkolenie, czy regeneracja oddziałów. Kiedy uda ci się podbić pięć planet, będziesz mógł zaatakować bazę przeciwnika, która jest na jednej z czterech „specjalnych” planet związanych fabularnie z filmem. To, na której planecie i z kim będziesz się bił, zależy od stronnictwa, które wybierzesz. Tak więc np. jeśli grasz Rebeliantami, to ostatnią bitwą będzie potyczka o Endor, gdzie musisz zniszczyć generator tarczy. Galactic Conquest jest niezłym trybem, który prędko się nie nudzi – bije chyba obie kampanie razem wzięte. Ostatnim trybem (choć ciężko go tak nazwać) jest Instant Action, gdzie wybierasz dowolną z szesnastu bitew dostępnych w grze i przechodzisz w wir walki. To by było na tyle – taki arcade’owy styl.
Muzyka, dźwięki i grafika
Tematy te wymagają poświęcenia odrębnego akapitu, bo jest o czym pisać... Po pierwsze: grafika – jest ona naprawdę niezła na średnich detalach (nie spodziewajcie się wprawdzie Far Cry’a, ale jak na grę powstałą w listopadzie 2004 roku, wcale nie odbiega ona od standardów). Gra niestety zaczyna wyglądać brzydko na niskich detalach. Właśnie – detale. Jest to dość delikatna sprawa, bo wprawdzie na najwyższych gra wygląda naprawdę ładnie, to ma wtedy niebotyczne wymagania sprzętowe! Na średnich wygląda przyzwoicie, a pójdzie bez zaciachów nawet na średniej klasy sprzęcie. Po drugie: Muzyka – naprawdę świetna – genialnie oddająca klimat Gwiezdnych Wojen i pasująca do otoczenia. Muzyka to jeden z największych plusów gry. Po trzecie: Dźwięki – bardzo dobre, powiedziałbym, że nawet świetne. Odzywki żołnierzy są na przyzwoitym poziomie, a i takie drobnostki, jak krzyk wrogów przy śmierci jest całkiem nieźle zrealizowany. Wprawdzie denerwuje trochę, że do komendy wydawanej przez twojego wojaka jest przypisana jedna, co najwyżej dwie odzywki tj. naciskasz i naciskasz, a on bez przerwy: „pile in!”. Szału można dostać... Wszelkie efekty dźwiękowe takie jak odgłos strzelania z karabinów lub wycie silników w X-Wingu jest bardzo „realistyczne” (jeśli tak można by to było określić).
Ogólnie rzecz biorąc
Mimo wszelkich wymienionych przeze mnie wad i niedogodności SW: Battlefront jest tytułem naprawdę godnym polecenia – zwłaszcza dla graczy z dobrym połączeniem internetowym. Jego chyba największym plusem jest niezwykła filmowość i rozmach rozgrywki – ach, to sterowanie AT-ST...
Podsumowanie
To tak:
Plusy: dobra oprawa audio-wizualna, genialny multiplayer, ponad 20 pojazdów wszelkiego rodzaju, całkiem niezły Galactic Conquest.
Minusy: tragiczne AI, nieco udziwnione kampanie, różne inne drobiażdżki.
Ogólnie: Ocena 8/10.