Polecamy Recenzje Przed premierą Publicystyka Warto zagrać Artykuły PREMIUM

Gears of War: Judgment Recenzja gry

Recenzja gry 20 marca 2013, 19:00

autor: Przemysław Zamęcki

Recenzja gry Gears of War: Judgment - Polacy kontra szarańcza

Gears of War to seria ściśle powiązana z konsolą Xbox 360. Ile polskie studio People Can Fly wycisnęło z tej platformy?

Recenzja powstała na bazie wersji X360.

PLUSY:
  • najładniejsza gra z serii;
  • dodatkowa dłuższa misja jako kampania Pokłosie rozgrywająca się równolegle do Gears of War 3;
  • odtajnione misje;
  • w końcu prerenderowane, nieprzycinające cutscenki;
  • jak zawsze znakomity multiplayer – nowe tryby z podziałem na klasy.
MINUSY:
  • pretekstowa fabuła z bezjajecznym głównym złym;
  • niepotrzebna próba upodobnienia części misji z kampanii do trybu Horda z multiplayera;
  • misje w kampanii nie grzeszą długością.

W Gears of War: Judgment rodzime studio People Can Fly nie po raz pierwszy bierze na swoje barki odpowiedzialność za walkę z szarańczą na planecie Sera. Warszawska firma kilka lat temu przygotowała dodatkowy akt do pecetowej wersji pierwszej części cyklu, w którym Marcus wraz z Dominikiem walczyli z Brumakiem. Udana próbka otworzyła firmie drogę do współpracy z Epic Games, czego najnowszym przykładem jest gra, której nie wstyd położyć obok zasłużonej dla marki Xbox 360 trylogii.

Tę ostatnią mamy już od dawna za sobą, pora więc chyba nieco zmodyfikować formułę rozgrywki. Nic drastycznego, wszak krycie się za osłonami i używanie lancera do penetracji chirurgicznej locustów to clou serii. Niemniej jednak zmiany są. Główną jest podkręcenie tempa rozgrywki w kampanii. Wydarzenia dzieją się szybciej, niż byliśmy do tej pory przyzwyczajeni, zabawa nabrała jeszcze bardziej zręcznościowego charakteru, a osłony, owszem, pełnią istotną rolę, ale równie dobrze w wielu sytuacjach sprawdza się wysublimowana taktyka polegająca na frontalnym ataku i jatce twarzą w pysk. W żadnej z poprzednich odsłon cyklu nie udało mi się w ciągu jednego przejścia wykonać tylu piłowań i egzekucji. Trochę to zastanawiające, bo w grze właściwie pojawia się największa liczba broni skutecznej przede wszystkim na dalszy dystans. Poza snajperką koalicji jest kusza, markza czy jednostrzał, zdejmujący delikwenta razem z trampkami. Na początku trudno było mi się przestawić na zmianę broni, którą – zamiast krzyżakiem – wykonuje się teraz, naciskając na padzie Y.

Podwaliny pod podkręcenie dynamiki starć dał system gwiazdek oceniających skuteczność gracza. Im więcej locustów uda nam się rozsmarować po ścianach w zróżnicowany sposób i im mniej razy zostaniemy powaleni, tym lepszy otrzymamy rezultat. Kluczem do sukcesu jest także wykonywanie odtajnionych misji, których jest do diabła i ciut, ponieważ znajdują się w każdej z sekcji, będących składowymi głównych zadań. Kiedy zobaczymy wielką pulsującą czachę, należy do niej podejść, przeczytać opis dodatkowego utrudnienia i ewentualnie zdecydować się na zaproponowane zmiany. Te mogą dotyczyć najróżniejszych elementów. Na przykład wymuszają używanie w obrębie sekcji tylko miażdżyciela i obrzyna. Albo stawienie czoła nieznanej wcześniej odmianie szarańczy, wykonanie zadania w określonym czasie, po którym cała okolica zamieni się w popiół w wyniku eksplozji, czy zmierzenie się ze zwiększoną liczbą wrogów. To interesująca zmiana, która w moim przypadku sprawiła, że dość mocno zaangażowałem się w próbę sprostania możliwie jak największej liczbie wyzwań. Jedynie misje wymagające zmieszczenia się w określonym czasie zostawiłem na kolejne przejście gry w kooperacji, do której fanów wspólnej zabawy nie trzeba chyba zachęcać. W każdym razie patent z gwiazdkami uważam za niezły, przydałaby się jedynie jeszcze większa ich różnorodność, bo generalnie chodzi w nich o to samo. No bo jaką różnicę dla gracza stanowi informacja, że po upływie kilku minut wybuchnie arsenał zgromadzony w domach cywilów albo zostanie przeprowadzony ostrzał artyleryjski.

Te szarańczaki mogą naprawdę dać porządnie w kość. - 2013-03-20
Te szarańczaki mogą naprawdę dać porządnie w kość.

Fabularnie Judgment niestety nie błyszczy. Fakt ten można zrzucić na karb poczynionych zmian i skupienia się głównie na dostarczeniu „funu” ze strzelania. Akcja gry ma miejsce na czternaście lat przed tym, co działo się w części pierwszej, i w zamierzeniu ma pokazać graczom przeszłość Bairda – wtedy jeszcze porucznika. Poszczególne misje, z wyjątkiem ostatniej, są zeznaniami członków drużyny Kilo, w których ci pełnią też rolę narratorów. Baird faktycznie jest dominująca postacią, ale w trakcie kampanii wcielamy się również w znanego wszystkim Cole’a Traina, a także w Sofię i tajemniczego Paduka, który wcześniej walczył przeciwko COG w wojnach Pendulum po stronie UIR. Zamysł ciekawy, ale w rezultacie bez żadnego znaczenia dla jakości kampanii, która jest chyba najsłabsza w serii. Co nie znaczy, że ogólnie słaba. Gdzieś przepadło tylko wrażenie zaszczucia. Oto gromadka wojaków rusza zetrzeć w pył złego generała, ale zamiast totalnej demolki, jaką obiecuje się nam niemal od samego początku zabawy, kampanię kończymy, kwitując ją uniesieniem brwi i krótkim „aha”. Brakiem inwencji rażą sekcje, podczas których odpieramy kolejne fale atakującej szarańczy. Taka próba wtłoczenia Hordy w grę dla jednego gracza zupełnie nie przypadła mi do gustu.

Oddział Kilo spowiada się ze swoich działań. - 2013-03-20
Oddział Kilo spowiada się ze swoich działań.

W kampanii poza nowymi rodzajami broni natykamy się także na nowy typ locusta. Drobny, łysawy trep po porządnym ostrzelaniu zamienia się w żądnego krwi berserkera, przeistaczając się jednocześnie w górę bezmyślnie pędzących wprost na nas mięśni. Jego AI chyba nie do końca zostało dopracowane, bo tak przeobrażonym typom zdarza się nieco pogubić i potrafią przebiec tuż obok, by dopiero po kilku krokach zorientować się, gdzie są, i zawrócić.

Recenzja gry Gears of War: Judgment - Polacy kontra szarańcza - ilustracja #1

Seria Gears of War przeszła od swych początków wizualną metamorfozę. Głównie za sprawą palety barw. W pierwszej części dominowały brązy, w drugiej pojawiły się odważniejsze kolory. Gears of War 3 zaczynało się wręcz na pomarańczowo. Judgment konsekwentnie odchodzi od rdzawo-burej kolorystyki i serwuje prawdziwą feerię barw. Miejscami wyraźnie nawiązującą do Bulletstorma, ale nie ma się czemu dziwić, wszak za obie gry odpowiada polska ekipa People Can Fly.

Ukończenie kampanii fabularnej zajmuje około 5–6 godzin, ale to jeszcze nie wszystko, bowiem w grze pojawia się druga minikampania o nazwie „Pokłosie”. Jej akcja ma miejsce równolegle do wydarzeń w Gears of War 3, a my mamy okazję dowiedzieć się, w jaki sposób Baird i Cole Train sprowadzili posiłki do Azury. Poza tym nawiązuje ona także do podstawowej kampanii i spina klamrą historię oddziału Kilo. W sumie grubo ponad godzina dobrej zabawy, co jest bardzo przyzwoitym wynikiem.

Locust z wielkim nożem zwykle nie stanowi dużego zagrożenia. - 2013-03-20
Locust z wielkim nożem zwykle nie stanowi dużego zagrożenia.

Multiplayer zawsze był silnym punktem „Girsów” i tym razem nie jest inaczej. Trochę zmęczony klasyczną Hordą z otwartymi ramionami przyjąłem nowy tryb kooperacyjny o nazwie „Przetrwanie”. Polega on na obronie przed atakiem szarańczy kluczowego punktu. W przypadku jego utraty przechodzimy do drugiego, a jeśli i tu nie zatrzymamy ataku, do trzeciego (i ostatniego). W sumie na odparcie czeka dziesięć fal coraz potężniejszych przeciwników. Najważniejszą zmianą jest „uklasowienie” żołnierzy COG. Przed każdą rozgrywką i przy respawnach możemy zdecydować się na jedną z czterech profesji dostępnych postaci.

Zwykłego żołnierza uzbrojonego w nowy granatnik o nazwie „buszka”, mogącego dodatkowo dzielić się z towarzyszami amunicją. Zwiadowcę wyposażonego w granaty namierzające cele. Inżyniera z miażdżycielem potrafiącego stawiać wieżyczki strażnicze i naprawiającego struktury obronne oraz medyka z lancerem posiadającego granaty leczące. Jako jedyny potrafi on także podnosić powalonych przyjaciół. Kluczem do jak najdłuższego przetrwania jest wybranie przez graczy różnych klas. Niestety, na razie upłynął chyba jeszcze zbyt krótki czas, bo większość rozgrywek, które udało mi się zaliczyć, była zupełnie niezbalansowana, a wokół zwykle biegali sami inżynierowie. W typowym multi podobną do Przetrwania rolę pełni tryb Natarcie. Różnica polega jedynie na tym, że ścierają się ze sobą dwie grupy graczy – jedna po stronie COG, druga szarańczy. Poza tym chętni mogą wziąć udział w Jatce, gdzie każdy jest przeciwko każdemu, a także w Drużynowym Deathmatchu i Dominacji.

Cztery gry z serii wydane w trakcie życia jednej generacji konsoli mogą znużyć. Gears of War: Judgment jest próbą odświeżenia tematu, jednakże bez ingerencji w sam trzon rozgrywki. Odtajnione misje to właściwie jedynie kosmetyka, której celem jest spowodowanie ponownego przejścia kampanii, bo chęć ukończenia wszystkiego na 100% zwyczajnie działa na ambicję. A także skutecznie wydłuża niezbyt imponującą przygodę dla jednego gracza (lub w kooperacji). Mam mieszane uczucia odnośnie próby zdynamizowania rozgrywki. Na normalnym poziomie trudności korzystanie z osłon sporo straciło na znaczeniu. Być może zależy to także od indywidualnego podejścia do sprawy, ale w moim przypadku o wiele lepiej sprawdzało się działanie w stylu typowego harcownika. Zupełnie zbędne wydały mi się za to sekcje polegające na odpieraniu kolejnych fal locustów. Mam wrażenie, że ekipie trochę zabrakło pomysłów, co zresztą objawia się w postaci miałkiej fabuły z zapowiadanym przez pół gry wielkim bum, a w rezultacie wybuchem petardy.

Akademia wojskowa w Halvo Bay. Wizualnie Gears of War: Judgment jest bardzo przyjemne w odbiorze. - 2013-03-20
Akademia wojskowa w Halvo Bay. Wizualnie Gears of War: Judgment jest bardzo przyjemne w odbiorze.

Gra broni się dodaniem dłuższej misji, czyli Pokłosia, jednak nie jest to nic wybitnego, wygląda raczej na odprysk fragmentu kampanii z trzecich „Girsów”, który z jakiegoś powodu nie trafił od razu na płytę. Niemniej jednak darowanemu koniowi w zęby się nie zagląda, a ta nadprogramowa godzina (z dużym okładem) sprawiła mi sporą radochę. Jak zwykle świetny multiplayer dopełnia obrazu całości, tak więc na pytanie, czy kupować, odpowiadam, że jak najbardziej warto. Ale jeżeli ktoś nie ma wielkiego ciśnienia, niech zaczeka na pierwszą obniżkę ceny.

Przemysław Zamęcki

Przemysław Zamęcki

Grał we wszystko na wszystkim. Fan retro gratów i gier w pudełkach, które namiętnie kolekcjonował. Spoczywaj w pokoju przyjacielu - 1978-2021

więcej

STALKER 2: Heart of Chornobyl - recenzja w przygotowaniu. Gra, którą kocha się pomimo wad
STALKER 2: Heart of Chornobyl - recenzja w przygotowaniu. Gra, którą kocha się pomimo wad

Recenzja gry

Po latach oczekiwań STALKER 2: Heart of Chornobyl w końcu ponownie zaprasza do czarnobylskiej Zony. Ogrom i surowe piękno tego świata miażdży większość innych open worldów, ale sequel ugina się też pod ciężarem błędów i niedoróbek technicznych.

Recenzja Call of Duty: Black Ops 6 - dobry kandydat na najlepszego współczesnego COD-a
Recenzja Call of Duty: Black Ops 6 - dobry kandydat na najlepszego współczesnego COD-a

Recenzja gry

Po zeszłorocznej porażce Call of Duty wraca do formy w Black Ops 6. Nowa odsłona błyszczy zupełnie nową mechaniką poruszania się, która rządzi w multiplayerze, i kompletnie zaskakuje paroma motywami w kampanii fabularnej. I jeszcze jest w Game Passie!

Recenzja gry Silent Hill 2 - w nowym wydaniu znaczna część magii bezpowrotnie uleciała
Recenzja gry Silent Hill 2 - w nowym wydaniu znaczna część magii bezpowrotnie uleciała

Recenzja gry

W niespokojnych snach widzę tę grę, Silent Hill 2. Obiecałeś, że pewnego dnia stworzysz jej remake i pozwolisz poczuć to, co przed laty. Ale nigdy tego nie zrobiłeś, a teraz jestem tu sam i czekam w naszym specjalnym miejscu...