autor: Przemysław Zamęcki
Blur - recenzja gry
Zręcznościowe wyścigi, w których pierwsze skrzypce gra rozwałka, to ostatnio rzadki widok na pecetach. Blur usiłuje wypełnić powstałą lukę i nie jest w tej próbie skazany na niepowodzenie.
Recenzja powstała na bazie wersji PC.
Chyba niewiele osób spodziewało się, że z Blura wyjdzie ciekawa gra. Niby producent znany i uznany, jego seria Project Gotham Racing to wszak jakość sama dla siebie, ale filmiki promujące nową produkcję trochę odstraszały infantylnością. No, bo jak to – poważne sportowe wózki zamieniają się nagle w kolorowe samochodziki strzelające błyskawicami? Przecież na takie zabawy patent przez lata dzierżyło niezastąpione Naughty Dog ze swoim Crash Team Racing oraz Nintendo z Mario Kart.
Stosunek do Blura zmienia się całkowicie po przejechaniu kilku pierwszych wyścigów. Nabiera się szacunku dla pracy dewelopera, a w grze nie ma absolutnie miejsca na nudę. Na każdej trasie znajduje się bowiem wiele różnego rodzaju doładowań bądź ułatwiających rywalizację (w postaci nitro czy możliwości naprawienia uszkodzonego wozu), bądź będących środkami przemocy bezpośredniej (jak na przykład pozostawienie za samochodem miny czy wystrzelenie pocisku samonaprowadzającego się na najbliższy obiekt). Celem każdego wyścigu jest oczywiście dojechanie do mety na jednym z trzech punktowanych miejsc, jednak nie tylko. Arkadowe wyścigi mają bowiem to do siebie, że istnieje w nich zwykle drugie dno, które tak naprawdę stanowi o ich atrakcyjności.
Kolekcjonowanie zwycięstw, za które przyznawane są tzw. światła, idzie w parze ze zdobywaniem kolejnych poziomów kierowcy, mierzonych liczbą pozyskanych kibiców. Osoby, którym nieobca jest seria Project Gotham Racing, zapewne doskonale wiedzą, czym są kudosy. Zresztą pewnie nie tylko one, bo określenie to weszło już chyba do podręcznego słownika większości graczy. W PGR kudosy zbieraliśmy za efektowne drifty i przejazdy przez bramki. W Blurze walutę tę zastąpili kibice, których gromadzimy dzięki wszystkim akcjom podejmowanym w trakcie wyścigu. Fanów przybywa za przesunięcie się w stawce na trzecie miejsce lub wyżej, za dłuższe prowadzenie w wyścigu, za efektywne używanie doładowań, a także za wykonywanie uaktywnianych na trasie zadań. Przejazd przez bramki, osiągnięcie zalecanej prędkości, skuteczne użycie tego, a nie innego doładowania. Wszystko to sprawia, że gra należy nie tylko do tak zwanych relaksujących „odmóżdżaczy”, ale do niesamowicie wciągających i wręcz ociekających miodem kąsków, w których trzeba się wykazać niezwykłą podzielnością uwagi i refleksem.
To, co dzieje się na trasie w czasie wyścigu, na własny użytek nazwałem uporządkowanym chaosem. Co chwilę któraś fura trafiona pociskiem wylatuje w powietrze, gdzieś tam kątem oka zauważamy, jak inne auto zalicza spin po najechaniu na minę, a w tym samym momencie inny kierowca uruchamia pole elektromagnetyczne aktywujące się na początku stawki. Możemy albo starać się je ominąć, wytracając szybkość i manewrując pomiędzy wyładowaniami, albo wykorzystać trzymaną na czarną godzinę tarczę ochronną. Każde auto może zmagazynować trzy dowolne doładowania i wykorzystać któreś przy nadarzającej się okazji. Wtedy zwalnia się jeden ze slotów i możemy zebrać kolejne doładowanie. Sprawne palce muszą tu współdziałać z szybkim refleksem, aby w odpowiedniej chwili użyć najskuteczniejszej broni. W trybie kariery dla pojedynczego gracza ścigająca się dwudziestka samochodów robi na trasie istny Sajgon, nikt nie bierze jeńców, każdy chce dojechać do mety. Doznania płynące z rozgrywki potęgują się w trybie wieloosobowym przez sieć, a sytuacją idealną byłoby zebranie kilku dobrych znajomych, z którymi wspólna rozwałka pozostanie w pamięci na bardzo, bardzo długo.
Oprócz typowych wyścigów autorzy przygotowali także kilka innych trybów zabawy. Oczywistą oczywistością są próby czasowe. Przejeżdżamy przez kolejne bramki kontrolne, mając do dyspozycji jedynie doładowanie wydłużające pozostały czas o dwie sekundy i nitro. Zupełnie odmiennym trybem jest zniszczenie. W tym przypadku w stronę pojawiających się przed maską naszego samochodu aut wystrzeliwujemy pociski, eliminując w ten sposób rywali. Odpowiednio wysoki wynik zapewnia pomyślne ukończenie testu.
Poszczególne wyścigi podzielono na specjalne sekcje, które w całości zaliczamy dopiero po pokonaniu opisanego z imienia, nazwiska i ulubionego stylu jazdy kierowcy. Są to starcia jeden na jeden, po wygraniu których zabieramy rywalowi auto. Zanim jednak dojdzie do odblokowania takiego pojedynku, musimy spełnić szereg warunków. Daje to mnóstwo frajdy i znacznie przedłuża żywotność tytułu, który i tak spokojnie starcza na kilkanaście ładnych godzin.
Trochę szkoda, że w grze brakuje naprawdę potężnych samochodów. Oczywiście wzorem PGR auta zostały podzielone na klasy, ale nawet po odblokowaniu najwyższej z nich próżno szukać tu jakichkolwiek supersamochodów. Co prawda przeważają „wozidełka” z nieco wyższej półki niż cinquecento, ale w dużej mierze nie są to specjalnie wyszukane cacka. Chociaż wielbiciele muscle carów mogą się z tym nie zgodzić, gdyż wydaje mi się, że tych akurat jest całkiem sporo. W Blurze samochody zostały podzielone także na kilka kategorii ze względu na ich przyczepność. Są więc auta o dużej przyczepności, o zwiększonym drifcie, samochody off-road czy też zrównoważone. I właściwie na tym kluczu powinien opierać się nasz wybór, bowiem tak naprawdę różnica w prowadzeniu klasy D czy klasy A poza samą prędkością jest praktycznie żadna. To spory minus Blura, choć trzeba mieć na uwadze, że to gra wyjątkowo zręcznościowa i gdyby w miejsce tych wszystkich modeli samochodów podstawić wózki sklepowe, chyba nikt poza fanami motoryzacji by się nie obraził. Oczywiście wózki sklepowe nie mają prezencji Dodge’a Challengera, ale ten argument świadczy tylko o tym, jak dobry kawałek kodu udało stworzyć się Bizarre Creations.
Graficznie Blur prezentuje się poprawnie. Gry nie naszpikowano rażącymi oczy HDR-ami czy przesadzonymi efektami. W porównaniu z konkurencyjnymi produkcjami oprawa graficzna jest bardzo stonowana, jednak w żadnym wypadku nie brzydka. Ot, po prostu taka sobie. Niestety, sporo można zarzucić optymalizacji wersji pecetowej. Nie wiem, czy tylko u mnie występował ten problem, ale obojętne w jakiej rozdzielczości bym nie grał, zawsze coś tam haczyło i animacja nigdy nie była idealnie płynna. Miałem okazję widzieć ten tytuł w wersji na Xboksa 360 i tam można było wręcz zakochać się w stałych 60 klatkach na sekundę.
Gra dostępna jest w pełnej polskiej wersji językowej i muszę przyznać, że bardzo mi się ona spodobała. W Blurze jest bowiem także wiele filmików przypominających nieco to, co mogliśmy podziwiać w Need for Speed: Shift, a więc tłumaczących mechanikę rozgrywki i opisujących kolejno odblokowywane sekcje. Przyjemny głos pani narrator sprawia, że jakoś nie ma się ochoty ich pomijać.
Blur jest świetną grą w trybie dla pojedynczego gracza i jeszcze lepszą w trybie multiplayer. Problem w tym, że nie posiadając zgranej ekipy, o częstym ściganiu się z obcymi możemy zapomnieć. Nie wiem, czy tylko ja miałem takiego pecha i próbowałem łączyć się w nieodpowiednich porach, ale grających na pececie osób było tyle, co kot napłakał. Dla fanów rywalizacji na jednej kanapie przewidziano jednak zabawę na podzielonym ekranie, w firmach w czasie lunchu sprawdzi się zaś możliwość rozrywki w LAN-ie.
Komu warto polecić Blura? Wszystkim fanom arcade’owych wyścigów na pewno. Wydaje mi się zresztą, że nawet nieprzepadający za jeżdżeniem w kółko mogą po grę sięgnąć, bowiem i oni dzięki przyjętej formule będą znakomicie się bawić, tłukąc pozostałych kierowców. Tym bardziej, że podobnego tytułu na peceta ze świecą szukać, o ile w ogóle się znajdzie. W tym roku akurat obrodziło i jeszcze obrodzi wszelkimi „ścigałkami”, a gra Bizarre Creations z pewnością warta jest wyłowienia z tego tłumu.
Przemek „g40st” Zamęcki
PLUSY:
- formuła zabawy;
- totalna rozwałka na trasie;
- świetny multiplayer.
MINUSY:
- oprawa graficzna mogłaby być lepsza;
- niewielkie różnice w modelu jazdy różnych aut;
- brak supersamochodów;
- kłopoty z płynną animacją.