For Honor Recenzja gry
autor: Michał Chwistek
Recenzja gry For Honor – ten system walki zasługuje na więcej
For Honor ma potencjał, ale Ubisoft musi jeszcze nad grą popracować, bo na razie frajdę psuje słaba infrastruktura sieciowa i mikropłatności. Francuska firma znana jest ze skutecznego naprawiania swoich dzieł – czas na For Honor.
- rewelacyjny system walki;
- ciekawi i różnorodni bohaterowie;
- świetne pojedynki 1 na 1;
- dobrze wykonane areny i animacje postaci.
- chaotyczne i mało wciągające tryby dla wielu graczy;
- drobne elementy zapłać-aby-wygrać (pay-to-win);
- słaba kampania dla jednego gracza;
- brak poczucia wpływu na wojnę frakcji;
- spore problemy z infrastrukturą sieciową przy okazji premiery.
O ile strzelanki stanowią olbrzymią część rynku gier sieciowych, o tyle walka bronią białą nigdy nie cieszyła się dużą popularnością. Niszę tę wypełniały produkcje mniejszych wydawców, takie jak Mount & Blade czy Chivalry, ale fani sieczenia i rąbania długo musieli czekać na wysokobudżetowy tytuł o walce na miecze i topory. Ryzyko z tym związane postanowił wreszcie podjąć francuski Ubisoft, który ostatnimi czasy ostro działa w gatunku gier wieloosobowych (mowa o Rainbow Six: Siege i The Division). Niestety, w tym momencie For Honor jest w podobnym stanie jak The Division zaraz po premierze. Dostaliśmy rewelacyjną bazę do świetnej gry, ale wymaga ona jeszcze wiele pracy, żeby osiągnąć ten status.
Tak powinno się walczyć w grach
Fundament stanowi system walki, będący najmocniejszą stroną For Honor, choć na pierwszy rzut oka może się on wydać dość prosty. Do dyspozycji każdego bohatera oddano trzy postawy, które decydują o kierunku bloku oraz wyprowadzania szybkich lub wolnych ataków. Przypomina to nieco zabawę w „papier, nożyce, kamień”. Prędko jednak okazuje się, że do trzech wymienionych figur dochodzi jeszcze jaszczurka, Spock i dużo więcej.
Gracz może wykonywać m.in. uniki, parowania, przełamania gardy, powalenia czy różnego rodzaju combosy. Na każde zagranie istnieje kontra, ale na podjęcie dobrej decyzji mamy najczęściej ułamki sekundy. Trzeba się również umieć dostosować do areny, na której walczymy. W korytarzu czy na wąskich schodach nie ma wiele miejsca na uniki, a zamachy długą bronią są mocno ograniczone. Dodatkowo część map wyposażono w zabójcze gejzery lub mosty, z których łatwo zostać zrzuconym przez silniejszego wroga. Podczas potyczki musimy brać pod uwagę wiele czynników, a o zwycięstwie decyduje refleks, doświadczenie oraz dobra znajomość zwyczajów przeciwnika.
Każdy szermierz d**a, kiedy wrogów kupa
Opisany wyżej system walki stworzony został głównie do pojedynków 1 na 1 i to właśnie ten tryb rozgrywki sprawdza się w grze najlepiej. Emocje potrafią być olbrzymie, podobnie jak satysfakcja z wygranej. Tytuł oferuje jednak jeszcze kilka innych rodzajów zabawy: pojedynki 2 na 2 oraz bitwę, eliminację i dominację – rozgrywane w czteroosobowych drużynach. Najbardziej popularny i promowany przez twórców jest ostatni z wymienionych trybów, który polega na walce o kontrolę nad trzema punktami. Jeden z nich stanowi dodatkowo miejsce bitwy słabych postaci sterowanych przez SI – niczym w grach z gatunku MOBA.
Jak na główny tryb gry w For Honor dominacja wydaje się, niestety, mało rozbudowana. Niewielkie drużyny i malutkie mapy nie stwarzają dużego pola do popisu. Jako szybka postać najczęściej biegamy od jednego skrajnego punktu do drugiego, zajmując je na zmianę bez większych przeszkód lub co jakiś czas walcząc z podobnym „sprinterem” z drużyny przeciwnej. Natomiast mocniej opancerzeni, a przez to wolniejsi bohaterowie większość czasu spędzają w centralnym punkcie, gdzie odbywa się prawdziwa średniowieczna sieczka. Otoczeni przez dwie duże grupy sterowanych przez komputer wojowników bierzemy udział w cztero-, a czasami nawet w sześcioosobowych starciach, które bywają bardzo chaotyczne.
Żeby zwiększyć nieco nasze szanse w walce z dużą liczbą napastników, twórcy wprowadzili ciekawe specjalne wzmocnienie. Jeżeli przez jakiś czas będziemy skutecznie blokować ataki przeciwników, naładowany zostanie pasek zemsty. Aktywując go w odpowiednim momencie, możemy powalić napierających wrogów, a następnie wyprowadzić skuteczny kontratak dzięki poprawionym na kilka sekund statystykom.
Dominacja dobrze sprawdza się jako krótkotrwała odskocznia od satysfakcjonujących, lecz również stresujących pojedynków, ale jako główny tryb gry oferuje zbyt małą różnorodność. Po jakimś czasie mecze stają się po prostu powtarzalne i nudne.
Na wojnie jednostka nic nie znaczy
Dużym niedopatrzeniem ze strony autorów jest też brak jakichkolwiek rozgrywek rankingowych. Coś, co stanowi normę w dzisiejszych grach sieciowych, w For Honor zostało zastąpione podzieloną na rundy i sezony międzyplatformową wojną frakcji. Nie jest ona jednak ani ciekawa, ani szczególnie angażująca. Każdy gracz decyduje się na początku na jedną z trzech frakcji, a następnie po każdym meczu przydziela zasoby do wybranego terytorium spornego. Zasoby owe wpływają na to, czy nasza frakcja przejmie lub obroni określony teren na mapie świata.
Problem polega na tym, że trudno w jakikolwiek sposób dostrzec skutki naszych działań. Liczba graczy jest tak duża, że udział jednostki staje się praktycznie niezauważalny, a my czujemy, iż sukcesy czy porażki naszego sojuszu zupełnie od nas nie zależą. Gdy jednego dnia wyświetliłem mapę, frakcja samurajów kontrolowała 3/4 terytorium. Dzień później straciła niemal wszystko. Czy stało się tak, bo zagrałem jeden mecz mniej lub więcej? Nie sądzę.
Problemy z rozgrywkami sieciowymi
For Honor to niestety kolejny przykład gry sieciowej, która na starcie ma liczne problemy z serwerami. Gra potrafi wyrzucać uczestników z meczów, a nawet z kampanii fabularnej lub całkowicie uniemożliwiać dołączenie do konkretnego trybu rozgrywki przez kilka dni. Oprócz tego nawet w najpopularniejszej dominacji bardzo często zdarza się rozpoczynanie starcia z jednym lub dwoma botami, a różnice poziomów między dobranymi do meczu graczami często bywają bardzo duże. Długi czas oczekiwania na rozpoczęcie zabawy pogarsza jeszcze sytuację.
3 frakcje, 12 bohaterów i dużo do nauki
W For Honor występują trzy wspomniane sojusze i to według nich podzieleni są dostępni w grze bohaterowie. Do naszej dyspozycji oddano po cztery klasy samurajów, rycerzy oraz wikingów i na szczęście możemy grać każdą z nich niezależnie od frakcji, do której należymy. Postacie, obok systemu walki, to najlepiej wykonany element gry. Niemal wszystkie są ciekawe i różnorodne, zarówno pod względem rozgrywki, jak i wyglądu. Każdy bohater ma inne zdolności pasywne, inne rodzaje ataków, a także różni się zasięgiem broni czy szybkością biegania.
Ciężko opancerzony pogromca świetnie sprawdza się przy obronie zajętego już punktu, a szybki orochi może błyskawicznie poruszać się po mapie i przejmować niestrzeżone strefy. W przypadku każdej postaci trzeba też przyjmować inne taktyki podczas pojedynków, a bez dobrej znajomości wroga nie ma co liczyć na łatwe zwycięstwo. Co prawda na razie gra ma pewne problemy z wyważeniem balansu, ale nie są one na tyle duże, żeby odbierać przyjemność z zabawy.
Mapy w trybie dominacji są bardzo małe. Przebiegnięcie z jednego punktu do drugiego zajmuje najczęściej kilka sekund.
Dobra zbroja kosztuje kilka wiosek
Jak na współczesną pozycję sieciową przystało, w For Honor nie mogło zabraknąć możliwości zmiany wyglądu kierowanych przez nas bohaterów. Po niemal każdym meczu otrzymujemy losowo wybrane elementy ekwipunku, takie jak naramienniki, hełm czy ostrze miecza. Dodatkowo za walutę zdobywaną w grze możemy kupić skrzynki z kilkoma przedmiotami, również losowymi.
Przedmioty te nie wprowadzają jednak tylko zmian kosmetycznych, gdyż rzutują na nasze statystyki w rozgrywkach ośmioosobowych (nie mają natomiast żadnego wpływu na pojedynki 1 na 1 oraz 2 na 2). Jeżeli dodamy do tego fakt, że wewnętrzną walutę gry, zwaną stalą, możemy kupić za realną gotówkę, okaże się, iż For Honor zbliża się do kategorii gier zapłać-aby-wygrać (pay-to-win).
Na szczęście wspomniane przedmioty nie oddziałują bardzo mocno na naszego herosa (w zamian za zwiększenie jednej statystyki obniżona zostaje inna), ale w pojedynkach, gdy jeden cios potrafi zadecydować o zwycięstwie, każda różnica ma znaczenie. Najprawdopodobniej nie minie dużo czasu, a gracze odkryją, które statystyki są najbardziej skuteczne dla danego bohatera, i ten, kto będzie miał je na wyższym poziomie, uzyska przewagę.
Na skrzynkach z przedmiotami możliwe wydatki się jednak nie kończą. Wydawca For Honor oferuje jeszcze możliwość zakupu przepustki sezonowej, która gwarantuje m.in. wcześniejszy dostęp do nowych postaci (kolejna przewaga płacących graczy), a w samej grze możemy wykupić tzw. status czempiona, który zwiększa ilość zdobywanego doświadczenia oraz stali. Wszystko to idealnie pasuje do tytułu free-to-play i w nim świetnie by się sprawdziło, ale nie w grze sprzedawanej w pudełku za ponad 200 zł.
Coś dla samotnego wilka
Podczas kampanii i w trybach 8-osobowych mamy dodatkowo do dyspozycji umiejętności specjalne, które potrafią znacznie ułatwić walkę.
Mimo że tytuł nastawiony jest na rozgrywki sieciowe, znalazła się w nim całkiem długa kampania dla jednego gracza. Na jej przejście potrzebujemy ok. 7–8 godzin, podczas których uczymy się podstaw fechtunku oraz poznajemy większość z dostępnych klas. Kampania opowiada historię dotkniętego potężnym kataklizmem świata, w którym trwają niekończące się wojny. Za ich wywoływanie odpowiada tajemnicza postać o imieniu Apolyon. To właśnie wokół niej kręci się cała fabuła.
Podczas zabawy gracz wciela się w sojuszników oraz wrogów Apollyon, poznając różnych bohaterów oraz ich techniki walki. Choć zdarzają się wyjątki, większość misji jest bardzo do siebie podobna. Musimy przebijać się przez kolejne oddziały słabszych wrogów, żeby na końcu pokonać ich przywódcę. Walki z bossami to zdecydowanie najciekawsze fragmenty zadań, ale nawet one z czasem stają się powtarzalne. Jako wprowadzenie do gry sieciowej kampania sprawdza się dobrze, jednak zdecydowanie nie warto tylko dla niej kupować For Honor. Historia nie ma większego sensu, dialogi bywają bardzo słabe, a sama rozgrywka pod koniec zaczyna nużyć.
Jeśli chodzi o kwestie techniczne i wizualne, gra działa na konsoli bardzo płynnie oraz jest przyjemna dla oka. Na szczególną pochwałę zasługują animacje postaci, dzięki którym walki wypadają naprawdę efektownie, a wyprowadzane przez nas ciosy są mięsiste i satysfakcjonujące. Starannie przygotowano też mapy. Areny walk okazują się ładne i różnorodne oraz oferują dodatkowe atrakcje w postaci wodnych gejzerów czy głębokich przepaści. Twórcy przyłożyli się także do wykonania dostępnych dla poszczególnych bohaterów pancerzy. Zwłaszcza te używane przez rycerzy i samurajów robią duże wrażenie. Można spędzić naprawdę sporo czasu, dobierając odpowiednie hełmy, naramienniki czy specjalne ozdoby.
Czas zakasać rękawy
For Honor to gra z olbrzymim potencjałem. Stanowiący jej podstawę system walki jest rewelacyjny i potrafi sprawić olbrzymią satysfakcję. Nauczenie się jego zasad trwa zaledwie kilka minut, ale poznanie zaawansowanych technik i niuansów każdej klasy to zadanie na kilkadziesiąt godzin zabawy. Niestety, niemal wszystko poza pojedynkami zasługuje na krytykę.
Nieciekawy tryb dominacji. Problemy z siecią. Przeciętna kampania. Brak rozgrywek rankingowych. Irytujące metody wyciągania pieniędzy z portfela gracza. Wszystko to sprawia, że For Honor na tę chwilę polecić mogę jedynie fanom walki 1 na 1. Cała reszta powinna, niestety, poczekać. Francuski wydawca znany jest ze skutecznego naprawiania swoich dzieł licznymi łatkami i mam nadzieję, że podobnie będzie i w tym przypadku. For Honor zwyczajnie na to zasługuje.
O AUTORZE
Z For Honor spędziłem łącznie kilkadziesiąt godzin, zaczynając od wersji alfa. Najwięcej czasu przeznaczyłem na pojedynki 1 na 1 oraz tryb dominacji, ale do gustu przypadły mi głównie te pierwsze. Preferuję klasy zabójców, takie jak orochi i rozjemca. Obecnie moje ulubione gry sieciowe to League of Legends oraz Overwatch, a na miecze z innymi graczami najwięcej walczyłem w Jedi Knight: Jedi Outcast oraz Jedi Academy. W grach sieciowych zawsze wybieram rozgrywki rankingowe, w których liczy się zwycięstwo, a nie sam udział.
ZASTRZEŻENIE
Kopię gry For Honor na PlayStation 4 otrzymaliśmy nieodpłatnie od polskiego oddziału firmy Ubisoft.