OBÓZ (1) | ZACHODNIE CZECHY | Nibiru Wysłannik Bogów poradnik Nibiru: Wysłannik Bogów
Ostatnia aktualizacja: 3 października 2019
ZACHODNIE CZECHY - OBÓZ
Podróż nie trwała zbyt długo, mimo iż pogoda nie sprzyjała jeździe samochodem. Skręciłem z drogi głównej w las i po chwili stanąłem przy szlabanie. Wartownik nie był zbyt miły i chciał mnie już pognać, ale na szczęście najpierw zawołał przełożonego. Okazałem mu przepustkę zostałem wpuszczony na teren obozu, z zaleceniem, bym nigdzie dalej się nie ruszał. Zwłaszcza w stronę kopalni... Pogawędziłem jeszcze chwilkę z majorem, strasznym służbistą, ale kiedy chciałem zajrzeć do jego planów, które z takim wysiłkiem studiował, pogonił mnie.
Ruszyłem w stronę obozu. Minąłem mostek, przy którym rosło trochę grzybów i szedłem dalej, aż dotarłem do starej przyczepy, na schodkach której siedział niepozorny mężczyzna. Deszcz wciąż lał jak z cebra, ale temu widać to nie przeszkadzało. Nazywał się Petr Staszek i był Niemcem, chociaż pochodzenia czeskiego. Pogawędziłem z nim trochę, a potem ruszyłem w stronę niewielkiego domku, widocznego za przyczepą. Drzwi do niego były zamknięte.
Wróciłem się i poszedłem dalej, w stronę kopalni. U wejścia do niej stał wartownik. Samych służbistów widać tu podobierali... Zdradził mi co prawda kilka szczegółów na temat prac prowadzonych wewnątrz, jednakże wejść do środka nie zezwolił. Nie pomogło nawet powoływanie się na przepustkę z urzędu...
Wróciłem do Staszka. Wypytałem go o wszystko, o co tylko się dało, potem połaziłem trochę jeszcze po obozie, wkurzając wartownika i majora, aż w końcu dotarłem ponownie pod starą przyczepę. Teraz krótka chwila rozmowy wystarczyła, by Staszek zgodził się zaprowadzić mnie w nocy do kopalni. Ciekawe, czemu tak łatwo się na to zgodził, mimo iż wyraźnie mnie nie lubił.... Muszę być bardzo ostrożny...
Zapadła noc. Ostrożnie wszedłem do przyczepy, licząc na to, że Staszek już tam na mnie czeka. Niestety, nikogo nie zastałem. Rozejrzałem się we wnętrzu przyczepy. Na stoliku znalazłem dwie puszki fasoli, w płaszczu przeciwdeszczowym kartkę papieru z napisem "D2-82", a na biurku otwieracz do puszek. Nic więcej...
Pod wejście do kopalni nie miałem co iść, bo światła szybko by zdradziły moją próbę. Ruszyłem więc w stronę bramy. Pogawędziłem z wartownikiem o tych nieszczęsnych lampach dookoła obozu, o domku za przyczepą i głupocie wojskowych rozkazów. Wróciłem do przyczepy. Staszka dalej nie było. To może jeszcze pogadam z wartownikiem? Może więcej ciekawych rzeczy się dowiem?
Wróciłem pod bramę. Żołnierz był głodny... Zje cokolwiek. Tak? To ja ci coś przygotuję... Przy mostku rosły jadalne grzyby, więc zabrałem kilka. W przyczepie otworzyłem puszkę i wrzuciłem do niej kilka grzybków, a następnie przy pomocy zapałek rozpaliłem ogień w piecu i podgrzałem puszkę.