autor: Maciej Kurowiak
Żyć i umrzeć w Liberty City
Liberty City, miasto tysięcy marzycieli z różnych zakątków świata pragnących uczestniczyć w budowie amerykańskiego snu. Sprawdzamy, co wśród nich robi Nico Bellic i jak ma się GTA IV w ponad pół roku po premierze.
Amerykański sen najbardziej cukierkowo wygląda z dużej odległości. Główny bohater Grand Theft Auto IV Nico Bellic zwabiony opowieściami swojego kuzyna przybywa do Liberty City w poszukiwaniu domu, pieniędzy, kobiet i przede wszystkim spokojnego i dostatniego życia. Wiadomo, że musi dostać porządnego kopniaka od rzeczywistości, a przechwalający się swym bajecznym bogactwem kuzyn okazuje się być zwykłym dorobkiewiczem, ciężko pracującym na codzienne życie. Tak zaczyna się wielka historia o drobnych bandziorach i grubych rybach.
Gdyby sukces mierzyć jedynie liczbą sprzedanych egzemplarzy i ilością pozytywnych recenzji Grand Theft Auto IV byłoby jedną z największych produkcji wszech czasów. 3,6 mln sprzedanych kopii w ciągu zaledwie jednego dnia i 500 mln dolarów wprost do kieszeni wydawcy i producenta już po pierwszym tygodniu od premiery. Oszaleli z zachwytu recenzenci bez wahania wystawiający grze najwyższe możliwe noty. Na przełomie kwietnia i maja tego roku nie było częściej wymienianego w mediach tytułu. Od tamtego czasu minęło już pół roku. Ciekawe, co ostało się w głowach graczy z tamtej euforii i jak będziemy tę grę wspominać za wiele lat. Czy do historii przejdą jej główni bohaterowie? Nico Bellic, Roman, Brucie i wielu innych? A może rozbudowana fabuła? Karkołomne ucieczki i wyścigi? Okazuje się, że trudno jednoznacznie określić, w czym tkwi siła gangsterskiej opowieści. Nie jest to produkcja jednostronna, a wiele aspektów sprawia, że jest to pozycja niezwykła.
Być może dlatego, że gra nie stroni od pokazywania współczesnych amerykańskich megalopolis, tak jak one rzeczywiście wyglądają – wielokulturowe tygle, pełne emigrantów, często nie rozumiejących języka angielskiego, których celem jest zwykłe życie, jakiego nie doświadczyli w swoich rodzinnych stronach. Główni bohaterowie nie chcą podbijać świata, usuwać z drabiny społecznej drani, walczyć o miłość i sprawiedliwość – jedynym motorem ich działania jest żądza dobrobytu. Istotna jest realizacja amerykańskiego snu, w którym każdy ma szansę – nieważne, czy jest to dresiarz, dealer, złodziej czy skorumpowany gliniarz. Bohaterami nie są wcale biali Amerykanie odzwierciedlający ideał strażnika Teksasu. Mamy za to cały przekrój rozmaitych narodowości, główny bohater jest Serbem, a zadaje się przede wszystkim z Rosjanami, Irlandczykami, Włochami i Latynosami. Typowy medialny podział na białych i czarnych został zastąpiony rozmaitością nacji, o przeróżnych obyczajach i dialektach. A wszyscy wrzuceni są w wielką maszynę losującą, która wybierze szczęściarzy i odrzuci pechowców. W Liberty City, nieistniejącej stolicy świata, gdzie jak w soczewce odbija się nasza brutalna rzeczywistość.