Slender: The Eight Pages – z miejskiej legendy w horrorowy hit sezonu. Najlepsze gry, które rozeszły się wirusowo
Spis treści
Slender: The Eight Pages – z miejskiej legendy w horrorowy hit sezonu
Slender to gra, która nie ma praktycznie żadnego atutu wyróżniającego ją z tłumu podobnych produkcji. Fabuła? Jesteś w lesie. Zbierz osiem kartek, zanim znajdzie cię przerażający Slender Man. Rozgrywka? Możesz chodzić, biegać, włączać i wyłączać latarkę. Świat gry? Niewielki las, parę zabudowań, auto i trochę kamieni. Do tego grafika, która nawet jak na grę niezależną była zwyczajnie brzydka. Jak mówi sam twórca, Mark Hadley, od samego początku projekt miał być wyłącznie prostym horrorem, testem dla umiejętności programisty oraz sprawdzianem dla silnika Unity. I jako taki radzi sobie naprawdę nieźle: szczególnie warte pochwały jest budowanie napięcia, w którym sporą rolę odgrywa minimalistyczna, ale idealnie pasująca do całości oprawa audio. Ale to nie ze względu na te dwa atuty The Eight Pages stało się internetowym fenomenem. O produkcji Hadleya zapewne usłyszałoby niewielu, gdyby nie wypromowanie go przez użytkowników serwisu YouTube.

Głównym przeciwnikiem (z którym nigdy nie walczymy, a jedynie przed nim uciekamy) jest Slender Man – pozbawiony twarzy tajemniczy wysoki mężczyzna w garniturze. Postać powstała w 2009 roku w trakcie konkursu, którego uczestnicy mieli stworzyć przy pomocy edycji fotografii niepokojące zdjęcia. Wkrótce, głównie dzięki forum 4chan, ten przerażający osobnik stał się bohaterem wielu rozpowszechnianych przez internet strasznych historii, filmików, a – ostatecznie – także gier.
Reakcje na pojawiającego się znienacka Slender Mana to w tym momencie właściwie osobna kategoria filmików. Od krzyków i pisków, przez głośne przekleństwa, aż po pełen przerażenia płacz – youtuberzy (w tym takie internetowe sławy jak Tobuscus czy PewDiePie) chętnie nagrywali własne wrażenia z gry, zazwyczaj kończące się atakami paniki. A ponieważ każdy chciał zobaczyć, co to za tytuł powoduje aż takie emocje, liczba ściągnięć Slendera poszybowała w górę. I choć nikt może w dzieło Marka Hadleya nie zagrywał się godzinami, prosty projekt zrobił furorę, czyniąc głównego antagonistę jednym z najpopularniejszych „straszaków” w sieci. Wkrótce powstała kontynuacja, The Arrival – znacznie bardziej zaawansowana technologicznie, złożona i przede wszystkim płatna. Kultowego statusu pierwowzoru jednak nie uzyskała – choć i tak pozwoliła twórcy na zarobienie paru groszy.
