W to się grało - Star Wars: Knights of the Old Republic
Tuż przed premierą gry Star Wars: The Old Republic przypominamy produkcję, od której zaczęła się przygoda firmy BioWare z uniwersum Gwiezdnych Wojen.
Pomysł stworzenia komputerowego erpega osadzonego w uniwersum Gwiezdnych wojen narodził się w firmie LucasArts pod koniec 1999 roku. Właściciele popularnej licencji nie mieli zielonego pojęcia o tym gatunku, dlatego postanowili znaleźć odpowiedniego partnera i zrzucić na jego barki ciężar przygotowania produktu. Wybór padł na studio BioWare, które w tamtym czasie mogło pochwalić się zaledwie jednym przedstawicielem gier tego rodzaju, ale za to powszechnie wielbionym – mowa oczywiście o Baldur’s Gate. Dodatkowym atutem dewelopera okazało się doświadczenie z konsolami. Kanadyjczycy nie mieli żadnych oporów przed eksperymentami z innymi platformami sprzętowymi, co udowodnili kilka miesięcy później, dając światu drugą odsłonę cyklu MDK. Rozmowy były krótkie i obie strony szybko doszły do porozumienia. Postanowiono, że gra zostanie opracowana z myślą o PC i nowej konsoli firmy Microsoft, która miała stanąć do walki o klienta dopiero za dwa lata.
Ostatecznie wersja xboksowa okazała się tą priorytetową dla wydawcy i zadebiutowała jako pierwsza – stało się dokładnie 15 lipca 2003 roku. Zawiedzionym posiadaczom blaszaków nie pozostało nic innego, jak uzbroić się w cierpliwość. Dedykowana komputerom osobistym edycja trafiła do sklepów dopiero 19 listopada 2003 roku, a więc cztery lata po starcie projektu.
Knights of the Old Republic to pierwsze RPG, które opublikowano na Xboksa. Wydawca odrzucił pomysł stworzenia konwersji na pozostałe konsole ówczesnej generacji, mimo że autorzy mieli już na tym polu pewne sukcesy. Decyzja ta była jednak kanadyjskiej firmie na rękę, bowiem pisanie programu na platformę Microsoftu nie różniło się specjalnie od produkcji gry na PC. Miłość BioWare do urządzeń giganta z Redmond trwała długie lata: zarówno Jade Empire, jak i szalenie dziś popularny Mass Effect początkowo trafiły wyłącznie na „zielone” konsole.
Opracowywanie gry rozpoczęto od wymyślenia przekonującej opowieści. O nawiązaniu do pierwszej trylogii nie było oczywiście mowy – LucasArts chciał, by produkt był w jakiś sposób związany z nowym tryptykiem, nad którym w pocie czoła pracował wówczas George Lucas. Ludziom z BioWare podrzucono nawet propozycję, by ich dzieło zostało wirtualnym odpowiednikiem drugiego epizodu filmowej sagi, Ataku klonów. Na ten pomysł deweloperzy jednak zgodzić się nie chcieli. W końcu zdecydowano, że scenarzyści cofną się w czasie i skupią na wydarzeniach, które miały miejsce cztery tysiące lat przed historią opowiedzianą w Mrocznym widmie. Takie rozwiązanie pozwoliło zachować Kanadyjczykom twórczą wolność. Obie strony były z tego faktu zadowolone.
W Star Wars: Knights of the Old Republic, bo taki tytuł ostatecznie otrzymał ów produkt, wcielamy się w żołnierza odbywającego służbę na republikańskim krążowniku Endar Spire. Zmagania rozpoczynają się w chwili, gdy okręt zostaje zaatakowany przez flotę Sithów, dowodzoną przez głównego antagonistę gry, Dartha Malaka. Celem Lorda jest schwytanie Bastili Shan, członkini Zakonu Jedi, której jako jednej z niewielu udało się ujarzmić bitewną medytację – bardzo rzadką umiejętność, potrafiącą wpłynąć na morale zarówno wrogich, jak i sojuszniczych armii. Sith nie ma jednak szczęścia, bo kobieta wymyka się obławie i ucieka z oblężonego statku za pomocą kapsuły ratunkowej, awaryjnie lądując na pobliskiej planecie Taris. W podobny sposób z Endar Spire wydostaje się również nasz podopieczny i w tym samym momencie rozpoczyna się jego wielka przygoda. Wykorzystując Moc, wynikające z jej opanowania nadprzyrodzone talenty oraz pomoc spotykanych w trakcie zmagań sojuszników, musi przywrócić pokój galaktyce. A jak to zwykle bywa, nie jest to łatwe zadanie.