Upadek fabryki hitów
Do niedawna studio Infinity Ward było kurą znoszącą złote jajka, jednym z najważniejszych producentów FPS-ów na świecie. Teraz dalsze istnienie tej firmy stoi pod dużym znakiem zapytania.
Są twórcami jednej z najpopularniejszych serii pierwszoosobowych strzelanin w historii elektronicznej rozrywki. Ich kolejne gry cieszyły się tak wielkim powodzeniem, że bez trudu sprzedawały się w kilkumilionowych, a ostatnio nawet w kilkunastomilionowych nakładach. Bez względu na to, kto płaci za ich projekty, kurczowo trzymają się obranego blisko dziesięć lat temu kursu i nie tracą czasu na niepotrzebne eksperymenty. Dzięki wypracowanej reputacji i olbrzymiemu doświadczeniu mogli pójść na wojnę z jednym z największych koncernów w branży i w starciu Dawida z Goliatem udowodnić gigantowi, że trzeba się z nimi liczyć. Ludzie z Infinity Ward, bo to o nich mowa, pokazali światu że najważniejszy jest zespół, nawet wobec perspektywy utraty opieki nad dziełem, któremu poświęcili ostatnie lata swojego życia.
Dla wielu twórców gier komputerowych taki kryzys, jaki przeżywało niedawno Infinity Ward, mógłby skończyć się tragicznie. Dwie najważniejsze postacie tej firmy – Vince Zampella i Jason West – odniosły jednak druzgoczące zwycięstwo w walce z Activision i to bez większych kłopotów. Nie dość, że natychmiast po stracie pracy założyły nowe studio, to niedługo potem znalazły opiekuna i na dodatek pociągnęły za sobą większość kluczowych osób, dzięki którym seria Call of Duty odniosła swój niewyobrażalny sukces.
Ostatnie doniesienia z obozu Infinity Ward do złudzenia przypominają sytuację z 2002 roku, gdy obaj wymienieni wyżej panowie dopiero rozpoczynali swój marsz ku sławie. Wówczas to Zampella i West byli zatrudnieni w studiu 2015, Inc. i pracowali nad pecetową wersją gry Medal of Honor, produktem, który na dobrą sprawę rozpoczął boom na wojenne strzelaniny. W dowodzonym przez Toma Kudirkę i podległym koncernowi Electronic Arts studiu nie mieli jednak zbyt wiele do powiedzenia, choć to właśnie oni – piastując najważniejsze stanowiska przy projekcie – w głównej mierze przyczynili się do wielkiego sukcesu tego shootera.
Winą za rozłam studia 2015, Inc. należy obarczyć Granta Colliera, który pod koniec 2001 roku zaczął namawiać kolegów z zespołu do pracy na własny rachunek. Do faktycznego exodusu doszło niedługo potem – w chwili gdy gra Medal of Honor: Allied Assault trafiła do sklepów i z wielkim hukiem podbijała rynek, zarówno Zampella, jak i West, nie należeli już do cudownego teamu. To posunięcie wywołało reakcję łańcuchową, a w ślad za pierwszymi dezerterami poszli następni. W sumie producent gry Medal of Honor: Allied Assault stracił ponad dwudziestu kluczowych pracowników – projektantów poziomów, artystów, autorów scenariusza itd. Wszyscy uciekinierzy natychmiast znaleźli pracę w Infinity Ward, nowej firmie dowodzonej przez Colliera, która została powołana do życia w sierpniu 2001 roku.
Pracownicy firmy 2015, którzy przeszli do Infinity Ward: Todd Alderman, Brad Allen, Keith Bell, Michael Boon, Robert Field, Francesco Gigliotti, Chance Glasco, Carl Glave, Jack Grillo, Earl Hammon Jr., Jeff Heath, Paul Jury, Mackey McCandlish, Steve Fukuda, Preston Glenn, Paul Messerly, Zied Rieke, Nathan Silvers, Justin Thomas, Ken Turner, Jason West, Vince Zampella. Pogrubioną czcionką oznaczyłem tych, którzy dotrwali do kolejnego rozłamu. |
Infinity Ward nie marnowało czasu i natychmiast rozpoczęło prace nad debiutanckim projektem, grą o nazwie Call of Duty. Podobieństw do ostatniej produkcji studia 2015, Inc. nie można było uniknąć – obie strzelaniny bazowały na identycznym pomyśle, obie próbowały pokazać II wojnę światową z perspektywy zwykłego żołnierza, a nie dokonującego nieprawdopodobnych wyczynów herosa (Wolfenstein), wreszcie obie wykorzystywały silnik idTech3, autorstwa id Software. Jak się jednak później okazało, pierwsze dziecko Infinity Wardzostawiło w pokonanym polu swojego bezpośredniego konkurenta, a jedną z przyczyn wyższości Call of Duty nad Medal of Honor był niewątpliwie rozmach tej pierwszej produkcji, charakteryzujący zresztą wszystkie kolejne dzieła Infinity Ward. Trudno zapomnieć lądowanie na plażach w Normandii, które w spektakularny sposób zostało odtworzone w Allied Assault, z drugiej jednak strony początkowe sceny z kampanii Rosjan – gdy, tak jak w filmie Wróg u bram, żołnierze Armii Czerwonej wpływali do nękanego atakami przez Niemców Stalingradu – pozostawiały po sobie zdecydowanie lepsze wrażenie.