autor: Aleksander Kaczmarek
Tolkien, a gry komputerowe - część II
Kontynuujemy naszą opowieść o grach komputerowych odwołujących się do prozy słynnego pisarza, J.R.R. Tolkiena.
Zobacz pierwszą część artykułu Tolkien, a gry komputerowe.
Zdecydowanie lepiej od firmy Vivendi Universal poradziła sobie pracująca dla Electronic Arts ekipa Stormfront Studios (wsparta przez studio Hypnos Entertainment, odpowiedzialne za wersję na konsolę Gamecube). Oparta na filmie gra Władca Pierścieni: Dwie Wieże (The Lord of the Rings: The Two Towers) okazała się jednym z najlepiej sprzedających się konsolowych tytułów 2002 roku. Noty recenzentów na poziomie 8/10 także świadczyły o solidności tej produkcji, która na dodatek wzbogacona została bonusowymi materiałami związanymi z obrazem kinowym. Fani filmu otrzymali to, na co czekali – pełnoprawny hack'n'slash z postaciami łudząco podobnymi do bohaterów wykreowanych przez Viggo Mortensena czy Orlando Blooma. Można było narzekać na brak trybu multiplayer oraz wersji pecetowej, ale blisko 5 milionów sprzedanych na całym świecie kopii gry robiło wówczas imponujące wrażenie.
Sukces udało się powtórzyć rok później wraz z Powrotem Króla (The Lord of the Rings: Return of the King). Tym razem za produkcją gry stało wewnętrzne studio Electronic Arts Redwood Shores (obecnie Visceral Games), a w proces dewelopingu aktywnie włączyła się także wytwórnia New Line Cinema. W efekcie powstała jedna z najbardziej udanych adaptacji w historii gier wideo. Zagorzali miłośnicy prozy Tolkiena, wieszający psy na twórcach filmu, może i nie byli zachwyceni, ale cztery miliony graczy pognało do sklepów, by wziąć udział w zmaganiach o Gondor.
Pod koniec 2003 roku zaczęto zadawać sobie pytanie – co dalej? Kinowa trylogia została ukończona. Tymczasem Peter Jackson, zamiast zająć się ekranizacją Hobbita, poświęcił się pracy nad przeróbką King Konga. Kolejny raz przed szereg wyszedł dzierżący wciąż prawa do gier na bazie książek Tolkiena koncern Vivendi Universal, a właściwie powiązana z nim firma Sierra Entertainment. Na pierwszy ogień poszedł The Hobbit studia Inevitable Entertainment. Nie była to jednak nowa wersja hitu sprzed 20 lat, ale prosta, adresowana przede wszystkim do młodszego kręgu odbiorców platformówka z bajkową oprawą audiowizualną i niezbyt trudnymi zagadkami logicznymi. Propozycję dla nieco bardziej dojrzałych graczy stanowiła strategia czasu rzeczywistego The Lord of the Rings: War of the Ring autorstwa studia Liquid Entertainment, czyli twórców serii Battle Realms. Recenzent serwisu GRY-OnLine z rozbrajającą szczerością przyznał, że „gdyby gra nie nawiązywała do Władcy Pierścieni, to prawdopodobnie nikt by na nią nie zwrócił uwagi” i trudno nie zgodzić się z tą opinią. Miłośnikom RTS-ów tytuł nie miał wiele ciekawego do zaoferowania, ale fanom powieści J.R.R. Tolkiena spodobały się takie elementy jak chociażby możliwość dowodzenia siłami Saurona. Nie zmienia to jednak faktu, że obie wydane pod szyldem Sierry gry były jedynie przeciętne i nie miały prawa przynieść wielomilionowych zysków. Niemniej konkurencja dostrzegła w nich pewien potencjał i sprytnie to wykorzystała.
Po The Lord of the Rings: Return of the King koncern Electronic Arts także szukał pomysłu na spożytkowanie licencji na gry na motywach filmowego Władcy Pierścieni, którą odnowiono w 2004 roku. Rozpędzona ekipa studia EA Redwood Shores przygotowała konsolowego erpega Władca Pierścieni: Trzecia Era (The Lord of the Rings: The Third Age). Twórcy dość odważnie podeszli do fabuły, prezentując wydarzenia znane z Władcy Pierścieni z punktu widzenia kapitana straży Gondoru. Choć scenariusz nie był najmocniejszą stroną gry, to sam pomysł okazał się interesujący, a całość wypadła nadspodziewanie dobrze w oczach recenzentów. Niestety, tym razem nie przełożyło się to na imponujące wyniki sprzedaży.
W tym samym roku do sklepów trafił jednak jeszcze jeden tolkienowski tytuł Elektroników – Władca Pierścieni: Bitwa o Śródziemie (The Lord of the Rings: The Battle for Middle-Earth). Była to gra, na jaką właśnie czekali miłośnicy komputerowych strategii i jednocześnie kinowej trylogii Jacksona. Efektowna oprawa graficzna, widowiskowe starcia z udziałem setek jednostek, filmowi bohaterowie, a wszystko w konwencji dobrze wyważonego RTS-a. Dzieło studia EA Los Angeles okazało się godnym następcą War in Middle-earth, zbierając szereg prestiżowych wyróżnień, w tym dla najlepszej strategii pokazanej na targach E3 w 2004 roku.
Bitwa o Śródziemie uznana została za modelowy wręcz przykład wykorzystania praw licencyjnych, co zmobilizowało szefostwo koncernu Electronic Arts do działania. W 2005 roku branżowy gigant zdobył wreszcie licencję na gry na bazie książek J.R.R. Tolkiena. Do pełnej monopolizacji wirtualnego Śródziemia brakowało tylko jednego... praw do produkcji MMO na motywach Władcy Pierścieni.