autor: Luc
Nowe wita stare. Tak wyglądałby Fallout 3, gdyby nie Bethesda
Spis treści
Nowe wita stare
W samym demie mamy jednak do czynienia z czymś całkowicie innym. Akcja rozpoczyna się... na początku wojny nuklearnej. Motyw w kontekście niedawno wydanego Fallouta 4 wydaje się dość znajomy, ale Black Isle planowało rozegrać to nieco inaczej. W chwilę po spadnięciu pierwszych bomb na świecie zapanował chaos, a w rejonach, w których przebywa nasza postać, zaczęły dominować komunistyczne bojówki. Naszą jedyną nadzieją na przeżycie tego zamieszania jest dostanie się do najbliższego schronu. Rodzice zginęli z rąk wspomnianych komunistów, jesteśmy więc zdani jedynie na siebie, choć pomoc i eskortę oferuje też jeden ze znajdujących się w pobliżu żołnierzy. Wraz z kapralem Armstrongiem docieramy do schronu, gdzie – jak się okazuje – brakuje nadzorcy. Frank, który go zastępuje, prosi o pomoc w naprawieniu systemu podtrzymywania życia w Krypcie i gdy udaje się nam tego dokonać, prezentowana w demie Van Burena historia się kończy. W finalnej wersji ta sekcja miała stanowić po prostu część prologu – swoisty tutorial zaznajamiający gracza z zawiłościami mechaniki.
W gruncie rzeczy nie odbiega to zbyt mocno od tego, co widzieliśmy w dwóch pierwszych Falloutach, choć pewne zmiany oczywiście poczyniono. Pierwsza, bardziej widoczna modyfikacja daje się zauważyć już na ekranie tworzenia postaci. Wciąż decydujemy o punktach umiejętności, perkach oraz zdolnościach, ale te ostatnie opracowano w nieco inny sposób, wręcz odrobinę je uproszczono. Wszystkie dostępne opcje podzielono na cztery główne grupy – walkę, dyplomację, naukę oraz działanie w cieniu. Co ciekawe, umiejętności krasomówcze podpięto w tym przypadku pod dwie kategorie – perswazję oraz zwodzenie, co mogło zwiastować jeszcze większy nacisk na odpowiednie prowadzenie rozmów między postaciami. Z drugiej strony – całkowicie znikł podział na broń ciężką, lekką czy energetyczną i wszystko połączono w jedną kategorię „broń palna”. Demo oferuje również sporo opcji dopasowania wyglądu naszego bohatera, w tym także jego tuszy czy choćby rodzaju brody.
Gdy wreszcie stworzymy idealną postać, możemy ruszać na podbój pustkowi. Rozgrywka w finalnej wersji miała się toczyć albo w czasie rzeczywistym, albo w klasycznych turach – decyzja, z którego modelu skorzystamy, należałaby rzecz jasna do gracza. W samym demie działa jedynie rozgrywka w czasie rzeczywistym, ponadto nie zaimplementowano systemu amunicji ani celowania – choć broń palną trzeba przeładowywać, o kończące się pociski nie musimy się martwić. W końcowym produkcie oba te elementy miały oczywiście ulec zmianie. Tego samego powiedzieć nie można za to o systemie dialogów, który już na poziomie technologicznego dema wyglądał „tak, jak powinien”. Choć możliwe, że klasyczne rozmowy twarzą w twarz wciąż by się pojawiały, dialogi, które prowadzimy w Van Burenie, bazują na „dymkach” oraz kilku zróżnicowanych opcjach, jakie możemy w ich obrębie wybierać. Krótka, choć nieco smutna, uwaga – w porównaniu z tym, co zobaczyliśmy ostatnio w Falloucie 4, nawet na poziomie wersji próbnej gra Black Isle wydaje się w tym zakresie o wiele bardziej rozbudowana.