autor: Andrzej Zygmański
Starcraft – Wielka gra, mała książka
Jeff Grubb w „Krucjacie Liberty’ego” jako pierwszy próbuje przybliżyć nam wydarzenia nakreślone w fabule „Starcraft-a”. Literacka wersja wielkiego przeboju pozostawia jednak wiele do życzenia.
Przeboje kasowe mają to do siebie, że działają jak kamień wywołujący lawinę. Wystarczy, że jakiś film odniesie spektakularny sukces, a już pojawia się armia ludzi chcących na nim zarobić grube miliony. Sprzedaż licencji dotyczy nie tylko wszelkiego rodzaju gadgetów, ale również praw do publikacji książkowych. Podobny manewr zastosował BLIZZARD - potentat wśród producentów gier komputerowych. Jego wielkie przeboje tj. Diablo, Warcraft, czy Starcraft ostatnio doczekały się swoich literackich odpowiedników. Pierwszą pozycją dostępną na naszym rynku księgarskim jest powieść JEFF-a GRUBB-a „Krucjata Liberty’ego”. Dzięki uprzejmości internetowego sklepu wirtualny.com miałem okazję do bliższego zapoznania się z tym tytułem. Historia przedstawiona w książce nawiązuje do kultowej pozycji wśród graczy komputerowych, jaką jest STARCRAFT i stanowi jej fabularną wersję. Jak można było oczekiwać, przyszłość przyniosła ludzkości wiedzę o lotach kosmicznych i wynikającą z tego możliwość podboju kosmosu. Dla jednych była to przygoda, dla innych dożywotnia kara za dokonane przestępstwa i zesłanie w nieznane obszary galaktyki. Właśnie potomkowie jednego z wygnańczych konwojów utworzyli podwaliny pod nową organizację polityczną. Odizolowana, 60000 lat świetlnych od Ziemi, konfederacja nowo zasiedlonych planet, była jedyną nadzieją na przetrwanie. Teraz, wieki po tamtych wydarzeniach, jest to kolos na słomianych nogach, rozdarty wewnętrznymi sporami, przeżarty korupcją i trzymany w ryzach jedynie dzięki oddziałom Marines, ślepo posłusznych rządzącym rodzinom. W przeciwieństwie do oryginału, gdzie naszym komputerowym alter ego był bezimienny dowódca sił Konfederacji, tutaj pierwszoplanową rolę odgrywa Michael Liberty, dziennikarz UNN, dla którego bliski kontakt z wojskiem miał być jedynie bezpiecznym szczeblem na drodze dalszej kariery. Sytuacja jednak zaczyna zmieniać się jak w kalejdoskopie, kiedy docierają informacje o pojawieniu się obcej rasy atakującej przygraniczne planety. Czy aby na pewno wojskowe źródła podają całą prawdę o najeźdźcach i czym są organiczne monstra, na które bohater przypadkowo trafia podczas ewakuacji zagrożonej planety? „Krucjata Liberty’ego” to dobry przykład zmarnowanej okazji. Dla przeciętnego czytelnika, nie mającego wcześniej do czynienia z komputerowym pierwowzorem, przedstawiony w książce świat może wydawać się bardzo powierzchowny i niezwykle ubogi w szczegóły. W zdecydowanie lepszej pozycji znajdują się gracze, którzy mogli wszystko spokojnie obejrzeć na monitorach domowych PC-tów. Niestety, Jeff Grubb nie poszedł w ślady autorów uniwersum Gwiezdnych Wojen, którzy z filmowej bajki stworzyli tętniący życiem wszechświat. Zamiast tego zamknął się w ramach znanej historii, jedynie w niewielkim stopniu rozbudowując istniejącą intrygę. Chociaż jest ona pokazana z innej perspektywy, to nadal wygląda na kalkę STARCRAFT-a. Niektóre rozdziały, jak np. ratunek Generała Duke-a, są po prostu fabularnymi wersjami komputerowych misji. Oczywiście autor rozwija pewne wątki, dotyczące głównych postaci z gry, jednak ich portrety psychologiczne są nadal bardzo płytkie, a motywy działań nie do końca zrozumiałe. Z drugiej strony książka jest napisana prostym i przystępnym językiem, pozbawiona uciążliwych dla wielu czytelników wewnętrznych monologów i temu podobnych udziwnień. Akcja jest zwięzła i tworzy zwartą całość, z dopuszczalnymi dla tej klasy książek błędami logicznymi. Zdecydowanie natomiast brakowało mi esencji gry, czyli wielkich scen batalistycznych. Gdzie podziały się wspaniałe bitwy, które człowiek toczył z zastępami wrogich Zergów, czy Protossów. W zamian otrzymujemy heroiczne wyczyny trójki bohaterów o zdecydowanie mniejszej skali działania. Co dziwne, pomimo wytkniętych niedociągnięć, „Krucjatę Liberty’ego” czytało mi się bardzo dobrze. Może to nostalgia za STRACRAFT-em, którego uważam za jedną z najlepszych pozycji tego gatunku gier. Może radość z ponownego przeżycia tych samych przygód widzianych „ludzkim” okiem. Trudno powiedzieć. Jednego natomiast jestem pewien: od współautora COMRYL-u należy wymagać zdecydowanie więcej i dlatego, z czystym sercem, polecam tą pozycję jedynie zagorzałym fanom komputerowego oryginału. Andrzej „Gorim” Zygmański P.S. Uwaga fani (i nie tylko) gier spod znaku Blizzarda. Niedawno pojawiła się pierwsza książka ze świata Warcraft-a. „Dzień Smoka” autorstwa Richarda A. Knaak'a jest pozycją zdecydowanie lepszą od „Krucjaty Liberty'ego” i polecam ją każdemu miłośnikowi fantasy. Pełna recenzja już niedługo! |