Recenzja PS5 - obietnica lepszego jutra
Oczekiwanie dobiegło końca i oto w tych trudnych czasach doczekaliśmy się – nadchodzi premiera PS5. Czy to prawdziwy next-gen? Czy jest wart swojej ceny? Wszystkie odpowiedzi znajdą się w tym tekście. Oto nasza recenzja PlayStation 5.
Spis treści
Przeglądając w ostatnich tygodniach (a w zasadzie nawet już miesiącach) Reddita oraz Twittera odnosiłem wrażenie, że poziom ekscytacji wynikający ze zbliżającej się premiery PS5 sięga absurdalnych wręcz rozmiarów. Przyznaję - też byłem bardzo ciekaw, co Sony przygotowało dla nas tym razem, ale żadna z prezentacji czy zapowiedzi nie przekonały mnie, aby kupić bilety na „hype train”. Czy warto było czekać? Mam nadzieję, że moja recenzja pomoże Wam znaleźć odpowiedź na to pytanie.
Chyba mogę powiedzieć, że zaliczam się do nielicznych szczęśliwców, którzy mieli okazję spędzić dość dużo czasu z konsolami nowej generacji, jeszcze przed ich oficjalną premierą. Z tego powodu bardzo kusiło mnie, aby już w ramach recenzji PlayStation 5 zorganizować małe porównanie nowych maszynek do grania. Na to jednak jeszcze przyjdzie czas - gwiazdą dzisiejszego popołudnia jest PS5, dlatego starałem się ograniczyć do minimum wtrącenia związane z Xbox Series X. Powiem tylko, że zarówno Sony, jak i Microsoft przygotowały dla potencjalnych klientów bardzo ciekawe urządzenia. Spodziewam się zażartej i wyrównanej walki o serca i portfele graczy.
PlayStation 5 dostarczane jest do użytkownika w całkiem sporych rozmiarów pudle, które wbrew pozorom nie kryje w sobie całej masy gadżetów czy innych akcesoriów. Producent zapewnia jedynie to, co jest absolutnie niezbędne: konsolę, pada, kabel HDMI 2.1, przewód zasilający, kabelek do połączenia i ładowania kontrolera DualSense oraz oczywiście obowiązkową „papierologię”, czyli m.in. instrukcję, na którą żaden szanujący się domowy ekspert nie raczy nawet rzucić okiem. Skąd zatem takie pękate opakowanie? Oczywiście, to sama PS5 jest taka duża.
Pudło ma prawie pół metra długości i ponad 40 cm wysokości, a sama konsola nie jest dużo mniejsza. Wielu będzie próbowało tłumaczyć, że spora bryła jest spowodowana innym niż u konkurencji kształtem, i że w rzeczywistości PS5 wcale nie jest takie ogromne, na jakie wygląda. Zwał jak zwał, ale uwierzcie mi na słowo - tego cacuszka nie ukryjecie w kącie lub gdzieś za telewizorem. Słuszny rozmiar i bardzo agresywna stylistyka urządzenia mówią jasno, jakie cele przyświecały projektującym je osobom: ten sprzęt będzie stanowił centralny punkt salonu. Gdziekolwiek nie spróbujesz go upchnąć, nie uda Ci się go ukryć, a każdy Twój gość będzie już w progu mówił: „o, widzę, że masz nowe plejstejszyn”.
Takie postawienie sprawy może się podobać lub nie. Dla mnie ta biało-czarna bryła o futurystycznym, pofalowanym kształcie, znajduje się niebezpiecznie blisko wielkich, podświetlanych (RGB LED!) pudeł, oznaczonych krwistoczerwonym napisem „gaming”. Ale szanuję Sony za ich decyzję, bo kiedy Wasz nowy Xbox zleje się w tło razem z meblami z IKEA, PS5 może przecierać zupełnie nowe szlaki, jeśli chodzi o stylistykę elektroniki użytkowej, czy wręcz naszych mieszkań w ogóle. „Future is here?”
Co do wyglądu konsoli mam jeszcze dwa spostrzeżenia. Pierwsze: dzięki dołączonej do zestawu podstawce możemy ustawić PS5 w pionie lub poziomie. Podobnie jak przypadku Series X, zdecydowana większość osób zdaje się preferować opcję wertykalną. Dla mnie to bez większego znaczenia i raczej starałem się sprzęt po prostu umieścić gdziekolwiek, gdzie będzie pasował/gdzie się zmieści (niepotrzebne skreślić). Druga sprawa: jeśli myślicie, że to konsolę Microsoftu udało mi się bardzo mocno „spalcować”, nie widzieliście jeszcze nic. Błyszcząca, czarna powierzchnia pomiędzy białymi płatami obudowy PS5 zbiera odciski palców skuteczniej niż niejeden stróż prawa, więc przygotujcie się na regularne czyszczenie.