Death to Spies 3. Prague-n-Play 2010, czyli inwazja gier ze Wschodu
Spis treści
Death to Spies 3
O ile dla większości zgromadzonych na konferencji dziennikarzy największym pozytywnym zaskoczeniem było Off-Road Drive, to dla mnie osobiście była to najnowsza odsłona Death to Spies. Ponownie przyjdzie nam wcielić się w kapitana Strogova – bezlitosnego agenta zatrudnionego w czwartym departamencie Smiersz. Nasz specjalista od eliminowania wrogich szpiegów nie jest już jednak młodzieniaszkiem znanym z poprzednich części. Akcja toczy się bowiem dwie dekady po zakończeniu II wojny światowej i tym samym przenosi grę w realia zimnej wojny. Poszczególne misje osadzone zostaną w Północnej Ameryce, Europie oraz na Kubie. W wykonywaniu powierzonych zadań naszemu dzielnemu radzieckiemu patriocie pomoże dwoje nowych agentów: Viktor Kovalev i Godunova-Lopes. Oboje posiadają unikalne zdolności oraz atrybuty. Twórcy obiecują, że będziemy mogli pokierować każdą postacią z tej trójki, choć demonstrowana wersja nie zawierała tego elementu. Przeniesienie akcji o dwadzieścia lat naprzód skutkuje także bardziej nowoczesnym uzbrojeniem i nowymi gadżetami. Na konferencji udostępniono jedną misję, w której Strogov miał zinfiltrować posterunek amerykańskiej policji i zamordować znajdującego się na drugim piętrze zdrajcę. Poziom zaczynał się oczywiście na parterze. Gdy tylko xboksowy dev-kit skończył ładowanie gry, moim oczom ukazała się pełna detali recepcja zaludniona mundurowymi. Death to Spies 3 działa na nowym silniku graficznym i skok jakościowy w stosunku do poprzedników jest ogromny. Modele postaci są szczegółowe i poruszają się w naturalny sposób, a otoczenie pokryte jest ostrymi teksturami i realistycznie oświetlone. Dodatkowym plusem jest realizm lokacji, dzięki czemu pomieszczenia, zamiast świecić pustkami, zapełnione są gęsto różnego rodzaju przedmiotami i meblami. Ogólnie grafika prezentuje się w ruchu naprawdę okazale i bez wątpienia była to najładniejsza produkcja na tegorocznym Prague-n-Play.
Biorąc pod uwagę samą rozgrywkę, to grę można określić w skrócie jako zimnowojennego Hitmana. Podobieństwa do Blood Money są oczywiste i wątpię, by twórcy próbowali się tego wypierać. Posterunek pełen był podejrzliwych policjantów, którzy nie patrzyli przychylnym okiem na kręcącego się między nimi nieznajomego. Dlatego, by dotrzeć do celu, potrzebowałem odpowiedniego przebrania. Po kilku minutach ostrożnej eksploracji całego piętra dopadłem wreszcie jednego mundurowego, gdy był sam na korytarzu. Zajście go od tyłu i ciche posłanie w objęcia Morfeusza umożliwiło mi przywłaszczenie sobie jego ubrania. Jeszcze tylko musiałem przenieść w jakieś ustronne miejsce ciało i już mogłem udać się na pierwsze piętro. Tam sytuacja się powtórzyła – choć mogłem spokojnie wałęsać się po wszystkich pomieszczeniach, to już na drugie piętro wpuszczano jedynie detektywów. Jednego z nich znalazłem w pomieszczeniu konferencyjnym i szybko pozbawiłem przytomności. Niestety, tym razem zostałem nakryty przez innego policjanta i wywiązała się krótka strzelanina. Walka w Death to Spies 3 nie należy do łatwych i Strogov ginie po kilku trafieniach. O żadnym samoodnawiającym się pasku zdrowia nie ma tu mowy. Uśmiech na mej twarzy wywołała taktyka niektórych wrogów, którzy chowali się za ścianą i wystawiali tylko rękę z pistoletem, by potem strzelać na oślep w moim kierunku. Po wykończeniu kilku niebieskich udało mi się uciec, nim nadciągnęły posiłki. Nie oddaliłem się jednak z pustymi rękoma, zabrałem bowiem ze sobą ciało jednego detektywa. Po tym, jak w ciemnym pomieszczeniu przywdziałem jego garnitur, reszta policjantów na mój widok już nie sięgała od razu do kabury, choć ich podejrzliwość była przez pewien czas zwiększona. Następnie nie niepokojony przez nikogo udałem się na drugie piętro. Tam po raz trzeci musiałem poszukać odpowiedniego stroju, tym razem agenta federalnego, bo tylko w ten sposób mogłem podejść odpowiednio blisko celu.
Warto jeszcze wspomnieć o kilku drobiazgach. Twórcy obiecują, że w pełnej wersji znajdzie się multum minigierek obejmujących m.in. otwieranie zamków czy warzenie trucizn. Ponadto zaimplementowano tzw. zmysł szpiega, który aktywuje alternatywny tryb widzenia. W nim kolory blakną, a wszystkie postacie stanowiące dla nas zagrożenie zostają podświetlone na żółto. Nad ich głowami pojawia się ikonka informująca o stopniu ich podejrzliwości. Gdy ten osiągnie odpowiedni poziom, podświetlenie zmienia się na czerwone i wtedy pozostają nam jedynie dwa wyjścia: walka albo ucieczka. Muszę przyznać, że mam mieszane uczucia co do tego rozwiązania. Problem w tym, że zmysł szpiega jest zbyt przydatny i nietrudno wyobrazić sobie, że spora część graczy spędzi większość rozgrywki w tym trybie widzenia. Ominęłoby ich tym samym cieszenie się świetnym klimatem, który przywodzi na myśl dokonania literackie Roberta Ludluma. Przydałoby się wprowadzić jakieś ograniczenie częstotliwości i czasu korzystania z tej zdolności.
Podsumowując, dla mnie osobiście Death to Spies 3 było najciekawszym punktem tej imprezy. Częściowo wynika to z wygłodzenia. Jestem wielkim fanem Men of War i King’s Bounty, ale na brak gier z tych serii w ostatnim czasie nie mogłem narzekać. Natomiast, jeśli chodzi o tradycyjne skradanki, to na rynku panuje posucha. Nawet oczekiwany przez tyle lat Splinter Cell: Conviction poszedł w stronę bardziej dynamicznych akcji i przeobraził się w symulator Jasona Bourne’a. Nie ma w tym nic złego, ale nie da się ukryć, że fani skradania nie byli w ostatnich latach rozpieszczani. Death to Spies 3 nie wprowadza żadnych innowacyjnych rozwiązań, ale to, co oferuje, jest na naprawdę doskonałym poziomie. Pewnie, jest to kompletna zrzynka z Hitmana, ale osobiście nie mam nic przeciwko temu, by do czasu powrotu z urlopu Agenta 47 jego stanowisko tymczasowo objął kapitan Strogov.
Podsumowanie
Imprezę Prague-n-Play 2010 należy zdecydowanie zaliczyć do udanych. Z zaprezentowanych gier jasno wynika, że ludzie z 1C dobrze zdają sobie sprawę, że ich siła tkwi w bardziej wymagających i odrobinę niszowych produkcjach. Death to Spies 3 oraz Off-Road Drive pokazują, że wydawca nie zamierza zmieniać tego nastawienia. Dobrze rokuje to na przyszłość, gdyż tytuły 1C na pewno będą wyróżniać się na tle zalewu konkurencyjnych produktów.
Wiktor „Adrian Werner” Ziółkowski