autor: Krzysztof Mielnik
Platformówki, które... nauczyły mnie skakać
To zastanawiające, że gatunek, który jeszcze niecałą dekadę temu tak dumnie przewodził wszystkim wydawanym ówcześnie produkcjom, w chwili obecnej – nie licząc kilku wyjątków rocznie, coraz mniej zresztą znaczących – przestał istnieć...
Spis treści
Platformówki, które... nauczyły mnie skakać
„Ding, Ding. Ping, Padang. Dudum Dudumm!”
„Ding, Ding. Ping, Padang. Dudum Dudumm!”
Jeszcze do dziś dnia te chaotyczne pobrzękiwania towarzyszące skakaniu z jednej platformy na drugą, zbieraniu setek kryształów, dziesiątków grzybków i całej masy innych fantów, jakie tylko stały się urzeczywistnieniem bujnej wyobraźni twórców – tkwią głęboko zakorzenione w mej pamięci. Taa... (tu następuje moment zadumy) Nie było rodzaju gier, nad którym straciłbym tyle bezcennego czasu swego dzieciństwa, ile upłynęło go właśnie nad platformówkami!
To zastanawiające, że gatunek, który jeszcze niecałą dekadę temu tak dumnie przewodził wszystkim wydawanym ówcześnie produkcjom, w chwili obecnej – nie licząc kilku wyjątków rocznie, coraz mniej zresztą znaczących – przestał istnieć. Przyczyn takiego stanu rzeczy możemy upatrywać chyba jedynie w braku inwencji producentów, gdyż jak wskazują wyniki popularności chociażby drugiej odsłony „Rayman’a”, czy PSX’owej serii „Crash Bandicoot”, fanów gier platformowych wciąż na świecie nie brakuje!
„Ding, Ding. Ping, Padang. Dudum Dudumm!”
Poniższy przegląd, podobnie jak i opublikowane w marcu podsumowanie „samochodówek”, jest efektem jak najbardziej subiektywnego postrzegania wymienionych w nim gier. Również tu starałem zamieścić się produkcje, które wywarły na mnie piętno, stanowiące o osobistym zaangażowaniu w przedzieraniu się przez każdą z nich. I choć spod tegoż akurat gatunku była ich prawdziwa masa, może się zdarzyć, że nie znajdziecie tu tytułu, który niegdyś był sensem Waszego życia. W takim wypadku: I’m So sorry!
p.s.: Jako, że niektóre tytuły mogły wyglądać odmiennie w zależności od platformy sprzętowej, na jaką zostały wydane, jako docelowy uznałem jedynie sprzęt, na którym danym było mi w nie zagrać w latach świetności.
Pozwólcie zatem, że opowiem Wam swoją historię...